Coś nie wypaliło
Żal mi twórców Projektu Ślązak. Znam Sabinę Dylę, Adriana Grada, doceniam to, co udało się osiągnąć Tomaszowi Pruszczyńskiemu. Nie wierzę, by mieli złe intencje. Po prostu zastanawiam się, dlaczego tym razem nie zagrało. I wydaje mi się, że przyczyn jest kilka.
Po pierwsze – chyba najważniejsze – zamiast odpowiadać warszawiakom i sopocianom, mogli zrobić coś własnego. Bo odgrzewany kotlet (a raczej rolada) nie śmieszy nikogo. O ile Wojciech Fibak w teledysku Projektu Warszawiak wywołuje uśmiech, to Kazimierz Kutz w naszym „Jadymy na bogato” raczej irytuje i prowokuje złośliwe komentarze. Po drugie – chyba trochę zmarnowano potencjał ludzi, których zaproszono do udziału w projekcie. Gdyby tak oddać inicjatywę „Kaczorowi” (czyli Łukaszowi Kaczmarczykowi z Kabaretu Młodych Panów) i GrubSonowi, mogła powstać prawdziwa perła. A tak „Kaczor” tylko buja się (dosłownie) w kopalni, a GrubSon rżnie w karty przed familokiem. Po trzecie – myślę, że piosenka i teledysk wkurzyły tych Ślązaków, których nie stać na wypasionego moplika, wakacje pod żaglami czy zabawę z pannami w modnym klubie. Całość znów dzieli Ślązaków, nieźle zarabiających sztajgrów, którzy pewnie mogą pozwolić sobie na takie zbytki, i całą resztę, której brakuje do pierwszego. Po co?
Piosenka i teledysk trafiły też chyba w nie najlepszy czas – kiedy Ślązacy znów czują się wykiwani przez państwo w ramach spisu powszechnego, kiedy słyszą od jednego z czołowych polityków o zakamuflowanej opcji niemieckiej, gdy zastanawiają się nad swoim językiem i swoją tożsamością. Tylko czy na autoironię na Śląsku kiedykolwiek był dobry czas? A może „Jadymy na bogato” należy potraktować jako głos w dyskusji o tym regionie?

Komentarze

Dodaj komentarz