Jaroszki kryjące się pod spdnicą gospodyni w kresce autorki / Elżbieta Grymel
Jaroszki kryjące się pod spdnicą gospodyni w kresce autorki / Elżbieta Grymel

 

Ludzka zawiść sprawiła, że jaroszki musiały zacząć się ukrywać. Pomagały wdowie aż do jej śmierci, ale w taki sposób, aby nikt tego nie dostrzegł. A potem gdzieś zniknęły.

 

 
Dziś ciąg dalszy opowieści o jaroszkach, które postanowiły wesprzeć biedną wdowę. Diabełki jak zapowiedziały, tak robiły: zgodnie pomagały kobiecie w domu, w polu i w oborze. Wszystko nad wyraz jej się darzyło, bo była dobra i kogo było trzeba, to sama wspomogła! Ale zawsze znajdą się tacy ludzie, którym wciąż coś się nie podoba! Zazdrościli jej tego, że w obejściu ma czysto, wszystko zdąży zrobić i jeszcze na co dzień stroi się jak w niedzielę.
– Czy to możliwe, że ona wszystko zrobi w porę, choć służących nie ma? – dziwili się głośno. Po chałupach szeptano, że z pewnością wdowa czaruje albo z diabłem pakt trzyma. Podobno nawet ktoś widział, że czarne diabły jej krowy doiły, a bydlęta wcale się ich nie bały! Takie wieści szybko roznoszą się po wsi i w końcu dotarły do uszu proboszcza, który postanowił dogłębnie zbadać sprawę. Wziął więc kropidło ze święconą wodą, organistę do towarzystwa i obaj udali się do domu baby. Kiedy niespodziewani goście weszli na podwórko, jaroszki od razu wyczuły ich zamiary i wpadły w popłoch.
– Tu nic nie pomoże, pani gospodyni, nasz koniec nastał, już po nas idą! – wołały przerażone i kryły się po kątach izby. – Ale z was głuptasy, nie bójcie się! Jeszcze żadna baba nie przestraszyła się chłopa, a ksiądz i organista to przecież tylko mężczyźni! Wy najlepiej wiecie, że mówi się, że jak rogaty nie podoła, to tam babę pośle! Wskakujcie szybko pod moją spódnicę!
Zaledwie jaroszki zniknęły pod rąbkiem kiecki, w drzwiach izby ukazali się proboszcz z organistą i od progu obaj wołali, po co przyszli. Wdowa ich wysłuchała, a potem powiedziała spokojnie. – Wielebny księże proboszczu, niech każde z nas zrobi swoje! Wy pokropicie dom, a ja pójdę do obrządku, bo południe się zbliża! – dodała. Jednak nie ruszyła się z miejsca, tylko czekała, aż proboszcz skończy wyświęcanie domu. Kiedy wreszcie obaj mężczyźni przełożyli nogi za próg, jaroszki odważyły się wyjść spod spódnicy gospodyni, ale w wyświęconej chałupie czuły się jakoś nieswojo!
Zaczęły się drapać po głowach, przestępować z nogi na nogę. Aż w końcu najodważniejszy z nich powiedział babie, że dłużej u niej nie zostaną, bo święcona woda im nie służy! Zgodnie z umową będą jej jeszcze pomagały aż do śmierci, ale zrobią to tak, by nikt ich nie widział. Podziękowała im kobieta i wyściskała serdecznie, a potem, kiedy stwory wylazły za próg, wybiegła za nimi, by dać im na drogę po kawałku kołocza. Niestety, one gdzieś zniknęła, zupełnie jakby się rozpłynęły w powietrzu!
Zdarzenie to miało miejsce w niedalekiej przeszłości, kiedy na świecie wybudowano już bardzo dużo kościołów, dlatego nastały ciężkie czasy dla jaroszków, diabłów, utopców i innych demonów. Pokazywały się potem już tylko nocą na rozstajnych drogach, ale ludzie i tam postawili kapliczki Bożej Męki i krzyże, żeby złe moce nie prześladowały spóźnionych przechodniów, dlatego te wszystkie straszydła musiały się gdzieś skryć. Tylko gdzie znalazły nowy dom – tego nie wiadomo!

1

Komentarze

  • Jadwiga Jaroszki 30 czerwca 2014 08:39Lubię czytać tą rubrykę. I najważniejsze są to bliskie mi tematy, babcia często wspominała o straszkach o których pisze Pani Elżbieta.

Dodaj komentarz