Kąpielisko nie jest ogrodzone, więc każdy widzi, ile tam jest osób. Niech sam zdecyduje, czy wchodzić w taki tłum – mówią w rybnickim urzędzie miasta.
Miasto nie zamierza ograniczać liczby wejść na kąpielisko Ruda, chociaż w upały basen dosłownie pęka w szwach i w weekendy padają kolejne rekordy frekwencji. – Kąpielisko nie jest ogrodzone i każdy widzi, ile jest ludzi. Sam podejmie decyzję, czy wchodzić, czy nie. Proszę sobie wyobrazić taką sytuację, że cała rodzina pojedzie na Rudę z odległej dzielnicy Rybnika albo z innego miasta. I na miejscu okaże się, że nie wejdzie na obiekt – mówi Ewa Ryszka, wiceprezydent Rybnika. Dodaje, że liczba korzystających z ośrodka jest płynna – jedni wchodzą, drudzy wychodzą.
Miasto nie pójdzie też na rękę kąpiącym się, by ci mogli opuścić ośrodek i za chwilę na niego wrócić. - Przyjechałam na Rudę z dwojgiem dzieci. Weszliśmy na ośrodek, potem zorientowałam się, że muszę wrócić do samochodu po pampersa. Chciałam wyjść na chwilę. Okazało się, że muszę kupić ponownie bilet. To nie fair. Obdzwoniłam kąpieliska w regionie i dowiedziałam się, że jeśli ktoś musi wyjść na chwilę, bo w aucie zapomniał smoczka dla dziecka czy lekarstwa, ma taką możliwość. Dostaje się pieczątkę na rękę i można wrócić – żali się jedna z mam.
Nie będziemy pozwalać na wchodzenie i wychodzenie z kąpieliska. Chodzi o to, by nie robić precedensu i sytuacji, w której ludzie będą wychodzić np. po to, by pójść do Carrefoura po alkohol – wyjaśnia wiceprezydent Ewa Ryszka.
Komentarze