Latający Ślązak dziś jest aktrakcją wielu spotkań miłośnikw kolejnictwa
Latający Ślązak dziś jest aktrakcją wielu spotkań miłośnikw kolejnictwa

Rozmowa z Pawłem Polokiem, historykiem regionu, śląskim artystą i przedsiębiorcą

Proszę opowiedzieć o słynnym pociągu, który jeździł przed wojną z Bytomia do Berlina. Czy to prawda, że pokonywał trasę 510 km w ciągu niespełna 5 godzin?

Pociąg ten w latach 30. ubiegłego wieku jechał z tak niewiarygodną wówczas prędkością, że nazywano go Latającym Ślązakiem – Der Fliegender Schlesier. A nasi pradziadkowie nazywali go wręcz Latającym Pieronem. Wyjeżdżał z Bytomia wcześnie rano, w Berlinie był w południe, a wieczorem wracał do Bytomia. Tak więc niemal sto lat temu można było się dostać w ciągu jednego dnia do stolicy, załatwić sprawy i jeszcze tego samego dnia wrócić do domu. Wówczas ten postęp napawał ludzi ogromnym optymizmem. Warto też wspomnieć, że już 1914 roku na Dolnym Śląsku rozpoczęto elektryfikację linii kolejowych i niemal w całości zakończono ją w do 1939 roku. W czasach stalinowskich trakcje zostały wywiezione do ZSRR. Na ponowną elektryfikację dolnośląskie koleje czekały do końca lat 70. Dzisiaj, po tylu latach, możemy mieć jedynie nadzieję, że kolej polska za jakiś czas osiągnie poziom tej kolei pruskiej sprzed stu lat.

 

Banką, cugiem czy szłapcugiem? Jak podróżowali nasi pradziadkowie?

Komunikacja, a mówimy już o tej w drugiej połowie XIX wieku, czyli czasie intensywnej industrializacji Górnego Śląska, funkcjonowała lepiej niż w innych częściach obecnej Polski, a jestem przekonany, że także lepiej niż w innych częściach Europy. Jak spojrzymy na starą mapę, to zobaczymy, że sieć kolejowa jest u nas bardzo rozwinięta. Tory kolejowe używane do transportu towarowego były używane także do transportu osobowego. Przykładem może być linia kolejowa łącząca rybnicki dworzec kolejowy z kopalnią Blucher, czyli obecnie Jankowice. Pamiętam, jak moja nieżyjąca babcia z Roju opowiadała, jak to na kole jechała do Boguszowic, a następnie banką do Rybnika. W tamtych czasach mieć rower to było coś.

 

Ponoć najlepszym środkiem lokomocji były i są... nogi?

Wtedy o wiele częściej niż dzisiaj podróżowano pieszo. Nie było w tym nic niezwykłego. Jeden z kuzynów mojej babci chodził regularnie pieszo do pracy w Hucie Silesia na Paruszowiec. Mieszkał w okolicy Świerklan, codziennie pokonywał w jedną stronę jakieś 10 km. Niestety, przypłacił to życiem, bo pewnego dnia zamarzł. Z kolei babcia z Rybnika opowiadała mi, że chodziła pieszo na Zamysłów odwiedzić rodzinę. Był to dla niej sobotni spacer. Tak samo pieszo chodziła z Rybnickiej Kuźni, gdzie się urodziła, do starego kościoła na msze i na religię. Ogromnie popularny był transport sąsiedzki, jeden drugiemu takie usługi świadczył. jeśli ktoś jechał furmanką na targ, zabierał sąsiada czy znajomego po drodze. Nie było z tym problemów. Jak już wspomniałem, istniała u nas rozwinięta sieć kolejowa, ale oprócz niej istniała także kolej wąskotorowa, zachowana dzisiaj w szczątkowej postaci. Wąski rozstaw torów powodował, że można było dojechać wręcz na podwórza fabryk. Były więc montowane składy osobowe, które woziły ludzi.

 

Dzisiaj dziwią nas archiwalne zdjęcia, na których widzimy liniowe autobusy... sprzed prawie stu lat?

Bo już po I wojnie światowej zaczął się u nas rozwijać transport samochodowy i autobusowy. W Rybniku powstał dworzec autobusowy na tak zwanym Małym Rynku, czyli obecnym placu Wolności. Z kolei ci, którzy jechali przez Wodzisław, mieli do dyspozycji dworze wodzisławski i oczywiście największy i najważniejszy dworzec w tej części Prus – w Raciborzu. I tu taka mała anegdota. Książę raciborski, który zmarł dwa lata temu, na pytanie, czy widzi różnicę pomiędzy przedwojennym Ratibor a obecnym Raciborzem, odparł, że widzi, ponieważ jak był mały i jeździł z ojcem na dworzec, to odjeżdżały stamtąd pociągi do Budapesztu, Wiednia i Konstantynopola, a teraz jak był na raciborskim dworcu, to pociągi odjeżdżały tylko do... Rybnika i do Nędzy. Mylnie sądzimy, że my idziemy z postępem, a kiedyś ludzie byli zacofani.

 

Ślązacy lubią podróżować, ale chyba jeszcze bardziej pielgrzymować?

Podróżowanie wzięło się właśnie z pielgrzymek. I to były pierwsze cele podróży Ślązaków. Jeździli na Górę św. Anny, do Częstochowy, do Mariazell. Drogę na południe otwierała im Brama Morawska. Z kolei na zachód łatwiej było... popłynąć, dość miłą w żegludze, rzeką Odrą.

 

A po co przyjeżdżali do nas Europejczycy?

Na Górny Śląsk przede wszystkim w celach biznesowych przyjeżdżali Niemcy, Żydzi, Włosi, Anglicy. Podróżowali koleją przez Dolny Śląsk czy koleją wiedeńską z Warszawy do Wiednia przez Bogumin. Dla turystów mekką był Dolny Śląsk, szczególnie dolnośląskie uzdrowiska. Z kolei nasz region słynął z jednego z najlepszych szpitali w tej części Europy – rybnickiego Juliusza, w którym już wtedy znano takie wynalazki, jak znieczulenie miejscowe.

3

Komentarze

  • gyrg3 pociag 03 sierpnia 2018 09:15Tylko że kto je likwidował?Z innej strony kolej musi zarabiać jak każda instytucja.Chcemy tanich biletów a wtedy jak kolej ma zarobić? Kolosalna wiekszość ludzi woli swoje auta niż kolej.Każdy krzyczy o smogu i dużych kosztach i zamiast jedno z drugim za jednym ograniczać omijając kolej tym to ignoruje.
  • z okolicy pociąg 06 lutego 2012 18:04Teraz też by sie przydały takie pociągi
  • Ślońzok Chciałbym tym pociągiem chociaż raz się przejechać ... 06 lutego 2012 16:30Dlaczego teraz na Śląsku nie dba się o linie kolejowe? Kolejna linia Wodzisław - Chałupki ma być likwidowana, nie wspomnę o już zlikwidowanych. A za kilka lat będzie tak jak z kopalniami....trzeba je będzie otwierać na nowo. Dlaczego nikt nie myśli u nas przyszłościowo? A tak na marginesie, chciałbym pojechać chociaż raz takim Lotajoncym Pieronym z Bytomia do Berlina

Dodaj komentarz