Zawiniątko z kasą / Elżbieta Grymel
Zawiniątko z kasą / Elżbieta Grymel

 

Wolała dać pieniądze niepełnosprawnej wnuczce niż mężowi, który niechybnie przepiłby je w karczmie. I przyśniła mu się po śmierci, żeby nie ważył się postąpić wbrew jej woli przekazanej jeszcze za życia!

 

W latach 70. pracowałam w Urzędzie Miasta i Gminy Żory. Kiedy zdarzało się sporo interesantów, trzeba było zostać po godzinach. Tamtego dnia dochodziła 16, kiedy do biura wszedł starszy pan. Za pięć minut miałam kończyć pracę i byłam już tak zmęczona, że w pierwszej chwili chciałam go poprosić, żeby przyszedł kiedy indziej, ale zaraz potem uświadomiłam sobie, że on jest przecież w wieku moich dziadków! Wyciągnęłam więc rejestry i w ciągu kilkunastu minut załatwiłam jego sprawę. Niestety, los jakby się na mnie zawziął, nim skończyłam, rozpadał się rzęsisty deszcz, który po chwili zmienił się w regularną, letnią ulewę. W związku z tym ja i interesant zostaliśmy "uwięzieni" w biurze na dłużej. Chociaż ja o nic nie pytałam, starszy pan zaczął snuć opowieść, którą tu przytoczę.

Po kilku latach od śmierci pierwszej żony ożenił się po raz drugi z wdową z sąsiedniej wsi, która miała niepełnosprawną wnuczkę i dawała jej wszystkie swoje oszczędności. On uważał, że pieniądze żony należą się raczej jemu, ale ona powtarzała, że on je przepije, gdyż istotnie zdarzało mu się często przeholować z alkoholem! Kilkakrotnie ostrzegła go, żeby nawet po jej śmierci nie próbował ruszać tych oszczędności, bo ona będzie go straszyć! Z tego powodu dość często dochodziło między nimi do kłótni. W trakcie jednej z nich druga żona zasłabła. Pogotowie zabrało ją do szpitala, gdzie zmarła. Pierwszą rzeczą, jaką mąż zrobił po pogrzebie, było przeszukanie domu, ale pieniędzy nie znalazł. Doszedł do wniosku, że żona musiała je komuś dać i więcej już więcej o tym nie myślał.

Tymczasem nastała bardzo słotna i długa jesień. W mieszkaniu zrobiło się tak zimno, że gospodarz postanowił napalić w jedynym kaflowym piecu, który stał w pokoju gościnnym. Podjął kilka prób, lecz ogień ciągle gasł, a dym snuł się po domu, jakby coś wdmuchiwało go do wnętrza, więc dał za wygraną. Następnego dnia umówił się nawet ze zdunem, gdyż uznał, że piec jest zepsuty. W nocy przyśniła mu się jego druga małżonka, kazała wyjąć zawiniątko znajdujące się w przewodzie kominowym i oddać rodzicom wnuczki. Nie zapomniała też powtórzyć przestrogi, jaką dała mężowi jeszcze za życia! Starszy pan tak się przeląkł, że spełnił jej życzenie co do joty! Jak sam stwierdził, wolał zubożeć, niż narazić się energicznej nieboszczce, bo pamiętał, że jak za życia coś postanowiła, wypełniła to do końca, a on nie chciałby być nękany przez ducha!

Po pół godzinie deszcz przestał padać i mogłam spokojnie wybrać się do domu, a starszy pan poszedł w kierunku dworca autobusowego. Choć pracowałam w urzędzie jeszcze parę lat, nigdy więcej go nie spotkałam.

Komentarze

Dodaj komentarz