Rybnicka Kuźnia, sierpień 1931. Mieszkańcy przed kaplicą wzniesioną w podzięce za przyłączenie do Polski / Archiwum
Rybnicka Kuźnia, sierpień 1931. Mieszkańcy przed kaplicą wzniesioną w podzięce za przyłączenie do Polski / Archiwum

 

Pobożność Ślązaków od wieków wysoko cenili kolejni władcy świeccy, którzy z tej racji gwarantowali Kościołowi katolickiemu szerokie wpływy przede wszystkim w szkolnictwie. Gdy nastała Polska, sytuacja się zmieniła, co nieraz prowadziło do społecznego buntu.

 

 

Po podziale Górnego Śląska zakrojona na szeroką skalę polonizacja nie ominęła również struktur Kościoła katolickiego, co niejednokrotnie doprowadzało do bolesnych konfliktów duchownych oraz wiernych z laickimi władzami polskimi. Po zawieruchach walk powstańczych, plebiscycie i zmianie państwowości Górnoślązacy potrzebowali spokoju, normalizacji życia i "odbudowy na zasadach wiary swych ojców" – jak w 1923 roku podkreślił w liście pasterskim administrator apostolski ksiądz August Hlond (1881-1948). Przez wieki bowiem odrębny duch tego narodu trwał dzięki religii katolickiej i duchowieństwu darzonego tutaj wielkim autorytetem i zaufaniem. Już w przeszłości niezłomną pobożność Ślązaków wysoko cenili kolejni władcy świeccy, dlatego też pierwsi panujący tu protestanccy królowie pruscy zagwarantowali charakter wyznaniowy tutejszego szkolnictwa.

 

Pierwsze rozczarowania

 

Po oderwaniu od państwa protestanckiego, za jakie uważano Niemcy, ludność górnośląska oczekiwała umocnienia pozycji Kościoła katolickiego przede wszystkim w szkołach, które stały się już przecież polskie. Jednakże po formalnym utworzeniu w czerwcu 1922 roku województwa śląskiego pojawiły się pierwsze symptomy rozczarowania natury prawnej, jak i społecznej. Górnoślązacy nagle znaleźli się w nowej rzeczywistości całkowicie odmiennej od tej, jaką sobie wyidealizowali i jakiej oczekiwali. Polskie środowiska o poglądach laickich otwarcie dążyły bowiem do konfliktu z Kościołem oraz całkowitego wyeliminowania jego wszelkich wpływów na szkolnictwo i tym samym na wychowanie młodych pokoleń.

Ustawy idące w tym kierunku wprowadzono w całej II Rzeczpospolitej, jednak próby unifikacji szkolnictwa śląskiego z resztą Polski skutecznie odrzucane były przez autonomiczny Sejm Śląski oraz nieprzejednane stanowisko śląskich biskupów. Tylko dzięki temu Górny Śląsk jako jedyny region w Polsce zachował cztery godziny nauki religii tygodniowo w szkołach powszechnych. Walki polityczne i polemiki na tym tle oraz liczne zarzewia konfliktów rozgrywane były publicznie w izbach parlamentarnych i na łamach prasy, co boleśnie raniło pobożny lud górnośląski pamiętający butę protestanckiej szkoły pruskiej i surowe kary cielesne za polską mowę i polskie pacierze.

 

Nowa diecezja

 

W listopadzie 1922 roku urząd administratora apostolskiego dla Górnego Śląska objął ksiądz August Hlond (1881-1948). Watykan powierzył mu trudne zadanie tworzenia na terenach przydzielonych Polsce nowych struktur administracyjnych i duszpasterskich Kościoła. Celem było przygotowanie odpowiednich warunków do powołania nowej diecezji katowickiej, która wydzielona miała być z diecezji wrocławskiej. Ostatecznie na mocy wchodzącego w życie 2 sierpnia 1925 roku konkordatu między Stolicą Apostolską a Rzeczpospolitą, zgodnie z jego artykułem dziewiątym, nowa diecezja katowicka została ustanowiona i oficjalnie powołana do życia z dniem 28 października 1925 roku na mocy bulli papieża Piusa XI (1857-1939, papież od 1922).

Zgodnie z tą decyzją i zapisami w konkordacie, że żadna część Rzeczpospolitej Polski nie może podlegać biskupowi rezydującemu poza granicami kraju, wyłoniła się konieczność dokonania licznych zmian terytorialnych poszczególnych parafii rozdzielonych nową granicą państwową. Z tego powodu wikariusz generalny ksiądz Teofil Bromboszcz (1886-1937) na mocy specjalnego upoważnienia administratora apostolskiego dekretem z dnia 29 lipca 1925 roku powołał 28 nowych parafii w diecezji katowickiej. W obliczu tak nagłych i radykalnych zmian wśród duchowieństwa śląskiego nastąpił bolesny rozłam o podłożu narodowościowym. Jedni księża nie akceptowali zmiany państwowości i opuszczali swe parafie dobrowolnie, innych zmuszali do tego wierni.

 

Wyjazdy i ucieczki

 

Po ustaleniu nowej granicy z obszar pozostałego w Niemczech wyjechało 58 księży, natomiast obszar przydzielony Polsce opuściło około 50 księży. Proces ten wcale nie miał znamion dobrowolności, lecz był często efektem terroru psychicznego, a nawet fizycznego w stosunku do tych kapłanów. Inaczej przebiegała wymiana proboszczów, którzy po wejściu w życie konwencji genewskiej porozumieli się z władzami kościelnymi i odeszli do innych parafii dobrowolnie. Tak między innymi było w u Matki Boskiej Bolesnej w Rybniku, gdzie ksiądz Tomasz Reginek (1887-1974) zastąpił księdza Franciszka Brudnioka (1879-1926). Wielu jednak księży bez względu na poglądy narodowościowe nie zdecydowało się na wyjazd, co utrudniało im czy wręcz uniemożliwiało pracę duszpasterską i stwarzało realne zagrożenia ze strony agresywnych nacjonalistów.

Duchowni ci z obawy o swe zdrowie i życie niejednokrotnie bez zgody i wiedzy zwierzchników ostatecznie po prostu uciekali ze swych placówek. Dotkliwie odczuli to na przykład wierni z Boguszowic, których ksiądz proboszcz Karl Józef Janitzek (1874-1933) "opuścił bez uprzedzenia". Z kolei 94 parafian z Lysek 12 lutego 1922 roku złożyło pismo do władz kościelnych z żądaniem usunięcia dotychczasowego proboszcza księdza Henryka Ballona z powodu "utraty zaufania". Miesiąc wcześniej ludzie z Osin z podobnych powodów zażądali wydalenia proboszcza księdza Konstantego Kubitzy (1875-1940). Wierni z Dębieńska Wielkiego w piśmie z 16 lipca 1922 roku zwrócili się do delegata biskupa wrocławskiego księdza Jana Kapicy (1866-1930) ze skargą na swego proboszcza księdza Jana Salzburga, który opuścił parafię "bez zgody i powiadomienia".

 

Sprawa księdza Styry

 

Przy okazji donieśli o jego sympatiach dla socjaldemokratów oraz agitacji do głosowania za Niemcami podczas plebiscytu. W Wirku wyłoniły się poważne problemy z obsadzeniem wakatu proboszcza, gdyż parafianie nie byli skłonni zaakceptować uważanego za Niemca księdza Pawła Michatza (1883-1945) i z tej samej przyczyny nie chcieli również kolejnego kandydata księdza Wilhelma Scholza (1879-1937), skądinąd bardzo cenionych i zacnych duszpasterzy. Najbardziej spektakularnym przykładem dyskryminacji narodowościowej stała się sprawa księdza Franciszka Styry (1882-1941), którego w listopadzie 1922 roku przeniesiono z Ujazdu do Rybnika. Pismo "Katolik" na swych łamach oznajmiło, że lubiany kapelan żegnany był w Ujeździe z wielkim bólem przez tamtejszych Polaków.

Dwa rywalizujące z "Katolikiem" pisma – "Gazeta Rybnicka" i ""Gazeta Robotnicza" – zaliczyły go jednak do narodowości niemieckiej, ponieważ w Ujeździe Polaków nie ma, więc kapelan musiał być żegnany z tak wielkim bólem..., ale przez parafian Niemców. W Rybniku na księdza "Niemca" osobiście zawziął się polski działacz polityczny dr Feliks Biały (1875-1943), który gnębił duchownego z pozycji posiadanej władzy. Kiedy dr Biały zajął mieszkanie wikariusza, doszło w Rybniku do manifestacji w obronie kapłana i przeciwko samowoli władz polskich. W lutym 1924 roku ksiądz Franciszek Styra opuścił Rybnik i objął urząd proboszcza w Mszanie, gdzie za udział w konspiracji 15 kwietnia 1941 roku został aresztowany i wywieziony do KL Auschwitz. Tam zmarł 10 października 1941 roku.

 

Kapłani z Polski

 

Wspomnieć też należy, że po ustanowieniu Administracji Apostolskiej na Śląsk przybyło wielu kapłanów z terenu Polski, którzy w ramach polonizacji starali się tutaj o intratne placówki duszpasterskie. Z braku duchownych kuria ich nie odrzucała, jednakże ze względu na obcą im specyfikę duszpasterską tego terenu księża ci przysparzali wielu kłopotów i problemów w parafiach i kurii. Jedynym kluczem do zamknięcia tych drażliwych nieporozumień duszpasterskich na tle narodowościowym było wychowanie nowej generacji księży Polaków, dlatego też śląskie seminarium duchowne powstało nie w Katowicach, lecz w Krakowie.

Ze względu na specyfikę posługi w męskich i żeńskich zgromadzeniach zakonnych zaistniał nieco odmienny problem. Jeszcze przed wprowadzeniem na Śląsku jurysdykcji polskiej od mnichów i mniszek zażądano lojalności w stosunku do nowych władz i używania wyłącznie języka polskiego. Członków zgromadzeń zakonnych władających jedynie językiem niemieckim zobligowano do uczestniczenia w organizowanych kursach języka polskiego. Niedopełnienie tych warunków równało się z wydaleniem osoby duchownej do domu zakonnego w Niemczech. Do tych podejmowanych decyzji polonizacji zgromadzeń zakonnych oraz ich reorganizacją bardzo nieprzychylnie ustosunkował się biskup wrocławski, ksiądz kardynał Adolf Bertram (1859-1945).

 

Polonizacja ewangelików

 

Skutki polonizacji dotknęły też gmin Kościoła ewangelickiego, które połączono w jeden Unitarny Ewangelicki Kościół Krajowy na Polskim Górnym Śląsku z siedzibą w Katowicach. Pierwszym prezydentem tej nowo powołanej wspólnoty mianowano doktora teologii Hermana Vossa (1872-1938). Wtedy jeszcze dominował niemiecki charakter Kościoła ewangelickiego, ale wraz z utworzeniem w Rybniku Towarzystwa Polaków Ewangelików dominacja ta stopniowo była ograniczana. W roku 1934 doszło do odłączenia od rybnickiej gminy ewangelickiej zboru w Czerwionce, który przejął polski pastor Zygmunt Kuźwa (1904-1944). Powodem rozłamu były antagonizmy narodowościowe oraz nie do końca uregulowane sprawy własnościowe sprzętu liturgicznego, co w marcu 1936 roku doprowadziło do procesu w Sądzie Grodzkim w Rybniku.

Te ubolewania godne nieporozumienia nakładały się w czasie z narastającym nazizmem w Niemczech, w konsekwencji wielu szanowanych obywateli Rybnika wyznania luterańskiego zmuszono do emigracji politycznej. Powszechna polonizacja i idące za nią próby ograniczenia wpływów wspólnot kościelnych na codzienne życie Górnoślązaków skutkowały buntem sumień tego pobożnego ludu i stały się głównym zarzewiem coraz większego niezadowolenia społecznego z nowej, nie znanej i narzucanej przez obcych rzeczywistości.

2

Komentarze

  • ŻORZANKA artykuł o polonizacji duchowieństwa 14 sierpnia 2015 13:50Ta polonizacja miała też czasem humorystyczny wydźwięk: mojemu wujowi rodzice chcieli nadać imię Ginter(tak był zapisany w polskim USC), ale nowemu, polskiemu proboszczowi imię się nie spodobało, bo było niemieckie, pogrzebał w książeczce do nabożeństwa(nota bene - niemieckiej, bo innej nie miał do dyspozycji) i ochrzcił chłopca Wicent, choć po polsku powinno być Wincenty.
  • Huck polonizacja 13 sierpnia 2015 19:23słowo klucz do obecnego stanu tych Ślązaków, którzy czują swoją odrębność, ale nie wrogość wobec innych . Brawo panie Józefie

Dodaj komentarz