Bronia brnęła w śniegu tak długo, pki nie spotkała grupy ludzi / Elżbieta Grymel
Bronia brnęła w śniegu tak długo, pki nie spotkała grupy ludzi / Elżbieta Grymel

 

Krzysztof nie odnalazł matki, ale ona sama napisała do niego list. Okazało się, że siła wyższą zmusiła ją do wyjazdu za granicę. Wygląda też na to, że podczas wyprawy chłopak rzeczywiście spotkał ducha swojego ojca.

 

Dziś druga część opowieść i dziwnych przygodach nastolatka, który tuż po drugiej wojnie światowej wybrał się na poszukiwania matki. Do podwałbrzyskiego miasteczka pozostało Krzysztofowi tylko kilka kilometrów. Droga prowadziła przez las. Chłopak przejechał zaledwie kilkaset metrów, kiedy dołączył do niego inny rowerzysta. Był to pan w sile wieku ubrany w czarny frak i lśniąco-białą gorsową koszulę. Na chwilę zrównał się z chłopakiem i uchylił cylindra na znak, że nie żywi złych żadnych zamiarów, potem przez cały czas trzymał się kilka metrów za nim. Kiedy las zaczął się przerzedzać, bo dojeżdżali już do celu, z krzaków wyskoczyło dwóch obwiesi i usiłowało zepchnąć Krzysztofa z roweru!

Wystarczył jednak jeden rzut oka na jego towarzysza, by umknęli w popłochu! Elegancki pan zatrzymał się, bo nie zamierzał wjeżdżać do miasteczka, powiedział tylko chłopcu, żeby kierował się do zajazdu koło kościoła, bo tam gospodarze wszystko mu opowiedzą. Na odchodne dodał jeszcze, że matka Krzysztofa nie leży na cmentarzu w mieście Ż., ale mieszka w wiosce S. w Niemczech koło Kolonii i niedługo się z nim skontaktuje. Chłopiec chciał go jeszcze zapytać, skąd o tym wszystkim wie, ale starszego eleganta już nie było... W zajeździe w miasteczku Krzysztof dowiedział się, że jego ojciec, Franz, nie żyje. Kilka tygodni wcześniej ktoś napadł w lesie na niego i jego młodą żonę. Oboje zginęli od strzału z pistoletu.

Pochowano ich na cmentarzu w Ż. Napis na tablicy umieszczonej na drewnianym krzyżu głosił, że w tym grobie spoczywa Franz von Teck i jego żona Bronisława, ale według relacji gospodarzy zajazdu nie była to matka Krzysztofa, bo osoba ta mogła mieć zaledwie dwadzieścia kilka lat. Wszystkie rzeczy, które zostały po Franzu (a było tego niewiele), trafiły do rąk Krzysztofa. W małym kuferku, który otrzymał od właścicieli zajazdu, znalazł zdjęcie, na którym Franz wyglądał dokładnie tak samo, jak mężczyzna spotkany w lesie. Kilka dni potem wyjaśniło się też, dlaczego złodzieje uciekli w popłochu na widok towarzysza chłopaka. Otóż okazało się, że po miasteczku rozeszła się wieść, że podobno jeden z opryszków go rozpoznał, a przecież wiedział o tym, że od jakiegoś czasu Franz na pewno nie żyje. Jakby tego było mało, drugi z rzezimieszków twierdził rzekomo, że starszy elegant jechał na rowerze bez kół!

Gdy Krzysztof dowiedział się tego wszystkiego, wybrał się w drogę powrotną do Gliwic. Wyruszył pociągiem. Na miejscu już czekał na niego list, który Bronia wysłała... z Niemiec. W liście dokładnie opisała, jak tam się znalazła. Istotnie wybrała się do Franza, który poprosił ją o przywiezienie niezbędnych rzeczy, tak przynajmniej twierdził posłaniec, co dostarczył korespondencję. Bronia wiedziała, co to znaczy: miała wyjąć ze skrytki mała kasetkę. Jej zawartość przeznaczona była na tzw. czarną godzinę i Franz jej teraz potrzebował! Posłaniec skierował ją do pewnego człowieka, który własną furką jeździł na Dolny Śląsk w interesach. Był on szabrownikiem i paserem, ale o tym Bronia nie wiedziała. Zdziwiło ją tylko, że zawsze podróżowali bocznymi drogami i spali w stodołach u przypadkowych gospodarzy, choć była to zima.

Po kilku dniach jazdy po raz pierwszy nocleg wypadł im w lesie. Przewoźnik zrobił kawę i podał Broni kromkę suchego chleba, bo jej zapasy zabrane z domu już się skończyły. Chciała mu jeszcze raz podziękować za pomoc, ale ponieważ nagle zrobiła się senna, postanowiła to odłożyć do następnego dnia. Okryła się swoją starą jesionką i położyła na sianie rozłożonym w tyle wozu. W nocy obudziło ją przenikliwe zimno. Leżała w kopnym śniegu, na polance w środku lasu. Nie wiadomo, kiedy zniknął przewoźnik ze swoim zaprzęgiem, a wraz z nim jej stara jesionka i wszystko, co w niej miała. Długo błąkała się po lesie, ale nad ranem natrafiła na jakieś obozowisko. Tam dano jej koc i coś ciepłego do picia.

Szybko okazało się, że są to ludzie, którzy zamierzali nielegalnie przekroczyć nową granicę niemiecką przebiegającą w pobliżu. Teraz nie było już odwrotu i Bronia musiała z nimi pozostać, tak po kilku dniach zamiast do Franza dotarła do Niemiec. I tak to zakończyły się przygody Krzysztofa związane z poszukiwaniami matki.

Komentarze

Dodaj komentarz