Kordian Korytek, były reprezentant Polski w koszykówce, chce zrzec się polskiego obywatelstwa i wyjechać z kraju. Bo państwo zabrało mu pieniądze na podatek, którego nie musiał płacić!
To jest krzyk rozpaczy. Straciłem ponad 100 tys. złotych. Państwo nie chce zwrócić mi tych pieniędzy. Jak mam funkcjonować w kraju, który mnie okradł, oszukał i nie daje możliwości odwołania? W Polsce urzędnik może człowieka zniszczyć – ubolewa koszykarz pochodzący z Rybnika. Sprawę opisała "Gazeta Wyborcza". W 1999 roku Korytek sprowadził z Niemiec na lawecie audi A8 bez drzwi, klapy bagażnika, reflektorów za 13 tys. marek. Tyle było na fakturze, auto wycenili też celnicy i rzeczoznawca. W Polsce samochód wyremontowano i wyceniono na 330 tys. złotych. Od takiej kwoty zapłacono składki w PZU.
Kilka miesięcy później samochód został skradziony. Policja go nie odnalazła, a PZU odmówił wypłaty odszkodowania, twierdząc, że zachodzi podejrzenie przekrętu. Urząd celny zawiadomił prokuraturę, że koszykarz poświadczył nieprawdę przy odprawie i zaniżył wartość pojazdu. Handlarz z Niemiec zeznał, że samochód kosztował 84 tys. marek i pokazał na tę kwotę fakturę! – Podpis pod rachunkiem nie był mój, faktura była sfałszowana – opowiada koszykarz.
Na podstawie tej faktury urząd celny wystąpił o cło, a urząd skarbowy upomniał się o zaległe podatki. Korytek o tym nie wiedział, bo grał za granicą. Do akcji wkroczył komornik. Z konta Korytka zajęto ponad 100 tysięcy złotych! Po czasie okazało się, że koszykarz jednak podpisu nie sfałszował podpisu na fakturze. Prokuratura zamknęła sprawę, nie dopatrując się winy. Koszykarz zaczął upominać się o swoje. – Napisałem pismo z prośbą o zwrot. Spodziewałem się, że w normalnym kraju nie tylko odzyskam pieniądze, ale jeszcze zostanę przeproszony. Otrzymałem odpowiedź, że jest za późno na odwołanie. Bo okazało się, że na odwołanie przysługiwały dwa tygodnie od wydania decyzji administracyjnej, której ja nawet nigdy nie otrzymałem! Zostałem okradziony w majestacie prawa – mówi Kordian Korytek.
Chce dać państwu ostatnią szansę – napisać do marszałka Sejmu Radosława Sikorskiego z propozycją honorowego rozwiązania sprawy. – Niech ci posłowie, którzy tak ustanowili prawo, żeby mnie złupić, zrzucą po parę stówek ze swoich niemałych diet i zamkniemy sprawę – mówi.
Komentarze