Sąd kilka razy napominał Dariusza P., by trzymał się faktów / Adrian Karpeta
Sąd kilka razy napominał Dariusza P., by trzymał się faktów / Adrian Karpeta

Dzisiaj w rybnickim ośrodku Sądu Okręgowego w Gliwicach odbyła się druga rozprawa w procesie Dariusza P. z Jastrzębia-Ruptawy, który jest oskarżony o podpalenie swego domu i doprowadzenie do śmierci żony i czworga dzieci.

 

 

Na dzisiejszej rozprawie obecny był syn Wojciech, jedyny, który ocalał z pożaru. Za pośrednictwem obrońcy przekazał Dariuszowi P. list z życzeniami z okazji Dnia Ojca. Jak udało nam się ustalić, syn napisał, że wierzy swojemu ojcu, wspiera go i ma nadzieję, że wkrótce się zobaczą. Dariusz P. przez ponad trzy godziny składał wyjaśnienia i odpowiadał na pytania sądu. W dalszym ciągu nie przyznaje się do zarzucanego mu czynu. Przyznaje natomiast, że próbował kierować śledztwo na inne tory. Pisał m.in. do siebie esemesy, których autorem miał być rzekomy podpalacz. Robił tak, jak tłumaczył, żeby odsunąć od siebie podejrzenia śledczych, którzy tuż po tragedii mieli mu oświadczyć, że jest jednym z podejrzanych.
Pierwszego esemesa wysłał w dniu pogrzebu, z terenu parafii! Jak to możliwe, że w takiej chwili, przed jednym z najbardziej traumatycznych momentów w życiu, myślał o zacieraniu śladów – chciał wiedzieć sąd. Dariusz P. tłumaczył, że wiedział, że jest podejrzewany, że nie miał alibi, bo tragicznej nocy był w pracy. Był przekonany, że zaraz po pogrzebie zostanie zatrzymany. Tymczasem on był potrzebny synowi Wojtkowi, który ocalał, a także ojcu, który chorował na raka...
Sąd pytał Dariusza P. o polisy, które zawarł przed tragedią. Oskarżony odpowiadał, że takie polisy zawierał już wcześniej. Dowodził, że 550 tysięcy złotych, które miałby dostać w razie śmierci żony to i tak nic w porównaniu z jego długami, które, według jego rozeznania, wynoszą grubo ponad trzy miliony złotych!
Kolejna rozprawa już w piątek.

Komentarze

Dodaj komentarz