Zbj z tajemniczej polany w kresce autorki / Elżbieta Grymel
Zbj z tajemniczej polany w kresce autorki / Elżbieta Grymel

 

Latarnik musiał być pokutującą duszyczką, która potrzebowała dobrego słowa. I doczekała się go od młodego górnika Janka.


Czternastoletni Janek, syn wdowy Poloczki, który niedawno zaczął pracę w kopalni Beata, nasłuchał się tam przeróżnych opowieści o latarniku i bał się na samą myśl o spotkaniu z nim, zwłaszcza po tym, co spotkało Tomka od Szwedów. Tamtego wieczoru chłopiec zbyt długo zasiedział przy obrządku i nie zjadł nawet kolacji. Kiedy bowiem przyszedł do izby, jego najmłodszy brat Piotruś kończył ostatnią kromkę chleba, który matka przeznaczyła na wieczerzę. Głodny i z goryczą w sercu wyszedł z dusznej izby i położył się spać w stodole na sianie. Obudził się o pierwszym pianiu koguta, lecz miał wrażenie, że zaspał do roboty. Złapał lniany woreczek z jedzeniem, który matka zawsze zostawiała na progu domu, i popędził na skróty ku kopalni, której szyby majaczyły na górce za lasem.
Minął topolę na Kusiowej miedzy, kiedy tuż przed nim pojawiło się światełko. Przerażony stanął w miejscu, ale opanował strach, przeżegnał się i odmówił modlitwę za zmarłych. Wtedy światełko ruszyło, a chłopiec poszedł za nim jak za przewodnikiem. Po chwili znalazł się na jakiejś polanie. Przy ognisku, w którym błyskały czerwone talary, grzali się dziwni ubrani ludzie wyglądający na zbójców. Jeden z nich wyciągnął do niego rękę i poprosił o chleb. Janek chciał odpowiedzieć, żeby proszący sam kupił sobie chleba, skoro ma aż tyle talarów. Kiedy jednak uświadomił sobie, z kim ma do czynienia, ugryzł się w język i drżącymi rękami podał mu swój lniany woreczek. Zbójcy rzucili się na jadło tak szybko, że przerażony chłopak zrobił krok w tył. Wtedy stwierdził, że znów stoi na Kusiowej miedzy, a to, co widział przed chwilą, wydawało mu się snem.
W odległości kilku kroków zamigotało przed nim znajome światełko. Szli tak jeszcze razem przez chwilę, ale tuż przed lasem światełko się zatrzymało. Chłopiec zrozumiał, że latarnik dalej nie pójdzie i grzecznie mu podziękował. – To jest to dobre słowo, którego mi było potrzeba! – Janek usłyszał głos dolatujący od strony światełka – Wybawiłeś mnie, synku! Za dobre serce nagroda cię nie minie! W miejscu, gdzie widziałeś zbójców, coś będzie na ciebie czekało! – Ale ja się boję...– wyszeptał przestraszony chłopak. – Nie bój się, weź to, co znajdziesz i idź prosto do domu... – usłyszał. I światełko zniknęło a chłopiec ukłonił się głęboko i pobiegł ścieżką przez las, prosto pod kopalnianą bramę, gdzie zbierali się jego kamraci.
Przez caluśką szychtę Janek był zamyślony i wszystko mu z rąk leciało. Ucieszył się, kiedy kopalniana syrena oznajmiła koniec pracy. Chociaż jeszcze nie było późno, na granatowym niebie mrugały już okruchy gwiazd. Chłopcu przypomniała się obietnica latarnika i z duszą na ramieniu ruszył ku Kusiowej miedzy. Uszedł zaledwie kilka kroków, kiedy jego nogi zrobiły się ciężkie jak z ołowiu, nagle potknął się i padł jak długi. Coś białego zamajaczyło przed jego nosem. To był woreczek, w którym nosił jedzenie! Teraz był zawiązany i było w nim coś ciężkiego i twardego. Złapał go, zerwał się na równe nogi i popędził do domu. Dopiero tam sprawdził, co zawiera. Były w nim złote talary. Kilka z nich Janek przekazał proboszczowi, żeby rozdał wśród ubogich, zaś resztę przeznaczył dla rodziny i na naukę dla siebie.
Wiele lat później został wiejskim nauczycielem. Opowiadał czasem swoim uczniom o dobrym latarniku z Kusiowej między po to, żeby pamięć o nim przetrwała.

Komentarze

Dodaj komentarz