Hildegarda Myśliwiec przegląda stare zdjęcia / Archiwum
Hildegarda Myśliwiec przegląda stare zdjęcia / Archiwum

 


 Z pewnością wielu starszych ludzi pamięta dziewczynę, która w czasie wojny wydawała, oczywiście wbrew zakazom, polskim rodzinom mąkę bez kartek. Hildegarda Myśliwiec, pseudonim Młynarka, bo o niej mowa, jest jednym z ostatnich działaczy podziemia niepodległościowego w naszym regionie. Niedawno obchodziła 90. urodziny, ale wcale nie wygląda na swój wiek. Jej pogodną twarz co chwilę rozjaśnia serdeczny uśmiech.
 
Zapiski i pamiątki
 
Pani Hilda godzinami mogłaby opowiadać o działalności konspiracyjnej. Pokazuje zapiski, pamiątki i fotografie. Ma kilka albumów z pieczołowicie poukładanymi zdjęciami i świetną pamięć. Miała osiemnaście lat, kiedy została zaprzysiężona w Armii Krajowej. Zaraz po wojnie wyszła za mąż za partyzanta. Osobiście znała obecnych patronów rybnickich ulic: generała Zygmunta Waltera Jankego, komendanta Okręgu Śląskiego Armii Krajowej, a także Władysława Kuboszka i Pawła Cierpioła – szefów rybnickiego inspektoratu AK.
– Prawie do jego śmierci utrzymywaliśmy kontakt z Walterem Janke, odwiedziliśmy go w Warszawie. Natomiast Paweł Cierpioł zaginął po wojnie, jakby się w powietrzu rozpłynął. Nikt dokładnie nie wie, co się z nim stało – wspomina pani Hilda. Pierwsze po wojnie spotkanie byłych żołnierzy AK z generałem Walterem Janke (wtedy jeszcze pułkownikiem) odbyło się we wrześniu 1986 roku, w Jastrzębiu-Zdroju.
O pani Hildegardzie oraz jej mamie, Marcie, "Nowiny" pisały już w 1991 i 1994 roku. Urodziła się 17 czerwca 1924 roku w Rudzie Śląskiej – Nowym Bytomiu, w rodzinie powstańców śląskich. W powstaniach uczestniczyło oboje rodziców. Pani Hilda ukończyła liceum koedukacyjne, niebawem wybuchła wojna. Została wywieziona na przymusowe roboty do Niemiec, skąd uciekła z końcem 1941 roku. Wróciła na Śląsk, pracując najpierw dorywczo, potem zatrudniła się w Zakładach Młynarskich w Wodzisławiu (do 1944 roku), a następnie w cygarowni DOMS (do marca 1945 roku).
 
Odwaga w genach
 
Po swoich rodzicach odziedziczyła żarliwy patriotyzm, odwagę i wolę walki. W marcu 1942 roku została zaprzysiężona na członka AK i przyjęła pseudonim Młynarka. Pracowała jako łączniczka na terenie Wodzisławia, Jastrzębia i Brennej. Pomagała w powielaniu i rozprowadzaniu prasy podziemnej, kartek żywnościowych, a także zdobywaniu broni.
Działając w podziemiu poznała swojego męża – Franciszka Musioła. Pobrali się zaraz po wojnie. Wychowali czworo dzieci: Zbigniewa, Jadwigę, Elżbietę i Michała. – Mam jeszcze zachowane ślubne życzenia od Pawła Cierpioła, który miał być na naszym weselu, ale coś mu wtedy wypadło i przysłał kartkę z życzeniami. Niedługo słuch o nim zaginął – mówi pani Hilda, pokazując wyciętą z zeszytu kartkę, a na niej na wpół już wyblakły zapis. To właśnie Paweł Cierpioł, szef rybnickiego inspektoratu AK (dzisiaj patron jeden z ulicy w Rybniku) przyjmował od niej przysięgę.
 
Przeczekać Stalina
 
Po wojnie życie wcale nie stało się łatwiejsze. Nowa władza w okrutny sposób prześladowała działaczy podziemia niepodległościowego. Pani Hilda wraz z mężem na jakiś czas schronili się na Dolnym Śląsku, gdzie nikt ich nie znał. Tutaj przeczekali najcięższe lata stalinowskie, a potem wrócili do Radlina. Hildegarda Myśliwiec zajęła się domem, dziećmi i działalnością społeczną. Od 1967 roku pracowała w Urzędzie Pocztowo-Telekomunikacyjnym w Wodzisławiu. Od 1977 roku była członkiem ZBOWiD-u, kiedy zaś upadła komuna, zaangażowała się w tworzenie organizacji skupiającej byłych żołnierzy podziemia.
Działała najpierw w jastrzębskim, a potem (po przeniesieniu) w wodzisławskim kole Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej. W 1994 roku została jego prezesem. Za swoją działalność została uhonorowana m.in. Krzyżem Armii Krajowej. Wspominając tamte czasy, pani Hilda żałuje, że dzisiaj o żołnierzach AK mówi się coraz mniej, zanikają więzi ze szkołami, które kiedyś znacznie żywsze. W Wodzisławiu koło nie ma nawet swojej siedziby. Członkowie spotykają się w siedzibie Solidarności. Sztandar oddali do muzeum w Rybniku. 
 
Cicho o AK
 
– Przez 40 lat o Armii Krajowej nie wolno było mówić, zaś dzisiaj, kiedy już wreszcie wolno, jakoś coraz ciszej o naszej organizacji, o podziemiu niepodległościowym. Coraz mniej zaproszeń ze szkół, coraz mniej spotkań. Jest mi bardzo żal, wydaje się, że nie ma dziedziców patriotycznej spuścizny. A myśmy byli patriotami, uważaliśmy to za swój honor. Byliśmy z tego dumni – zamyśla się pani Hilda. 
 

Komentarze

Dodaj komentarz