Duch mamy grasował po całej kuchni / Elżbieta Grymel
Duch mamy grasował po całej kuchni / Elżbieta Grymel

 

Z nieboszczykiem trzeba być w zgodzie, a już absolutnie nie należy czynić mu wyrzutów za to, że zostawił nas na tym świecie – taki morał płynie z tej opowieści.

 

Wydarzenie to miało miejsce pod koniec lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Moja koleżanka Wanda bardzo była zżyta ze swoją mamą. Kilkanaście lat wcześniej po śmierci ojca córka przeprowadziła się do matki i od tej chwili praktycznie się nie rozstawały na dłużej. Tamtej jesieni starsza pani zapragnęła odwiedzić groby swoich bliskich, które znajdowały się na jednym z bytomskich cmentarzy. Była ku temu okazja, bo zbliżało się Święto Zmarłych. Dzień 1 listopada był jednak chłodny i dżdżysty, a starsza kobieta ubrała się zbyt lekko, więc się przeziębiła. Chorowała krótko i na początku grudnia zmarła na zapalenie płuc.

Moja koleżanka Wanda została sama w wielkim mieszkaniu i bardzo tęskniła za wieczorami spędzanymi ze swoją rodzicielką. M.in. śląski zwyczaj nakazuje odwiedzać groby swoich bliskich w Wigilię przed południem. Trzeba wtedy przynieść gałązkę z domowej choinki, zapalić świecę lub znicz i odmówić modlitwę za zmarłych. Z braku czasu dziś ludzie odwiedzają cmentarze dopiero w święta Bożego Narodzenia i zamiast gałązki choinki przynoszą bogate stroiki. Tak to wieloletnia tradycja zmieniła się na naszych oczach.

Zgodnie ze zwyczajem Wanda też poszła na cmentarz i zabawiła tam trochę dłuższej, bo poczuła silną potrzebę, żeby z matką porozmawiać. Półgłosem snuła swój monolog, na który nie było jednak odpowiedzi, dlatego zaczęła robić nieboszczce wyrzuty, że zostawiła ją samą na święta, potem nie zmówiła nawet modlitwy za zmarłych, tylko odeszła od grobu obrażona zarówno na matkę, jak i na cały świat. Nadąsana i zapłakana wróciła do domu. Wigilię miała spędzić sama, bo nie chciało jej się jechać na drugi koniec miasta do siostry, choć ta ją serdecznie zapraszała. Kiedy wybiła godzina osiemnasta Wanda zaczęła przygotowywać się do wieczerzy.

Nakryła stół jak zwykle na dwie osoby, a obok postawiła puste nakrycie, dla tych wszystkich, którzy już odeszli do Boga (w innych regionach naszego kraju pusty talerz przeznaczony jest raczej dla niespodziewanego gościa). Do dziś m.in. na Śląsku (ale i w centralnej Polsce) powszechna jest wiara w to, że zmarli odwiedzają ten świat nie tylko w Dzień Zaduszny, ale także w Wigilię. Już miała się skierować do kuchni, żeby odgrzać przechowywane w lodówce potrawy, kiedy odniosła wrażenie, że w kuchni ktoś się krząta. Wyraźnie słyszała szczęk zapalarki do gazu i odgłos przesuwanych na piecu garnków. Zaintrygowana wbiegła tam, lecz w kuchni nie było nikogo!

– Chyba szaleję! – skarciła się głośno i już miała opuścić pomieszczenie, kiedy przepiękny, ażurowy talerz wiszący na ścianie nad stołem spadł na podłogę i rozbił się w drobny mak, chociaż hak, na którym wisiał, pozostał na swoim miejscu. Wanda jednym skokiem dopadła aparatu telefonicznego znajdującego się w przedpokoju i zadzwoniła do brata. Opowieść kobiety musiała być dramatyczna, bo już po upływie kwadransa jej rodzeństwo wraz z rodzinami pukało do drzwi jej mieszkania. Przynieśli ze sobą jeszcze ciepłe potrawy wigilijne, więc nikt nie musiał wchodzić do kuchni. Zjedli kolację, zostawiając sobie na później rozwikłanie zagadki. Kiedy tylko odeszli od stołu, znowu z kuchni dobiegł ich odgłos zmywanych naczyń, wtedy rodzeństwo postanowiło stawić czoła problemowi, który ich tu sprowadził.

We trójkę weszli do kuchni, ale tam panowała cisza. Zaskoczeni spojrzeli po sobie bezradnie i wtedy odezwała się Wanda: – Mamo, czy to ty? Jeżeli to ty, to stuknij dwa razy... – poprosiła cichutko. Po chwili usłyszeli dwa głuche stuki i znowu zapanowała cisza. Wtedy cała trójka odmówiła głośno modlitwę za zmarłych, a poszturchiwana przez brata Wanda przeprosiła mamę najserdeczniej, jak tylko umiała. Do rana nikt (z wyjątkiem małych dzieci) nie zmrużył nawet oka. Mama nieboszczka pokrzątała się jeszcze w porze śniadania, potem jednak odeszła, bo w mieszkaniu zapanowała cisza.

Była to jedna z nielicznych relacji opowiedzianych bezpośrednio przez uczestników owego wydarzenia, wszystkie inne pochodziły z drugiej lub trzeciej ręki.

1

Komentarze

  • Elżbieta Grymel Czy historia ta jest prawdziwa? 13 grudnia 2015 14:28Ponieważ były telefony do mnie w tej sprawie, śmiało mogę stwierdzić, że opowieść ta jest prawdziwa. Potwierdzili to wszyscy uczestnicy tamtej Wigilii, ale sama nie chciałabym takiej sytuacji doświadczyć!

Dodaj komentarz