1 września 1939 roku około godziny 5.30 5. Dywizja Pancerna pod dowództwem gen. Heinricha von Veitinghoffa Scheela przeszła granicę państwa polskiego w okolicach Suminy, wkraczając na obszar powiatu rybnickiego na całym 84-kilometrowym odcinku granicznym. Po zajęciu całego powiatu Niemcy przystąpiły niezwłocznie do tworzenia własnej administracji cywilnej oraz gospodarczej. W tym momencie przejęto wszystkie rybnickie kopalnie. Produkcja ruszyła niemalże natychmiast, ponieważ w zakładach nie odnotowano większych zniszczeń. Ich uruchomienia podjęły się wyspecjalizowane jednostki techniczne, tzw. Technisches Kommando (TK), podążające tuż za armią niemiecką.
Grupa techniczna
Na nasze ziemie wkroczyła zmotoryzowana grupa techniczna TK 8, która liczyła około 250 osób. W zabezpieczonych przez nią zakładach obierano tymczasowych dyrektorów. Dokonywał tego z upoważnienia katowickiego zarządu cywilnego pełnomocnik kpt. Linder. Obsadzanie stanowisk odbywało się po wcześniejszych aresztowaniach. Uwięziono wówczas m.in. dyrektora kopalni Donnersmarck inż. Romana Dykacza (in spe dyrektor naczelny Rybnickiego Zjednoczenia Przemysłu Węglowego). Pojmano również dyrektorów inż. Bolesława Krupińskiego z Rybnickiego Gwarectwa Węglowego, Wacława Szymańskiego z kopalni Emma oraz Wojciech Hardta z kopalni Anna. Zagłębie Górnośląskie gospodarczo podlegało wówczas gliwickiej Inspekcji Gospodarki Wojennej VIII Okręgu Wojskowego we Wrocławiu.
Zakłady, które były własnością polskich spółek, wziął pod zarząd komisaryczny Haupttruehandstelle Ost (HTO), czyli Główny Urząd Powierniczy "Wschód" z siedzibą w Berlinie. Dla uzupełnienia należy podać, że w przededniu wybuchu drugiej wojny kopanie Charlotta (Rydułtowy), Emma (Marcel), Rymer oraz Anna wchodziły w skład Rybnickiego Gwarectwa Węglowego. Kopalnie Donnersmarck (Chwałowice) oraz Szyby Jankowice eksploatowała Dyrekcja Kopalń i Hut księcia von Donnersmarck w Świętochłowicach. Polskie Kopalnie Skarbowe na Górnym Śląsku, Spółka Dzierżawcza, Spółka Akcyjna w Katowicach, w skrócie Skarboferm, zarządzała kopalnią Knurów. W skład Czernickiego Towarzystwa Węglowego wchodziła kopalnia Hoym (Ignacy). Ostatnia z dziewiątki kopalń powiatu rybnickiego, czyli Dębieńsko, była własnością Wspólnoty Interesów Górniczo-Hutniczych.
Węgiel na wojnę
HTO swobodnie zarządzał przejętymi zakładami, zbywając je firmom zagranicznym. Rzecz jasna wyjątek musiały stanowić przedsiębiorstwa będące własnością niemieckich obywateli. One pozostały w ich rękach. W powiecie rybnickim były to dwie kopalnie należące do Donnersmarcka, czyli Jankowice i Chwałowice. Pozostałych siedem na mocy zarządzeń z 11 grudnia 1939 oraz 27 marca 1940 przejął jeden z największych koncernów państwowych, mianowicie Herman Göring (Reichswerke A.G. für Berg Und Hüttenbetribe Hermann Göring). Dla administrowania zakładami górnośląskimi powołano jego filie w Katowicach pod nazwą Górnośląski Zarząd Kopalń Zakładów Rzeszy "Herman Göring" (Bergwerksverwaltung G.m.b.H der Reichchswerke "Herman Göring"). Koncern dysponował aż 20 kopalniami, zaszeregowanymi w pięciu grupach. Siedziby dwóch z nich znajdowały się w Rybniku i Gliwicach.
Rozporządzeniami z 16 sierpnia 1940 i 17 grudnia 1943 wprowadzono na terenach zaanektowanych niemieckie prawo górnicze. To oznaczało, że kopalnie rybnickie podporządkowano Wyższemu Urzędowi Górniczemu z siedzibą we Wrocławiu. Zbytem urobku zajmował się Górnośląski Syndykat Węgla Kamiennego (Oberschlesiches Steinkohlenssyndikat). Jak wiadomo, węgiel przeznaczony był na cele wojenne. W owym czasie zapotrzebowanie na czarne złoto wzrosło nawet kilkanaście razy. Wiązało się to z potrzebami przemysłu zbrojeniowego. Węgiel był wówczas niemalże jedynym dostępnym szeroko paliwem energetycznym i opałowym. Wielkość wydobycia zależała od sytuacji na froncie. Przykładowo gdy na przełomie 1939/40 roku Trzecia Rzesza ruszyła w kierunku Europy Zachodniej, wzrosła rola Zagłębia Górnośląskiego i wydobycia. Jednak kiedy Niemcy zajęły zachodnie zagłębia górnicze, rola Górnego Śląska spadła.
Po pierwsze: produkcja
Konsekwencją takiego obrotu spraw było zmniejszenie inwestycji w kopalniach. Wcześniejsza historiografia zaprzecza, jakoby w okresie okupacji nie inwestowano i nie wprowadzano nowinek technologicznych. Były one przez całe 5,5 roku, szczególnie zaś na początku wojny, ale oczywiście z różnym natężeniem. Sprowadzono wówczas nowe maszyny wrębowe, wyciągowe oraz ładowarki. Uruchomiono nowe stacje transformatorowe oraz nowe pokłady. Ponadto do obudowy ścian i chodników używano żelaza, eliminując prawie całkowicie drewno. Dokańczano również inwestycje rozpoczęte przed wojną (np. kopalnia Jankowice). Potem skupiono się jedynie na rozbudowie i modernizacji zakładów. Oczywiście wszystkie te działania miały na celu zwiększenie wydobycia. Wprawdzie inwestycje przyczyniły się do poprawy wskaźników produkcji, to jednak decydujące znaczenie miała tu powiększająca się systematycznie liczebność załóg kopalń.
Produkcja znacząco wzrosła w latach 1940-1943. Przykładowo w kopalni Anna w 1940 roku wydobyto 1,377 mln ton węgla, a już trzy lata później 1,736 mln ton. Jeszcze większy skok odnotowano w kopalni Blücherschächte (Jankowice). Wskaźnik wydobycia w analogicznym czasie wzrósł prawie o 100 proc. (1940 rok – 329000 ton; 1943 rok – 626700 ton). Już w roku 1944 w siedmiu kopalniach odnotowano jednak spadki. Wyjątkiem były kopalnie Knurów i Römer (Rymer). W pierwszej wydobycie wzrosło z 1,32 mln t do 1,4 mln t, zaś w drugiej z 1,08 mln ton do 1,1 mln t. W okresie okupacji odnotowano również bardzo duży przyrost pracowników. Był to efekt pogarszających się wskaźników produkcji w skutek ciągłego spadku wydajności. Zatrudnienie stale rosło nawet w krytycznych roku 1944. Przykładowo w kopalni Charlotte (Rydułtowy) w roku 1940 pracowało 1218 górników, a cztery lata później 3582. W analogicznym czasie kopalni Emma miała 1844 oraz 3171 górników.
Siła robocza
W przejętych zakładach następowały także zmiany personelu. Usuwano pracowników polskich niemalże z wszystkich stanowisk, zwłaszcza zaś tych niepewnych, czyli zaangażowanych politycznie oraz powstańców śląskich. Byli oni od razu kierowani do pracy w głąb Rzeszy lub też do obozów koncentracyjnych. Przykładowo we wrześniu 1939 roku usunięto 300 polskich pracowników z kopalni Hoym (Ignacy). Ich miejsce natychmiast zajęli Niemcy. Rekrutacją zajmował się utworzony 3 września w Rybniku, jako pierwszy na ziemiach zaanektowanych, urząd pracy (Arbaitsamt). Równocześnie powołano jego filie w Wodzisławiu. Ze względu na charakter i specyfikę gospodarczą okręgu rybnickiego pozyskiwanych pracowników w większości kierowano do kopalń. Było to zgodne z polityką gospodarczą okupanta. W jednej z wypowiedzi Hitler stwierdził, że ludność z ziem zaanektowanych nie będzie służyła w wojsku, lecz wykorzystana zostanie jako siła robocza.
Braki w kadrze uzupełniano jeńcami wojennymi, pracownikami przymusowymi oraz więźniami politycznymi. W kopalniach rybnickich najwięcej było jeńców radzieckich, ale byli też francuscy, angielscy, włoscy, serbscy, czescy. Ponadto w przykopalnianych obozach skoszarowano jeńców z Jugosławii, Ukrainy, Azerbejdżanu, Turkmenistanu oraz Żydów. Przyczyną deficytu rąk do pracy było rzecz jasna powoływanie górników pod broń. Liczba poborowych zależała od sytuacji na froncie. Przykładowo w końcowym okresie wojny, w lutym 1945 roku powołano do wojska z kopalni Charlotte aż 75 proc. załogi. Pobór do wojska był częstą praktyką okupanta. Wynikało to z dużych strat ponoszonych wówczas przez armie niemiecką. Prócz jeńców zatrudniano kobiety i młodocianych, od szesnastego roku życia – reguły na powierzchni, jednak istniały odstępstwa od tej zasady. Przykładowo w ostatnim roku wojny w kopalni Knurów pracowało 305 kobiet.
Praca, praca, praca
Jednym ze sposobów poprawy wskaźników produkcyjnych było wydłużenie dnia pracy. Dniówka de facto zależała od wykonania norm. Oznaczało to, że dopóki ich nie zrealizowano, górnik nie mógł opuścić stanowiska pracy. Symptomatyczna dla tego okresu była niska wydajność. Jej przyczyn należy upatrywać m.in. w zatrudnianiu pracowników niewykwalifikowanych, słabych fizycznie (kobiety i młodociani), niedożywionych, nieodpowiednio ubranych. Skutkiem były częste wypadki i wzrost zachorowań, który w większości przypadków kończyły się śmiercią. Spadek wydajności potęgował chroniczny brak wagonów i węglarek. Na początku wojny kopalnie górnośląskie otrzymywały zaledwie 40-60 proc. wagonów potrzebnych dziennie do załadunku. Niejednokrotnie z tego powodu władze musiały urlopować część załogi, wprowadzając tzw. świętówki.
Sytuacja miała zmienić się z początkiem roku 1945, ale większość obszaru powiatu rybnickiego została przejęta dopiero w końcu pierwszego kwartału 1945 roku. Dwa spośród trzech miast powiatu, Rybnik i Żory, stały się bowiem mocnymi punktami oporu wojsk niemieckich, niemalże nie do sforsowania w początkowej fazie natarcia Armii Czerwonej. Dopiero na przełomie marca i kwietnia wszystkie zakłady ziemi rybnickiej trafiły pod administrację polską.
Autor jest nauczycielem w ZS nr 5 i SP nr 19 w Jastrzębiu-Zdroju.
305 kobiet pracowało w końcu wojny w samej tylko kopalni Knurów, bo męską część załogi często wcielano do wojska i wysyłano na front, gdzie armia niemiecka ponosiła duże straty
Komentarze