Miejscowi twierdzą, że zjawa wciąż pojawia się jak nie w zamku, to w parku. Jeśli pałac obróci się w ruinę, gdzie podzieje się zamkowy duch?
Drodzy Czytelnicy, zanim zaczniecie czytać tę opowieść, winna jestem wam jedno wyjaśnienie. Otóż chodzi o to, że baranowicki zamek tak naprawdę jest pałacykiem. Na przełomie wieków XVIII i XIX stara siedziba szlachecka została gruntownie przebudowana w stylu klasycystycznym i tak już, z małymi oczywiście poprawkami, pozostało do dziś. Niektórych być może dziwi to, że na ziemi śląskiej pałacyki i dwory nazywają zamkami. Trzeba jednak mieć na uwadze to, że kiedy na przełomie wieków XIII i XIV Śląsk został oderwany od Polski, nie istniało jeszcze słowo pałac, którego zaczęto używać znacznie później, dlatego nie trafiło ono do języka śląskiego.
Po tym wprowadzeniu wracamy do zasadniczego wątku, czyli ducha w baranowickim zamku. O tym, że tam straszy, wiedzą wszyscy w okolicy, ale są również tacy, którzy twierdzą, że widzieli zjawę na własne oczy. Jest to ciemna (choć według innych – biała!) postać kobieca z rulonem lub jakimś zwitkiem pod pachą. O północy pojawia się na zamkowym korytarzu, czasem też można ją spotkać w samo południe w pałacowym parku. Kiedy w 1946 roku w zamku zorganizowano kolonie letnie, widziały ją kobiety pracujące w kuchni. Wysoka postać z rulonem pod pachą krążyła wtedy wokół budynku i zaglądała w okna.
Chodzą różne słuchy na temat tego, kim była owa dama. Jedna z wersji jest godna uwagi, zwłaszcza że tłumaczy, dlaczego owa zjawa nosi pod pachą jakiś rulon. Jest to opowieść o starej kobiecie, która była właścicielką Baranowic w okresie potopu szwedzkiego. Opuszczona przez rodzinę i służbę, żyła sama w splądrowanym dworze. Miejscowi chłopi uważali ją za sekutnicę lub osobę niespełna rozumu i nie interesowali się jej losem. W tych ciężkich czasach dość zresztą mieli własnych kłopotów. Kiedy zmarła kobieta, dokładnie nie wiadomo. O dziwo jednak widywano ją często w samo południe na zamkowej werandzie nawet w czasach, kiedy z cała pewnością już nie żyła! Tak przynajmniej twierdzą okoliczni mieszkańcy.
Jej ciało znalazł daleki krewny, pastor z Cieszyna, który po latach zdecydował się odwiedzić starą ciotkę. Podobno jeszcze za życia obiecała wszystkie swoje precjoza przekazać rodzinie, ale ani testamentu, ani kosztowności nigdy nie znaleziono. Pomimo że ciało jej zostało pochowane, czarna dama nadal zjawiała się w zamku o północy lub w samo południe w parku. Na wsi szeptano, że pokutuje za to, że podobno w obliczu śmierci przeklęła swoich bliskich. Miejscowi twierdzą, że zjawa ta pojawia się do dziś w starej części zamku. Nowa widocznie jej nie interesuje, ponieważ wzniesiono ją znacznie później, bo dopiero w wieku XIX.
Efekt jest taki, że jeszcze dziś nawet racjonalni ludzie po zapadnięciu zmroku wolą omijać zamek i park wielkim kołem. Tymczasem opuszczony pałac niszczeje coraz bardziej i wkrótce zamieni się w ruinę. Pytanie, gdzie wtedy podzieje się zamkowy duch.
Dzieje pałacu w Baranowicach |
Pałac w Baranowicach powstał w XVII wieku i był przebudowywany w latach 1846-1847. Po 1945 roku w jego murach powstała szkoła, która istniała niemal do połowy lat 90. W 1994 roku szkołę i nauczycieli (w pałacu istniały dla nich mieszkania) wyprowadzono, a obiekt sprzedano prywatnym inwestorom. Przez lata stopniowo popadał jednak w coraz większą ruinę. W 2008 roku zabytek odkupił Urząd Miasta Żory, który planuje jego odbudowę. |
Komentarze