Symboliczne złożenie kwiatów / Dominik Gajda
Symboliczne złożenie kwiatów / Dominik Gajda

W sobotę złożono kwiaty i zapalono znicze na zbiorowym grobie pomordowanych pacjentów Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Rybniku, którzy 70 lat temu uciekali z opuszczonego przez Niemców szpitala, stając się celem dla żołnierzy z dwóch stron frontu. Na polach otaczających wtedy szpital zginęło nawet około 400 chorych.
Piotr Polak, przewodnik PTTK, przypomniał historię sprzed lat. Kiedy Niemcy przejęli szpital, to policzyli, że utrzymanie jednego pacjenta kosztuje 3,5 marki, pomnożyli to z ilością pacjentów przez dziesięć lat. Wyszła olbrzymia suma. Dlatego rozpoczęli eutanazję pacjentów.
Najgorsze jednak miało nadejść. 26 stycznia Sowieci dokonali makabrycznego mordu na pacjentach psychiatryka. Jedne źródła podają, że zginęło 37 pacjentów i trzy osoby personelu, drugie mówią o 40 pacjentach i 3 osobach personelu. - Dlaczego zostali zamordowani? Świadkowie twierdzą, że ktoś wyszedł z budynku i pozdrowił radzieckich żołnierzy niemieckim powitaniem. Druga wersja mówi o tym, że Rosjanie wjechali czołgiem na drewniany mostek, mostek się zawalił i uznano to za sabotaż. Która wersja jest prawdziwa? Nie wiemy do dzisiaj – mówił Piotr Polak.
Faktem jest, że 24 stycznia władze niemieckie uciekły ze szpitala, zostawiając 1700 osób zamkniętych w nieogrzewanych budynkach, z bardzo małą ilością jedzenia. Nie wiadomo, ile osób już wtedy zmarło. W dniach od 26 do 29 stycznia pacjenci wybijali szyby, wychodzili z budynków. Przechodzili przez bramę szpitala i umierali. - Z jednej strony strzelali do nich Rosjanie, z drugiej strony Niemcy, którzy bali się, że pacjenci przyjdą do nich i wskażą Rosjanom ich stanowiska. Dwa dni masakry, zginęło 300-400 osób. Ile dokładnie? Nikt nie jest w stanie tego ocenić – mówił Piotr Polak. Ciała wywożono w nocy między 28 a 31 stycznia. Gdzie? Tego też nie wiadomo. - Kiedyś zacząłem liczyć: 24 stycznia było tu około 1700 osób. W trzech masowych grobach na terenie szpitala pochowanych jest około 500 osób. Dodając 400 osób, które zginęły, mamy 900. Do tego 200-300 osób, które zginęły w budynkach. Brakuje 500 osób. Twierdzę, że gdzieś w okolicy musi być zbiorowa mogiła 500 osób albo kilka różnych mniejszych – mówił Piotr Polak.
W lutym 1945 roku w psychiatryku nadal przebywała grupa pacjentów. Pierwsza ewakuacja miała miejsce z 16 na 17 lutego. 272 chorym w piżamach kazano maszerować do Chwałowic. Zapędzono ich na kopalnię, skąd kolejką kopalnianą przewieziono ich do Wodzisławia. W Wodzisławiu nie było pociągu, który mógłby ich dalej wywieźć. Dopiero po całej dobie pacjenci wyjechali do szpitala w Branicach. Wydawałoby się, że wywieziono już wszystkich. Natomiast 26 lutego szef Gestapo informuje swoje władze w Nysie, że w szpitalu w Rybniku nadal przebywa grupa „prawdziwych Niemców”, cierpiących na choroby umysłowe spowodowane bombardowaniami. Wehrmacht dał 15 ciężarówek, którymi tych pacjentów przewieziono na dworzec w Niedobczycach, a stamtąd pociągiem do Branic. W sumie 293 osoby. - Niemcy nie postępowali tak ze względów humanitarnych. Bali się, że jeśli zostawią pacjentów, to Rosjanie pomordują tych ludzi, a winę zrzucą na Niemców – opowiadała Małgorzata Płoszaj, pasjonatka historii.

Galeria

Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt
3

Komentarze

  • Stanik z Rybnika Ojgyn to samo mi opowiadała 26 stycznia 2015 20:25Ojgyn to samo mi opowiadała mi Matka jak Pielęgnirz się uratował bo powaliły się na niego rostrzeliwane pacjentki , tylko ten mord zdarzył się na Rybnickiej Kuźni gdzie była filia zakładu z Gliwickiej .A mostek był na kanale Starej Huty.(dzisiaj szkoła) .Rostrzelanych było 40 -60 kobiet .Szweda był też Pielegniarzym.Powodem że były rostrzelane było to że jedna z chorych pozdrowila Ruskiego po Niemiecku .
  • Johan z Niemiec Z tym trza zrobic porzondek 26 stycznia 2015 12:03Tym swiniom ruskim jeszcze zrobiyli groby na cmyntarzu w Rybniku za to ze zabijali i niewolyli ludzi potym 60 lot, jo by to downo szpryngnyl tam .
  • Eugen Tkocz z Essen ( zory ) eugeniusz@freene Mostek 26 stycznia 2015 08:53 Rosjanie wjechali czołgiem na drewniany mostek, mostek się zawalił i uznano to za sabotaż.Taka wersje opowiadal mi moj ojciec ( Alojzy Tkocz ). Moj ojciec pracowal tam jako pielegniarz i widzial z okna jak sie ten mostek zawalil pod ciezarem tego czolgu. Rosjanie w zlosci zabili na podworku wpierw pielegniarke i chlopca, byl woznica . Nastepnie weszli do budynku i zaczeli strzelac. Moj ojciec uciekl z grupa pacjentow do piwnicy i tam sie ukryli. Niestety Rosjanie znalezli ich i zaczeli wrzucac granaty i strzelac. Moj ojciec znajdowal sie z tylu grupy i kiedy uslyszal wybuchy granatow to polozyl sie na ziemi. To uratowalo mu zycie. Kiedy Rosjanie odeszli to uciekl i ukryl sie w domu panstwa Szwedow. Tak opowiadal mi o tym moj zmarly w 2000 roku ojciec.

Dodaj komentarz