Kościelny diabeł w kresce autorki / Elżbieta Grymel
Kościelny diabeł w kresce autorki / Elżbieta Grymel

 

Mały Wojtuś poszedł z babcią do kościoła i zobaczył tam... diabła. Rzecz w tym, że nie widział go nikt poza nim, choć ludzi było wielu. Czy to może być prawda? Podobno tak!


Ludzie często myślą, że kościół to święte miejsce i żaden zły duch nie ma tam absolutnie wstępu. Niestety bardzo się mylą, wystarczy posłuchać opowieści małego Wojtusia, prawnuczka starki Szpyrkuli. Otóż chłopczyk lubił chodzić ze swoją prababcią do kościoła, bo tam wiele się działo. Ostatnio, kiedy był z nią na nabożeństwie "Gorzkich Żalów", w kościele pojawił się ktoś zupełnie nowy i niespodziewany. Jakaś czarna pokraka wyszła z zakrystii, zaraz za księdzem śpieszącym do ołtarza. Zrobiła na środku kilka przewrotów, zupełnie jakby była w cyrku, i zaczęła grać na nosie, bacznie rozglądając się wokoło, a kiedy zauważyła Wojtusia, pogroziła mu wielką i czarną jak smoła pięścią.
Wtedy chłopczyk zauważył, że palce szpetnej bestii były zakończone długimi, szponiastymi pazurami! Malec przeraził się tak bardzo, że błyskawicznie schował się za spódnicą prababci! Kiedy odważył się wychylić, zobaczył, że pokraka nadal biegała jak szalona po kościele, szturchała ludzi, tak, że się odsuwali od siebie, zaglądała im w oczy i szeptała coś do uszu, że aż kraśnieli na twarzach! Innych łaskotała swoim ogonem przypominającym nasmołowany sznur i zewsząd było słychać salwy kichnięć! Chłopczyk dziwił się bardzo, że nikt temu szkaradnemu stworzeniu nie zwróci uwagi, że we świętym miejscu tak zachowywać się nie wypada! Był zdumiony tym bardziej że kiedy on w poprzednią niedzielę zrobił tylko dwa kroki od swojej starki, to zaraz złapała go za kołnierz jakaś starsza kobieta i popchnęła z powrotem. Potem natomiast, kiedy już wszyscy wyszli z kościoła, prababcia długo robiła uwagi na temat jego niestosownego zachowania.
Wreszcie przyszedł czas kazania i ksiądz proboszcz zamaszystym krokiem ruszył w kierunku ambony i wdrapał się na jej szczyt. Tę część nabożeństwa Wojtuś lubił zawsze najbardziej, choć niewiele z niej rozumiał, ale ksiądz był człowiekiem wielce wymownym, modulował głos i wspomagał swoją argumentację intensywnymi gestami. Wtedy dziecku zauważyło, że czarny stwór gdzieś nagle znikł, ale po chwili powrócił. Tym razem wywlókł skądś cała stertę poduszek i podkładał zaaferowanym słuchaczom. Najpierw głowa pana burmistrza opadła na amarantową podkładkę, wielką jak bochen chleba, potem zaczęła pochrapywać piekarka i pani hebama, która przynosiła dzieci w swojej torbie... Co było potem, Wojtuś już nie zauważył, bo jego oczka też skleiły się i główka opadła na kolana starki! Chwilę później obudziło go delikatne szturchnięcie w plecy.
– Wstowaj Wojtulku, idziemy do domu! – tak starka Spyrkula usiłowała ocucić swojego prawnuczka. – Musisz być bardzo zmęczony, pewnie lepiej byłoby, gdybyś został w domu... – dogadywała. – Ależ nie babciu, oczka mi się same zamknęły, ale tylko na chwilę – odpowiedział rezolutnie chłopczyk. – Ale ja wszystko widziałem, nawet tego czarnego stwora, który ludziom poduszki podkładał pod głowy w czasie kazania... Kto to był, stareczko? – dopytywał chłopczyk. – Z pewnością diabeł! – stwierdziła po krótkim namyśle prababka.
Choć potem Wojtuś był w tym samym kościele jeszcze wiele razy, już nigdy więcej diabła nie spotkał!
 

Kogo diabeł kusi
Istnieje wiele opowieści ludowych mówiących o ukazujących się w kościołach zjawach, duchach i diabłach. Podobnie jak w powyższym opowiadaniu, nie każdy może je jednak zobaczyć. Wybrańcami złego okazują się zazwyczaj małe, niewinne dzieci, czasem dorośli, ale ci muszą mieć czyste sumienie. Istnieją też opowieści o tym, jak niewinny, dorosły człowiek da się zwieść diabłu i zgrzeszy właśnie w tym poświęconym miejscu, bo najdą go tam brzydkie skojarzenia, źle drugim pożyczy lub po prostu zbluźni.


 

Komentarze

Dodaj komentarz