Rybniccy nauczyciele na kursie / Archiwum
Rybniccy nauczyciele na kursie / Archiwum

 

Przedwojenne wymysły śląskich posłów zrujnowały życie wielu nauczycielkom, które stawały przed wyborem: praca i konkubinat. Wyjście za mąż oznaczało pożegnanie z zawodem.

 

Celibat kojarzony jest głównie z wymogami obowiązującymi duchownych Kościoła rzymskokatolickiego oraz osób zakonnych kościołów chrześcijańskich, a także niektórych innych wyznań. Mało kto wie jednak, że w okresie międzywojennym w Polsce obowiązywały ustawy celibatowe dla pewnych grup służb administracji państwowej. Dotyczyło to urzędniczek Państwowej Poczty i Telegrafu Rzeczpospolitej Polskiej, a na Górnym Śląsku nauczycielek. Tak, tak, choć trudno w to uwierzyć! Niedostosowanie się do obowiązku bezżeństwa w tych branżach wykluczało daną osobę z grona pracowników państwowych, z wydaleniem ze służby włącznie.

 

Słaba ręka

 

W marcu 1926 roku Sejm Śląski uchwalił celibat dla większości śląskich nauczycielek. Ta rygorystyczna ustawa nie dotyczyła pań tego zawodu, które były już mężatkami i uzyskały stabilizację życiową. Wprowadzenie jej w życie wnioskodawcy motywowali tym, że w śląskich szkołach zatrudnionych było prawie 50 procent kobiet, co według niektórych polityków było objawem niepożądanym, ponieważ szkolnictwo wymagało... silnej męskiej ręki. Ponadto statystyki wykazywały pięciokrotnie wyższą absencję nauczycielek niż nauczycieli z powodu chorób, argumentowano wreszcie, że urlopy połączone z macierzyństwem stanowią nadmierne obciążenie budżetu Skarbu Śląskiego.

Na końcu poseł referujący wniosek tej ustawy dodał, że złączenie obowiązków matki i nauczycielki ujemnie odbija się na rodzinie. Nie bez znaczenia była tu też obawa dużej grupy zwolenników nauczycielek dziewic, że nauczycielka mężatka w brzemiennym etapie pożycia małżeńskiego "razić będzie moralność i budzić u młodzieży myśli – zupełnie nie w duchu pedagogicznym". Pomimo różnorodnych poglądów i zdań posłów parlament śląski ustawę celibatową dla nauczycielek uchwalił i wdrożył w życie. Odtąd ta dziwna ustawa obowiązywała na Górnym Śląsku przez ponad 12 lat i zniesiona została dopiero ustawą Sejmu Rzeczpospolitej Polskiej uchwaloną 3 marca 1938 roku.

 

Trudny wybór

 

Z chwilą uprawomocnienia się ustawy celibatowej nastąpiła w szkołach weryfikacja nauczycielek, z których duża część musiała odejść ze względu na swój stan cywilny. Negatywnie zweryfikowane z powodu zamążpójścia panie otrzymywały odprawy, których wysokość uzależniona była od lat dotychczasowej służby. Po trzech latach była to kwota kwartalnych poborów. W przypadku stażu od pięciu do dziesięciu latach odprawa była jednakowa w wysokości półrocznych poborów, co kwotowo nie przekraczało około 2000 zł. Jeśli nauczycielka skończyła 10 lat służby, należała się jej roczna odprawa, a za każdy rok następny o jedną pensję więcej. Wszystkie odprawy były odpowiednio opodatkowane i nie stanowiły zbytniej uciążliwości dla Skarbu Śląskiego. Dlaczego?

Ano dlatego, że w kasie budżetowej pozostawały składki emerytalne nauczycielki, która zmuszona do odejścia, pozostawała bez praw do emerytury, do zniżki kolejowej i innych uprawnień związanych z wykonywaniem wcześniejszego zawodu. Ustawa celibatowa stawiająca nauczycielki przed wyborem wykonywania zawodu lub staropanieństwem skłaniała je do protestów oraz obrony poszanowania swej godności i wolności osobistej. W jednej z petycji nauczycielki zwróciły się do Sejmu Śląskiego z pytaniem, dlaczegóż to władze śląskie nie ogłosiły celibatu w 1922 roku, kiedy na przysłowiowy gwałt starały się ściągnąć je na tutejszy teren, żeby było komu uczyć dzieci. Dociekały, dlaczego wtedy obiecywano więcej, niż żądały, ale nie uprzedzono o możliwości wprowadzono takiej ustawy.

 

Wrobione w klauzurę

 

"Czy myślicie, że byłaby się która z nas tak kwapiła na Śląsk, wiedząc, że jest skazana na staropanieństwo? Że znęciłby ją 40-procentowy dodatek? Na pewno nie. Wolałaby zostać na tych terenach, gdzie nie jest kaleką, ale równouprawnioną obywatelką, gdzie jej wolno i za mąż wyjść, i pracować. Miałaby zaspokojenie swych potrzeb indywidualnych, materialnych i moralnych. Śpieszyłyśmy tu, by podjąć się wielkiego zadania pomagania Polakom śląskim w walce z germanizacją, by pracować dla dobra Ojczyzny z całym oddaniem: przygotowane byłyśmy na szykany ze strony wrogich żywiołów i na syzyfowe trudy, jakie tu znalazłyśmy, ale zakonnej klauzury celibatowej, odmówienia nam praw obywatelskich, nie spodziewała się żadna z nas" – pisały panie.

I dodawały, że tym więcej boli je i oburza krzywda wyrządzona, z którą nigdy się nie pogodzą i nie przejdą nad nią do porządku dziennego. Taka sytuacja trwała jednak kilkanaście lat. Dodajmy, że Sejm Śląski dość długo przygotowywał ustawę "w sprawie rozwiązania stosunku służby nauczycielskiej wskutek zawarcia przez nauczycielkę związku małżeńskiego", a oparł się przy tym na starych pruskich przepisach. Pod koniec 1925 roku do zwolnienia na pierwszy ogień wytypowano 262 nauczycielki, zatrudnione w szkołach powszechnych. Niektóre pracowały już dziesięć lat. Traciły prawa emerytalne, odprawy były niskie. W rzeczywistości prawo surowo karało nauczycielki wychodzące za mąż.

 

Przepis bez głowy

 

Ustawę uchwalono w marcu 1926 roku, przyjmując stwierdzenie, że tego rodzaju przepisy nie pozostają w sprzeczności z Konstytucją RP ani też z założeniami Konwencji Genewskiej. Przepisy zostały zatwierdzone dekretem prezydenta Rzeczypospolitej. Co roku zwalniano ze śląskich szkół kilkadziesiąt nauczycielek, które zdecydowały się wyjść za mąż. Ustawa nie spełniła oczekiwań: nie przyniosła oszczędności budżetowych, dezorganizowała pracę w szkołach. Za to ośmieszała Ślązaków. W latach 30. potępił ją "Gość Niedzielny", twierdząc, że wiele nauczycielek unika teraz małżeństwa, wybierając pracę i nielegalny związek. Dopiero dążenia władz polskich do likwidacji odrębności śląskiej spowodowały, że w 1938 roku Sejm RP uchylił ustawę celibatową.

 

 

 

 

 

Model z Galicji
Rozporządzenie dotyczące celibatu urzędniczek Państwowej Poczty i Telegrafu utrzymywało w mocy dawne przepisy austriackie, a wydał je minister poczty i telegrafu 27 listopada 1919 roku. Na jego podstawie urzędniczka wstępująca w związek małżeński traciła status urzędnika stałego i tym samym rozwiązywano z nią stosunek służbowy. Te panie, które pomimo zamążpójścia chciały pozostać w służbie, mogły być wyłącznie urzędnikami kontraktowymi. Wtedy jednak traciły prawa urzędników etatowych, jak dodatek mieszkaniowy, prawa emerytalne i inne przywileje. Zarząd Główny Związku Pracowników Poczty i Telegrafu RP przez lata zabiegał o uchylenie tych nieżyciowych ograniczeń.
Dopiero jednak we wrześniu 1927 roku szef resortu minister Bogusław Miedziński uchylił nieżyciowy zakaz. Przywrócił też zamężnym urzędniczkom wszystkie prawa sprzed zawarcia ślubu oraz zapewnił równość w traktowaniu kobiety zamężnej i mężczyzny w kwestiach wymagań i gratyfikacji zawodowych. Po tej odważnej decyzji ministra każda urzędniczka wychodząca za mąż zobowiązana była jedynie do przedłożenia swym zwierzchnikom oświadczenia narzeczonego, że znane mu są przepisy, którym podlega jego przyszła żona jako urzędniczka Państwowej Poczty i Telegrafu RP, i wyraża na to zgodę. Analogiczne oświadczenie złożyć musieli mężowie urzędniczek.
Nieco podobny problem dotyczył Policji Państwowej. W listopadzie 1928 roku w Dzienniku Ustaw RP nr 87 p. 762 pojawiło się rozporządzenie ministra spraw wewnętrznych, w myśl którego każdy funkcjonariusz w stanie czynnym lub nieczynnym na zawarcie małżeństwa uzyskać musiał zezwolenie przełożonych. Oficerom mógł go udzielić komendant główny, natomiast szeregowym funkcjonariuszom komendant wojewódzki. Zainteresowany musiał umieć ukończone 24 lata, co najmniej trzy lata służby w policji i wykazać się nieposzlakowaną opinię wystawioną przez... narzeczoną. Decyzję musiał otrzymać do sześciu tygodni. Mogła ona jednak być negatywna, o ile kandydat nie spełniał wymogów. Komendant główny mógł też zawiesić czasowo wydawanie zezwoleń na zawieranie małżeństw, gdy w danym okręgu województwa szeregowi funkcjonariusze żonaci stanowili ponad 75 procent stanu osobowego sił policyjnych. W takim przypadku trzeba było cierpliwie czekać na swą kolej.

 

 

Komentarze

Dodaj komentarz