Deszczowy spacer śladami Szczęścia Beaty / Adrian Karpeta
Deszczowy spacer śladami Szczęścia Beaty / Adrian Karpeta

Skąd pochodzi nazwa osiedla Beata, które znajduje się na krańcach Rybnika (w rejonie dzielnicy Niewiadom), przy ulicy Raciborskiej? Mogli się o tym przekonać wszyscy, którzy w bardzo deszczową i zimną majową niedzielę wybrali się na spacer z Andrzejem Adamczykiem, znawcą i pasjonatem rybnickiego górnictwa. Spacer zorganizowano w ramach akcji "Przewodnik czeka... w Rybniku".

Od żony i syna

Okazuje się, że nazwa osiedla wzięła się od kopalni Szczęście Beaty (Beatensglück). Zgłosił ją do eksploatacji 7 lipca 1856 roku Franz Strahler, właściciel dóbr rycerskich w Niewiadomiu Dolnym. Podstawą zgłoszenia był szyb Fund (odkrycie, znalezisko), w którym na głębokości 30 metrów natrafiono na pokład węgla o grubości czterech metrów. Nazwano go Beate Flöz (Beata). Było to imię żony Strahlera. Oficjalne zezwolenie na eksploatację kopalnia otrzymała w 1859 roku. Wydobycie odbywało się szybem Fund oraz wydrążonym 100 metrów na północ od niego szybem Joseph (Józef to imię syna właściciela kopalni), również o głębokości 30 metrów.

– Kopalnia była odwadniana przez dwie pompy napędzane lokomobilami, czyli przewoźnymi maszynami parowymi – mówi Andrzej Adamczyk. Urobek wyciągano ręcznymi kołowrotami. Sprzedaż odbywała się na furmanki. Eksploatacja posuwała się na północ. Przecinała ulicę Raciborską, aczkolwiek pod samą szosą nie wybierano węgla. Po drugiej stronie założono szyb wentylacyjny. W 1862 roku kopalnia uzyskała bocznicę kolejową w Niewiadomiu. Do transportu węgla zbudowano konną kolejkę szynową, prowadzącą od szybu Joseph do placu składowego. 23 kwietnia 1869 roku zmarł właściciel kopalni. Zakład przeszedł na własność jego spadkobierców. Byli nimi żona Beata Strahler, syn Józef Strahler z Radoszów Dolnych i Józef Kladziwa z Węgier.

Czwarty szyb

W tym samym roku, w celu dobrania się do zasobów niżej leżącej partii pokładu Beata, wydrążono kolejny szyb wydobywczy, Strahler, o głębokości 66 metrów. Znajdował się po północnej stronie ulicy Raciborskiej. Poprowadzono od niego konną kolejkę. Jej wykopy do dziś są widoczne po obu stronach szosy. Szyby Fund i Joseph zasypano około 1875 roku. W 1874 roku oddano do użytku jeszcze jeden szyb wydobywczy, nazwany Jan, o głębokości 67 m. Szyb miał murowane nadszybie z maszyną wyciągową i kotłownią. Rozległe prace doprowadziły do zwiększenia dopływu wody. W odległości 90 metrów na północny wschód od szybu Strahler założono szyb odwadniający Franz, bo woda niszczyła stalowe, żelazne instalacje.

Huta Silesia produkowała co prawda emaliowane wirniki, które trzymały trochę dłużej, ale i tak był to problem. W 1891 roku rozpoczęto eksploatację pokładu Beata, pod budynkami folwarku i polami majątku. Eksploatacja grubych pokładów na małej głębokości doprowadziła do całkowitej degradacji terenu i ruiny folwarku. Obszar ten później zalesiono. Pod koniec lat 80. postanowiono dotrzeć do węgla zalegającego jeszcze niżej i rozpoczęto głębienie nowego szybu, któremu nadano nazwę Helena. Był nowoczesny szyb, miał murowaną obudowę. W 1892 roku został ukończony i połączony pod ziemią z istniejącymi już wyrobiskami. Również pod ziemią, w specjalnej komorze, umieszczono agregat odwadniający.

Odwrotny skutek

W 1919 roku kopalnia została zamknięta. Bezpośrednią przyczyną był trwający od dłuższego czasu strajk górników na tle płacowym. – Ale w tym czasie strajkowały również inne kopalnie i zakłady przemysłowe w powiecie rybnickim, a zamknięto jedynie Szczęście Beaty. Głównymi powodami były silny dopływ wysoko zakwaszonej wody, która niszczyła urządzenia stalowe, oraz trudności eksploatacyjne. Kopalnia wybierała pokłady do głębokości 100 metrów, potem była może 200-metrowa przerwa i kolejne pokłady. Aby do nich dotrzeć, trzeba by sięgać głębiej, a więc praktycznie wybudować nową kopalnię, co wiązało się z olbrzymimi kosztami – mówi dzisiaj Andrzej Adamczyk.

Jak dodaje, strajk nic nie dał, w dodatku o kilka lat skrócił agonię kopalni, gdyż węgla w przygotowanych partiach pokładów wystarczyło tylko na jakiś czas. Po ich wybraniu nie byłoby co fedrować, więc zakład i tak trzeba byłoby zlikwidować. Legenda mówi zaś, że najaktywniejszymi strajkującymi byli jejkowiczanie. – I podobno wszyscy górnicy ze Szczęścia Beaty znaleźli robotę w innych kopalniach, ale tych z Jejkowic nie chcieli nigdzie przyjąć – mówi Andrzej Adamczyk.

Co zostało

W latach 80. XIX wieku Szczęście Beaty było największą kopalnią w rejonie Rybnika, a zatrudniała około 150 osób. Nie wiadomo, jak się pracowało, ile zarabiano. – Kiedy zakład zamknięto, ludzie przychodzili i całowali jego komin – mówi Andrzej Adamczyk. Do dzisiaj zachowały się pozostałości po szybach, część zabudowań, willa dyrektora, ale też doły poeksploatacyjne w lesie.

Korzystałem z tekstu Andrzeja Adamczyka, opublikowanego na portalu Zapomniany Rybnik.

Późny górnik
Andrzej Adamczyk trafił na grubę późno, miał już trzydziestkę na karku. – Bo z moją posturą godali mi: synku, yno nie na gruba. Ale założyło się rodzinę, więc trzeba było szukać pieniędzy na kolanach. Wiem, jak wygląda przodek. Ale najwięcej czasu przepracowałem jako bandziorz, czyli cieśla od taśmociągu. Zajmowałem się budową, likwidacją, naprawą – opowiada Andrzej Adamczyk.

2

Komentarze

  • humberto robota na dole.. 13 czerwca 2013 15:20Ja ciskoł na Annie 30 lot ze zadku ...
  • hajnel To nom zostało.. 24 maja 2013 12:45Nom Slonzokom zostało yno podziwiac ruiny downyj chwały, niymiieckich grub,hut i inkszych fabryk...Za chwila bydymy zwiydzac ruiny dzisiejszych fabryk..To sie nazywo "Polska w budowie"..

Dodaj komentarz