Gawędę na konkurs pisał przy piecu centralnego ogrzewania. Dzisiaj ta pobrudzona od węgla kartka stała się niezwykłą pamiątką w śląskiej historii rodziny Szczęsnych.
"Witom wos wszystkich piyknie, nazywom się Janek Szczęsny. Chciołbych wom połosprowiać ło mojij familiji. Moja familijo jest tu łod richtich starych korzyni ślonskich" – takimi słowami Jan Szczęsny z Orzesza-Jaśkowic rozpoczął swoją gawędę w 24. edycji konkursu "Po naszymu, czyli po śląsku".
Podczas występu klepoł kosa i opowiadał po śląsku o swojej wielopokoleniowej rodzinie, która wywodzi się z ziemi wodzisławskiej aż po Olzę do Cieszyna. Tam jego przodkowie, wywodzący się ze szlacheckiego rodu w Czechach, a potem w Austrii, mieli kamienice, w których wyrabiali strzelby nazywane cieszynki. Broń od Szczęsnych szła na dwory królewskie i cesarskie, a już pradziadkowie bili się w powstaniach śląskich.
Opowieść Jana Szczęsnego tak się spodobała jurorom, że do domu wrócił z tytułem Ślązaka Roku. Dzisiaj pan Janek z dumą prezentuje dyplom, na którym podpisali się profesorzy: Jan Miodek, Dorota Simonides i ks. Jerzy Szymik. Nie jest to zwykła nagroda, ale część jego śląskiej spuścizny po starkach, starzikach, omkach i opach. - Pochodza z Jaśkowic, tu jest moja ojcowizna tu som fajni ludzie, fajne synki i gryfne dziołchy. Tu chodza do chóru Jaśkowiczany. Robia na grubie, zjyżdżom na doł, tam robia w kumorze. Wydowom klamory, kilofy, pyrliki, majzle, windy, pistolety do stojakow, no i fajnie się tam robi – mówi o sobie Jan Szczęsny, dzisiaj słynny orzeszanin.
Śląsk pełen miłości
Odwiedziliśmy go w domu. Powitał nas w progu jak stary znajomy. Ciepło i gościnnie. Żona Małgorzata częstowała domowymi ciasteczkami, kawą. Rozmawialiśmy długo. O śląskich rodzinach, o Śląsku, o kopalniach i górnikach.
- Chciołbych, żeby na tym naszym Ślonsku wszyscy się miłowali i żyli zgodnie. Żeby to ciepło z serca było widać na grubach. Muszymy o to dbać, tak jak dbali o to nasze starziki. Bo jakby się teraz pobudzili, to by chyba zaroz na widok tego naszego świata pomarli – uśmiecha się pan Janek.
Godo po śląsku od urodzenia, ale to nie wszystko. Godka to dla niego sposób życia, sposób myślenia, i pojmowania świata. - To, co moje starziki robiyły, teraz jo robia i bydom robić moje dziecka. To, co opowiadom, to wszystko z mojego życia. Nic nie jest wyuczone – dodaje Jan Szczęsny.
Pokazuje kilka zeszytów zapisanych drobnym pismem. W każdej wolnej chwili siada i spisuje monologi, gawędy, wiersze, przyśpiewki, wspomnienia.
Nie bójcie się godać!
Pierwszy raz wystartował na gawędziarza roku szesnaście lat lat temu, zdobył wyróżnienia. Potem na Ślązaka Roku – dostał się do półfinału. Starania przerwała choroba. Miał 12 lat przerwy. - I tak se myśla, jak już siedza na tyj ryncie, to napisza jakiś monolog. No ale żodnymu żech nic nie pedzioł, yno żech przy piecu cyntralnymu w piywnicy siedzioł, kosa klepoł i tak żech se myśloł: sztartuja. Jak moja była na drugo w robocie, to żech pisoł po połedniu, jak była na nocka – to żech klepoł po nocach. Nikt nic nie wiedzioł – mówi o swoich przygotowaniach do konkursu pan Janek.
Dobrze mu poszło na przesłuchaniach, potem w półfinale, w Radiu Katowice. W ostatniej chwili powiedział żonie, że jadą razem na finał do Zabrza.
- A jak przeczytali, żech zdoboł piyrsze miejsce, to aż mi się nogi ugły. Galert w nogach. Nie wiedzioł żech, co się zy mnom robi – wspomina orzeszanin.
Radość w rodzinie i samym Orzeszu była ogromna. Telefony, gratulacje, nagranie dla Radia Katowice. Dzisiaj Ślązak Roku przekonuje, że warto godać po śląsku, warto zachowywać śląską mowę i uczyć jej dzieci i wnuki. - Yno podtrzymywać ta naszo godka! Niech ojczulki i starziki uczom nasze dziecka, bo godka je fest piykno, muszymy jom kochać. I nie wstydzić się – czy w sklepie, czy autobusie, czy na banie. Nie boć się tej ślonskości, ino godać i godać. Wtedy jeszcze wiyncyj ludzi bydzie kochać nasz Ślonsk – mówi Jan Szczęsny.
Jedna rodzina
Wraz z żoną Małgorzatą mają troje dorosłych już dzieci : dwóch synów (ze średnim i wyższym wykształceniem) pracuje na kopalni, a córka jest fryzjerką, - Moja żonka też robi 35 lot na lampowni, na Budryku. Szwagry też robiom na grubie. Na Barborka zawsze się wszyscy spotykomy, siedzymy, śpiwyomy, łozprowiomy – dodaje Ślązak Roku.
Komentarze