Diabeł w cylindrze w kresce autorki / Elzbieta Grymel
Diabeł w cylindrze w kresce autorki / Elzbieta Grymel

 

Jeszcze kilkadziesiąt lat temu łatwo było pomyśleć, że mamy do czynienia z samym wysłannikiem piekieł. Czy jednak dziś trudniej o pomyłkę? Tego nie wiemy!


Teraz przyjeżdżają do nas ludzie z całego świata: z Ameryki, Azji i Afryki, jest to zjawisko naturalne, któremu nikt się nie dziwi. Dzięki głównie liniom lotniczym odległości dzielące nas od jednego krańca świata do drugiego bardzo się przecież zmniejszyły. Ponad sto pięćdziesiąt lat temu sytuacja była jedna zupełnie inna, w efekcie miejscowi nie mieli pojęcia, jak na przykład wygląda prawdziwy Murzyn, ponieważ go nigdy nie widzieli. Ci bardziej wykształceni, którzy mieli dostęp do książek, mogli powiedzieć tylko tyle, że ma czarną skórę!
W tamtym czasie zamieszkał w Żorach nauczyciel, który w młodości sporo jeździł po świecie. Pewnego razu zaprosił do siebie przyjaciela z Ameryki. Był to wysoki i elegancki pan w wieku około pięćdziesięciu lat. Gościowi towarzyszył niski, czarnoskóry służący. Następnego dnia po przyjeździe służący Amerykanina wybrał się na zakupy. Przed wyjściem z domu wystroił się w iście amerykańskim stylu: założył białą koszulę, czarny krawat, brunatne ubranie, a na głowę – czarny cylinder! Nie musiał daleko chodzić, jako że żorski targ znajdował się wtedy na rynku. Pierwsza z brzegu buda należała do starki Prasołki, która handlowała mięsem, kiełbasami i solą.
Mały człowieczek podszedł do straganu i uważnie zaczął oglądać wędzonki, które pozawieszane były na żerdzi biegnącej pod sufitem. Niestety żadna z nich w niczym nie przypominała bekonu, który chciał kupić swojemu panu i usmażyć na śniadanie. Kiedy starka Prasołka zobaczyła dziwnego, czarnoskórego gościa w cylindrze przebierającego w jej szynkach, oniemiała na moment. Zaraz potem jednak nabrała powietrza w płuca i wrzasnęła tak, że słychać ją było na całym placu: Dioboł! Jednocześnie uderzyła Bogu ducha winnego człowieka potężną szynką z kością, która akurat nawinęła się jej pod rękę. Zamroczony ciosem mały elegant upadł bezwładnie na ziemię.
Zrobiło się zbiegowisko, ale zamiast pomóc biedakowi, ludzie zaczęli kombinować, któż by to mógł być? W końcu zgodzili się ze starą Prasołką, że jednak najbardziej przypomina diabła, którego w kapliczce na Kościółku namalował malarz Gajda. Znalazł się nawet śmiałek, który gotów był sprawdzić, czy to dziwne stworzenie leżące na ziemi nie skrywa aby pod cylindrem diabelskich rogów! Jednak do tego nie doszło, bo biedny Murzyn jęknął i powoli zaczął dochodzić do siebie! Usiadł na ziemi, ale nadal był jakiś skołowany i szumiało mu w głowie. Wtedy z pomocą nadbiegli na szczęście pan nauczyciel i Amerykanin. Oburzeni tłumaczyli zgromadzonemu tłumowi, że tak nie godzi się traktować drugiego człowieka!
Do sprawy w niedzielę na sumie wrócił jeszcze ówczesny ksiądz proboszcz, który nie szczędził swoim parafianom przykrych uwag, tak że niejeden wolał później nie pamiętać o swojej głupocie! Tymczasem amerykańscy goście pozostali w mieście jeszcze przez trzy tygodnie, dlatego wszyscy mogli dobrze sobie małego służącego obejrzeć. Najbardziej  mieszkańców dziwiło to, że ów człowiek wcale na nich się nie gniewał, tylko uśmiechał się serdecznie i coś po swojemu do nich szwargotał! Zapewne wieść o tym wydarzeniu nie przetrwałaby jednak  do naszych czasów, gdyby nie starka Prasołka, która swoim wnukom bardzo chętnie opowiadała o tym, jak to na żorskim rynku w samo południe diabła spotkała.
Nie było to jedyne tego typu wydarzenie w Żorach. Kolejne miało miejsce już prawdopodobnie w latach 70., kiedy młodzi ludzie z innych stron świata kończyli w Polsce studia, żenili się lub wychodzili za mąż i zostawali na zawsze. Tym sposobem do grona mieszkańców miasta dołączył pewien Afrykanin, który był lekarzem i pracował w szpitalu. Akurat miał dyżur, gdy karetka przywiozła kobietę, która straciła przytomność. Lekarz pospieszył jej z pomocą i rychło ją ocucił. – O Boże, jestem w piekle! – wrzasnęła wniebogłosy pacjentka, zobaczywszy nad sobą czarną twarz.
 

Diabelskie atuty
Powszechnie uważano, że diabeł skrywał swój atrybut w postaci rogów pod nakryciem głowy. W wieku XVII i XVIII miał być to trójgraniasty kapelusz, a kiedy w drugiej połowie XIX wieku moda męska zmieniła się i mężczyźni zaczęli nosić cylindry, przebiegły szatan zaczął również korzystać z tego wynalazku. Na początku cylindry nosili panowie dobrze sytuowani: arystokraci, szlachcice, wyżsi urzędnicy, z czasem jednak zwyczaj ten spowszechniał i już na początku wieku XX objął służbę (np. lokajów, stangretów) oraz elegantów miejskich. Jednak na naszym terenie nie był powszechny, gdyż miejscowi woleli nosić dobrze im znane kapelusze filcowe.


 

1

Komentarze

  • Elisabeth diobol..... 05 lutego 2015 19:06ha,ha,ha,downo zech sie tak nie usmiola!rychtyg fajnie napisane....

Dodaj komentarz