Magdalena jest uczennicą drugiej klasy IV Liceum Ogólnokształcącego w Chwałowicach, a już ma indeks wyższej uczelni w kieszeni. Jak go zdobyła? Otóż dzięki Olimpiadzie Wiedzy o Górnym Śląsku. Jej praca, zatytułowana "My i oni – problemy integracji ludności napływowej na Górnym Śląsku po II wojnie światowej" została bardzo wysoko oceniona, a trud nagrodzony wstępem na Uniwersytet Jagielloński. - Wybrałam kierunek wiedzy o teatrze, bo marzę o pracy na scenie. Później chcę studiować aktorstwo i reżyserię – snuje ambitne plany licealistka.
Swoją pracę napisała pod kierunkiem dr. Jana Krajczoka, nauczyciela języka polskiego. Rozpoczęła ją słowami: "My i oni, Hanysy i Gorole, Ślązak i obcy, bliski czy wróg? Te pytania są zadawane od pokoleń i chyba każde pokolenie musi na nowo określać odpowiedzi. Szansa na jej odnalezienie leży w obszarze kultury". Pisząc pracę, przeprowadziła wywiady zarówno z hanysami, jak i gorolami. Przytacza ich ciekawe wypowiedzi. Każda ze stron wypowiada swoją prawdę o Śląsku. Niektóre opinie są zaskakujące.
Zhanysiały gorol
"Wiele osób spoza granic Górnego Śląska zastanawia się, dlaczego są nazywani "gorolami", jaki jest sens tego słowa, co ono oznacza. Dla hanysów gorolem jest każdy, kto nie ma pokoleniowych korzeni. Pytając Ślązaka, kim jest tzw. gorol, odpowiada: "Są to osoby o mentalności bardzo różniącej się od naszej. Na przykład na śląskich podwórkach wszystko zawsze jest uporządkowane, a jak pojedzie się w głąb kraju, przed domami można zauważyć bałagan. Można zauważyć różnice również w postrzeganiu ludności przez pryzmat dawnych okupantów. Większość hanysów widzi w gorolach Rosjan" - mówi w pracy Magdaleny Kozioł jeden ze Ślązaków.
A jak gorole postrzegają hanysów? Jeden z nich mówi tak: "Są ślepo zapatrzeni w Niemców moim zdaniem niepotrzebnie. Są przemądrzali, ale bardzo pracowici. Wydaje mi się, że nadużywają alkoholu. Poza tym hanysa traktuję jak innego normalnego człowieka".
Autorka pisze o religijności hanysów i goroli, o rodzinie gorolskiej i hanyskiej, o pracowitości Ślązaków i o tym, że obie strony podpatrują się wzajemnie i przenikają w codziennym życiu. Zaś wielu goroli nie wyobraża już sobie życia bez Śląska. Czują, że tutaj jest ich miejsce na ziemi. Kiedy mogą o sobie powiedzieć, że są Ślązakami? - Mówią, że jak ktoś tu mieszka jakieś dziesięć lat, to może o sobie powiedzieć zhanysiały gorol – śmieje się licealistka.
W ogień za gorolem
W swojej pracy przytacza piękny cytat z książki ks. prof. Jerzego Szymika "Jak Ślązak z Bułgarem": "Ślązacy długo "testują" obcego, gdyż są niepewni swej wartości, stąd dystans, pewna sztywność, przeczulenie. Łatwo ich zranić. Ale gdy się do kogoś przekonają, gotowi są za człowiekiem skoczyć w ogień. Złapałam śląskiego bakcyla (...). Zauważyłam że nie jestem wyjątkiem. Stryj mojego męża (...) urodzony na ziemi krasnostawskiej osiadł po wojnie w Gliwicach. Jego dzieci, choć gorole, są gorącymi śląskimi patriotami. Śląsk jest mocny, przyciąga, fascynuje, oczarowuje. Niech mi ksiądz zdradzi - co takiego w sobie mają Ślązacy?" - pyta w opublikowanym wywiadzie Alina Petrowa-Wasilewicz.
Ksiądz Szymik odpowiada jej, odwołując się do doświadczeń Zofii Kossak-Szczuckiej, która osiadła na Górnym Śląsku i doceniła Górnoślązaków za rzeczowość niedającą się ponieść nierealnym marzeniom. "Idealizm w czynach, nigdy w słowach. Słowa są twarde, szorstkie i treściowe. Oszczędność i pracowitość, o jakich w innych dzielnicach nie mają pojęcia. Wytrwałość. Wytrwałość jest być może najbardziej charakterystyczna w psychice śląskiej. Głęboka, szczera religijność. Jako zaś proste uzupełnienie tych zalet, silne życie rodzinne, przywiązanie do starego obyczaju. Brak Ślązakom gładkości, wdzięku, umiejętnego prześlizgiwania się po powierzchni życia. Ale nie tymi zaletami buduje się państwo, jeno tamtą twardzizną, której czyny dźwięczą bardziej od słów".
Śląskie soroństwo
Niestety, nie wszystko w Ślązakach jest takie dobre. Śląskość ma także wiele ciemnych cech, na przykład soroństwo, o którym pisze pochodzący z Pszowa ks. Szymik. "W moich krajanach (czyli również we mnie) boli mnie specyficzna odmiana zawiści, która polega na tym, że się mrocznie milczy o sukcesie i radości. Są różne warianty tego milczenia. Martwi mnie u moich Ślązaków spora umiejętność zadania celnego ciosu na małej przestrzeni. Mam do dyspozycji trzy minuty i zrobię wszystko, aby w tym czasie kogoś zranić. Skromne możliwości, ale wysoka skuteczność. To nasze osławione soroństwo tak charakterystyczne, że aż potrzebowaliśmy specjalnego słowa."
Magda powołuje się także na inną jego wypowiedź, która dotyczy słabości Górnoślązaków, jaką jest unikanie refleksji i ucieczka w działanie: "(...) Zastanawiam się, czy ta nasza robota tutaj, to fedrowanie, nie jest naznaczona jakimś defektem. Nasze grzechy wobec siebie ciążą bardziej, trudne sytuacje z gorolami znosi się "znośniej". Bardziej ranią swoich, ich cios bardziej boli. (...) Jakiś ksiądz wygłosi świetne kazanie. W Lublinie po mszy przyjdzie do niego dziesięć osób. Co najmniej trzy z nich po to, żeby zaistnieć. Trzy z powodów nieokreślonych, a cztery, żeby wyrazić swoją szczerą wdzięczność i uznanie. Na Śląsku nie przyjdzie nikt, choć podobało się wielu". Wniosek w pracy Magdy nasuwa się sam; nadaktywność i wrogość wobec obcego są chyba jakimiś formami radzenia sobie z kompleksem niższości, który łatwo dałoby się wyeliminować uprawianiem większej refleksji nad samym sobą.
Tu chcemy być
- Jak wpadłam na pomysł tej pracy? Trochę rodzice mi pomogli, siedzieliśmy we troje i myśleliśmy nad tematem, aż znalazł się sam: hanysy i gorole - wspomina Magda.
Jej tata Marcin Kozioł pracuje w kopalni Chwałowice. Jej mama Dorota w Sport Klinice w Żorach. W Świerklanach wybudowali dom. Osiedli tutaj na stałe we czwórkę, bo jest jeszcze syn Bartosz. - Nie jesteśmy Ślązakami z krwi i kości, ale czujemy się Ślązakami. Mieszkamy wokół samych Ślązaków, od których uczymy się godać i patrzeć na świat po śląsku. Zaś kiedy jeździmy po Polsce, porównujemy regiony i za każdym razem stwierdzamy, że nigdzie nie ma tak jak na Śląsku. Zawsze wracamy tutaj z tęsknotą – mówi Dorota Kozioł. Jej mąż dodaje: - Nasi rodzice przyjechali tutaj, bo musieli. My zostaliśmy na Śląsku, bo chcemy.
Komentarze