Postać przemysłowca do dziś budzi liczne pytania i wątpliwości. Jerzy Buczyński z Radlina wydał książkę "Godulowa saga. Rzecz o Karolu Goduli". Jest to pierwsza w naszym regionie tak obszerna publikacja na temat śląskiego magnata przemysłowego w XIX wieku. Jego rodzice pochodzili z Gaszowic, zostali pochowani na cmentarzu w Lyskach. Grób matki, Franciszki Goduli, która zmarła w 1813 roku, zachował się tam do dziś. Karola Godulę nazywano Królem Cynku, Królem Węgla i Stali. Dzisiaj mówi się o nim śląski Rockefeller, który nie miał nic, a dorobił się bajecznej fortuny.
Dziwak i samotnik
Był właścicielem wielu kopalń, hut, cynkowni, ogromnych majątków ziemskich w Szombierkach. Orzegowie, Bujakowie czy Bobrku. Dbał o swoich robotników, zapewniał im bezpłatną opiekę zdrowotną, był jednak bezwzględny wobec hulaków i pijaków. Żeby zapobiec pijaństwu wśród robotników, wypłacał rodzinom pensje w towarze. Często wpadał do szynku i bezlitośnie walił laską po grzbietach górników pijących alkohol, aż przyniosło to efekt – ukrócił alkoholizm. Jerzy Buczyński przyznaje, że trochę obawiał się tej książki, bo postać Karola Goduli, pełna sprzeczności, jest wyjątkowo trudna do pokazania.
Jedni go kochali za niezwykle dobre serce, inni wręcz panicznie się bali, jeszcze inni posądzali o podpisanie paktu z diabłem. Do dzisiaj niewiele się o nim mówi, tymczasem z wielu powodów był to człowiek niezwykły. – Kiedy wgłębiłem się w jego życie, postanowiłem, że przedstawię go nie od strony suchej biografii, ale od strony jego niezmiernie ciekawej, fascynującej osobowości – mówi Jerzy Buczyński. Karol Godula urodził się w Makoszowach pod koniec XVIII wieku. Został ochrzczony w parafii w Przyszowicach (obecnie Borowa Wieś). Kształcił się u cystersów w Rudach i w czeskiej Opawie. Pracę rozpoczął w posiadłości hrabiego Ballestrema w Pławniowicach, a wkrótce stał się zarządcą tego majątku.
Napadli i oszpecili
W młodości przeżył wypadek, który zaważył na życiu. Napadli go kłusownicy, oszpecili i okaleczyli. Godula nie chciał jednak, żeby ludzie nad nim się litowali, żeby się z niego śmiali, dlatego zamieszkał w Rudzie Śląskiej. Mimo że miał później piękny pałac w Szombierkach, dwór w Rudzie Śląskiej, wolał mieszkać w skromnej, drewnianej chatce. – Mimo że był bajecznie bogatym człowiekiem, najczęściej jadał kartofle z kwaśnym mlekiem. Ludzie widywali go, jak snuł się po cmentarzu w Lyskach, chodził po polach, uważali go za dziwaka i samotnika – mówi o bohaterze swojej książki Jerzy Buczyński.
Jak na tamte czasy, Godula był bardzo wykształconym człowiekiem, dla wielu niemieckich przemysłowców pozostawał jednak tylko zwykłym Ślązakiem bez żadnych tytułów. Nie był też zbytnio lubiany przez pruskie władze. Podczas kiedy inni bez problemu dostawali koncesje i pozwolenia, on musiał na nie czekać całymi latami. Ale w końcu doczekał się i w krótkim czasie dorobił się majątku, który przebił największe fortuny na Górnym Śląsku. Jego huta Karol w pierwszej połowie XIX wieku była największą w Europie, a więc i na świecie. To właśnie Karol Godula jako pierwszy zaczął na Górnym Śląsku budować mieszkania dla robotników, czyli tak zwane familoki.
Diabły z talarami
Zachowało się o nim wiele opowieści i legend, które Jerzy Buczyński starał się pokazać w swojej książce. Jedna z nich mówiła, że to diabły noszą mu talary w workach. Wzięło się to m.in. stąd, że Godula w swojej drewnianej chatce miał laboratorium, w którym przeprowadzał doświadczenia chemiczne. – Nietrudno sobie wyobrazić, co myśleli w tamtych czasach ludzie, którzy w oknach widywali dziwne błyski i unoszący się z komina dziwny dym – dodaje autor książki "Godulowa saga".
Inna z historii opowiada o tym, jak Karol Godula, już jako niezwykle bogaty przemysłowiec, oczekiwał w Rudzie Śląskiej na przyjazd króla pruskiego Fryderyka Wilhelma IV. Władca jednak wzgardził jego gościną i nie kazał zatrzymać pociągu w Chebziu. – Rozsierdzony tym Godula pobiegł do domu, rozsypał po całym pokoju talary, tak aby wizerunek króla był na wierzchu, i deptał po nich. Po monetach deptali także urzędnicy, kiedy chcieli podejść do jego biurka – mówi Jerzy Buczyński.
Śląski Kopciuszek
Serce okaleczonego i oszpeconego Karola Goduli zdobyła jedynie kilkuletnia dziewczynka, z biednej rodziny, Joanna Gryzik, która nazbierała dla niego kwiatków. Zaopiekował się nią, zapewnił wykształcenie, a potem, tuż przed śmiercią w 1848 roku, zapisał jej całą fortunę. Spadkobierczyni Goduli okazała się mądrą zarządczynią. – To właśnie o tej Joannie, późniejszej hrabinie Schaffgotsch von Schomberg-Godulla, pisał Gustaw Morcinek w książce "Pokład Joanny". Przedstawił ją w złym i krzywdzącym świetle, ale pisał w takich czasach, że może inaczej nie mógł – dodaje autor książki o Goduli.
Śląski krezus |
Dzisiaj o legendarnym Goduli powstaje coraz więcej publikacji. Ruda Śląska, w której jedna z dzielnic nosi nazwę od nazwiska śląskiego przemysłowca, obchodziła w 2008 roku 160-lecie śmierci Karola Goduli. – Postać Karola Goduli jest zdecydowanie warta przypomnienia i dobrze, że takie próby mają miejsce. Był to człowiek, który swoją fortunę stworzył praktycznie z niczego. Z majątkiem wartym 2 miliony talarów był prawdziwym krezusem, a z tego, co stworzył, praktycznie korzystamy do dziś. Na bazie jego zakładów powstała duża część kopalń na terenie Zabrza czy Rudy Śląskiej – mówi Paweł Polok, znawca historii naszego regionu. |
Komentarze