Irena i Wiesław Łękawscy, tu z pucharem z ostatnich mistrzostw / Dominik Gajda
Irena i Wiesław Łękawscy, tu z pucharem z ostatnich mistrzostw / Dominik Gajda

 

Wiesław Łękawski ze Świerklan to chodzący dowód na to, że nie trzeba być rdzennym Ślązakiem, żeby osiągać sukcesy w śląskich, wydawałoby się, specjalnościach!

 

Wiesław Łękawski, zawodnik LKS Forteca Świerklany, emerytowany górnik kopalni Janowice to od niedawna drugi szkaciorz w Polsce, czyli pierwszy wicemistrz. – Na tego typu sukces składa się wiele czynników. Trzeba nie tylko umiejętności, ale i dobrej karty oraz łutu szczęścia, które mi dopisały – mówi skromnie pan Wiesław. – Uważam jednak, że potrafię grać, ale wiem, że każdy popełnia błędy. W pięciostopniowej skali dałbym sobie minus cztery – dodaje ze śmiechem.

Na mistrzostwa zakwalifikował się dzięki dobrym wynikom w Grand Prix Polski. Znalazł się w gronie 120 szkaciorzy (25 z nich to ludzie z naszego regionu), którym się udało. Gdy okazało się, że jest w finałowej szesnastce, nikt na niego nie stawiał. Zwłaszcza że wśród rywali miał też panów, którzy już kiedyś sięgali po tytuł mistrza Polski. Ostatecznie złoto i brąz wywalczyli zawodnicy z innych regionów, a srebro właśnie on. – Swego czasu uczestniczyłem już w mistrzostwach Polski, ale nie zmieściłem się na pudle. Byłem czwarty, za to teraz się udało. Odbieram gratulacje od kolegów, znajomych i bardzo się cieszę. W nagrodę dostałem 1300 zł i piękny puchar o wysokości 63 cm. Dołożyłem go do kolekcji, bo mam już tego trochę – wyjaśnia z dumą świeżo upieczony wicemistrz.

Należałoby tu dodać, że wedle powszechnego przekonania dobry szkaciorz to rdzenny Ślązak, który uczył się grać jako małe dziecko, siedząc na kolanach u taty lub wujka czy mamy. Kariera Wiesława Łękawskiego rozwijała się jednak inaczej, ponieważ on pochodzi z Szydłowca (małe miasteczko w centralnej Polsce), więc jak sam mówi, jest tzw. gorolem. W tamtych stronach gry karciane są owszem bardzo popularne, ale akurat o skacie mało kto słyszał. Pan Wiesław też pewnie by się go nie nauczył, gdyby nie przyjechał na Śląsk. A przyjechał za chlebem w 1969 roku w wieku 19 lat. Miał w ręku fach tokarza ślusarza, ale poszedł prosto na dół do kopalni Jankowice. I to właśnie w pracy, a raczej w drodze do pracy, uczył się grać.

Nauczycielami byli koledzy, a miejscem nauki wagonik kolejki, która woziła ich od szybu windy do pola, czyli na przodek. – Na jedną lekcję mieliśmy około 25 minut, bo tyle trwała podróż – wspomina pan Wiesław, który wtedy nigdy by nie przypuszczał, że kiedyś znajdzie się w ścisłej krajowej czołówce. Albo więc był bardzo pojętnym uczniem, albo koledzy byli dobrymi nauczycielami, albo na taki obrót sprawy złożyły się jeszcze jakieś inne okoliczności, bo w rodzinie pan Wiesław wcale nie grywa, choć ma za żonę rdzenną Ślązaczkę, Irenę z domu Sobik ze Świerklan, które słyną z doskonałych szkaciorzy, w tym również kobiet. Pani Irena jednak akurat nie grywa, w dodatku pochodzi z rodziny, w której nikt nie grywał, a w ogóle to jest przeciwna i skatowi, i kartom.

– Ale skoro mąż gra, trzeba było się przyzwyczaić, bo na tym polega małżeństwo. Czy ucieszyłam się ze srebrnego medalu? Oczywiście, ale nie tyle dlatego, że mąż został wicemistrzem Polski, tylko dlatego, że się cieszył – wyjaśnia pani Irena. I zdradza nam, że ona ma swoje pasje: zaliczyła na przykład wszystkie polskie szczyty, i to w większości nie z mężem, tylko z grupą znajomych, bo jak dzieci były małe, to jedno musiało z nimi zostać. Inne zainteresowania nie stanowią jednak przeszkody w związku: państwo Łękawscy są szczęśliwym małżeństwem od blisko 42 lat. Jak się poznali? Było to w 1969 roku. On mieszkał wtedy w hotelu robotniczym kopalni Jankowice, a ona codziennie przechodziła obok, idąc do szkoły Zakładów Naprawczych Taboru Kolejowego, która mieściła się w Boguszowicach. Uczyła się na kierunku naprawa lokomotyw.

A w 1973 roku wzięli ślub i wybudowali dom w Świerklanach Górnych, gdzie mieszkają do dziś. Doczekali się dwóch synów. Rafał ma 41 lat, Daniel 40, obaj są żonaci, obaj mają swoje dzieci. Adriana (córa Rafała) ma 16 lat, Igor (syn Daniela) 11 lat. – Młodszy syn mieszka z rodziną razem z nami, tylko na piętrze, starszy w swoim domu obok – wyjaśnia pani Irena. Jak dodaje, ani żadne z dzieci, ani żadne z wnucząt nie przejęło skatowej pasji ojca i dziadka, który z tej racji w rodzinie jest w niej osamotniony. Radzi sobie również w szachach i innych grach (jak chyba każdy szkaciorz, ponieważ te wszystkie dziedziny wymagają ścisłego umysłu), ale obecnie skat jest jego jedyną rozrywką tego typu.

I wylicza, że tak na poważnie zaczął grać w w połowie lat 90., potem miał długą przerwę (po przejściu na emeryturę, na której jest od blisko 20 lat, spędził kilka lat u brata, który mieszka w Stanach Zjednoczonych) więc zostaje 14-15 lat. Teraz nadrabia zaległości, bo należy nie tylko do Fortecy, ale i do klubu przy kopalni Jankowice, więc grywa co najmniej dwa razy w tygodniu. Żona precyzuje, że małżonek idzie na skata w zasadzie codziennie po południu. Dodajmy, że w tym roku będzie miał 65 lat, jeździ na nartach i na rowerze (również z żoną, bo te pasje są wspólne), wraz z żoną opiekuje się sędziwą teściową, nie pije piwa, gdyż zabronił mu lekarz, zna angielski, uczestniczył w mistrzostwach światach w skacie A.D. 2012, które odbywały się w Karpaczu.

– To oczywiście kosztowało, ale trochę się ograłem – mówi pan Wiesław. A jaką grą jest dla niego skat? – Taką, że jak się ma kartę, to trzeba licytować, pamiętając jednak, żeby nie przeginać pały – wyjaśnia. Jak ta teoria ma się do tego, że koledzy uważają go ryzykanta? – Kto nie gra, ten nie wygrywa – odpowiada na to świeżo upieczony wicemistrz. Z takim podejściem ma szansę zostać mistrzem, czego serdecznie mu życzymy!

 

PS Drodzy Czytelnicy! W tym tygodniu materiał o wicemistrzu Polski jest zamiast kącika skatowego, do którego wracamy w następnym wydaniu.

 

 

3 czyli wszystkie miejsca na podium indywidualnych mistrzostw Polski w skacie w kategorii open w 2009 roku zajęli gracze z okręgu Rybnik: Zbigniew Kosiec (KS Górnik Boguszowice), Henryk Czapla (Jubilat Jastrzębie) i Ewald Paulus (Silesia). To był największy sukces okręgu w historii IMP

 

Komentarze

Dodaj komentarz