Raport z żałoby

Dźwięki marsza żałobnego i werbli, modlitwa ekumeniczna na wojskowym lotnisku Okęcie, a potem długie kondukty, które odprowadzały ciała ofiar do miejsc czuwania przed złożeniem do grobów – takie relacje telewizyjne towarzyszyły nam przez miniony tydzień. Z Moskwy przyleciało już tyle trumien, a to jeszcze nie koniec, bo dotąd nie zidentyfikowano szczątków wszystkich osób, które leciały feralnym tupolewem.
Do pierwszej pary przybyło 200 tysięcy ludzi z całego kraju, którzy stali w kolejce po kilkanaście godzin, żeby móc się jej pokłonić, 100 tysięcy uczestniczyło we mszy świętej w intencji ofiar na placu Piłsudskiego, służby komunalne tylko sprzed Pałacu Prezydenckiego uprzątnęły 330 ton wypalonych zniczy i zwiędłych kwiatów – te dane świadczą, jak bardzo rodacy przeżyli katastrofę pod Smoleńskiem. I nadal przeżywają, bo teraz jest czas kolejnych pogrzebów. Jutro Polska pożegna Krystynę Bochenek, której sama tyle zawdzięczam. Podziękowałam jej tylko telefonicznie. Osobiście niestety nie zdążyłam. W dniach żałoby narodowej odżyła m.in. stara ballada Bułata Okudżawy „Droga na Smoleńsk”, której treść wedle komentatorów nabrała zupełnie innego znaczenia w kontekście nowych relacji z Rosją, padło także mnóstwo bardzo ważnych słów, w tym o narodowej jedności.
Oby jednak przetrwała przynajmniej pamięć, którą święty Augustyn nazywał wielką siłą. Ta katastrofa uświadomiła nam przecież, że nikt nie może być pewny niczego, a wybuch wulkanu na Islandii jeszcze to potwierdził, gdyż z powodu chmury pyłu na pogrzeb pary prezydenckiej do Krakowa nie dotarło wiele zagranicznych delegacji. Wszyscy odebraliśmy lekcję, że warto sięgnąć do przesłania, które pozostawił światu Dale Carnegie, amerykański pisarz. Płynie z niego przekaz, że rozmowa z każdym człowiekiem powinna przebiegać w taki sposób, jakby miała być ostatnią.

Komentarze

Dodaj komentarz