Leszek Jodliński w czasie spotkania w Bieńkowicach / Iza Salamon
Leszek Jodliński w czasie spotkania w Bieńkowicach / Iza Salamon

 

Rozmowa z Leszkiem Jodlińskim, autorem przekładu "Dziennika księdza Franza Pawlara"


 

Dlaczego podjął się pan tłumaczenia zapisków kapelana zamkowego w Pławniowicach?

Te zapiski, które do tej pory były czytane w drugim obiegu i bardziej znano je w Niemczech, aniżeli w Polsce, trafiły w moje ręce dość przypadkowo. Szybko jednak pojąłem, że nie są one przypadkowym świadectwem czasu. Postanowiłem więc, że podejmę się tłumaczenia, a tym samym będę kontynuował to, co rozpocząłem jeszcze w Muzeum Śląskim w Katowicach. Jestem bowiem gorącym zwolennikiem, orędownikiem opowiedzenia historii Górnego Śląska na nowo – to znaczy bez cenzury i z włączeniem takich dokumentów oraz świadectw historii, jak chociażby dziennik księdza Pawlara.

 

Dlaczego warto sięgnąć po tę książkę?

Dlatego, że ten przekaz – na gorąco robione notatki, zapiski – jest jedyny w swoim rodzaju. Są inne publikacje, które przybliżają nam, jak wyglądało wkroczenie Armii Czerwonej na Górny Śląsk w 1945 roku, ale dotyczą one w głównej mierze większych miast. Tymczasem tutaj mamy opis tych wydarzeń w mniejszych miejscowościach, takich jak Pławniowice.

 

 

16 stycznia 1945 roku ksiądz Franz Pawlar rozpoczął swój dziennik słowami "Choć mam świadomość, że sporządzanie tych notatek nie jest rzeczą bezpieczną, to jednak przeniosę na papier opis wszystkich ważnych zdarzeń, by wiernie oddać prawdę o rozpoczynających się trudnych czasach". Czy te trudne czasy dla Śląska faktycznie się skończyły?

Z pewnością czas, który upłynął, powoduje że nie musimy się już obawiać prawdy, która tkwi w tym przekazie, a raczej powinniśmy się cieszyć, że możemy innymi oczami, oczami świadka, spojrzeć na wydarzenia sprzed 70 lat. Mam pełną świadomość, że właśnie teraz nadszedł ten czas, aby ludzie mogli z takich świadectw skorzystać. W książce próbuję wczuć się w rolę księdza Pawlara, kiedy widział śmierć, niepewność, rozmaite zachowania ludzi, siadał przy maszynie do pisania i pisał.

 

Dlaczego opowiedzenie historii Górnego Śląska na nowo, i to z użyciem dokumentalnych przekazów, wciąż wzbudza tyle emocji? Mieliśmy tego przykład chociażby podczas czytania obywatelskiego projektu ustawy o śląskiej mniejszości etnicznej w Sejmie RP.

Żałuję, że ten proces jest tak powolny i tak trudny. Mniejszości nigdy nie były zagrożeniem dla państwa – jakiegokolwiek. Polityka państwa powinna polegać na dialogu o wielokulturowości, wieloetniczności. Mam nadzieję, że to się zmieni. Z drugiej strony dostrzegam, że środowisko Ślązaków nie jest zintegrowane. Mam wrażenie, że wraz z upływem czasu sprawa śląskiej tożsamości przestaje być tak ważna dla wszystkich tych, którzy jeszcze niedawno gorąco się za nią opowiadali. Zdaję sobie sprawę, że mają na to wpływ codzienne problemy, poszukiwanie pracy, ale też i przekonanie, że bycie Ślązakiem może w życiu zaszkodzić. Z pewnością ten rodzaj deklaracji wciąż wymaga odwagi, stąd też część ludzi kibicując śląskiej sprawie, pozostaje na uboczu, nie odzywa się, mając nadzieję na doczekanie lepszych czasów. Tutaj, w Bieńkowicach, jest taki piękny pomnik poświęcony ofiarom wojen. Jest na nim pytanie, dlaczego ludzie walczą w różnych wojnach. Dlaczego nie mogą sobie sami zadać pytania, kim są. Teraz właśnie należy sobie takie pytanie zadać. Środowiska, które mają coś w tej sprawie do powiedzenia, powinny połączyć siły, odrzucić sentymenty i poczucie krzywdy i pokazać Śląsk jako miejsce dla nowych pokoleń. Działać w sposób nowoczesny i demokratyczny. Świat się bardzo zmienił, nie możemy wciąż operować XIX-wiecznym pojmowaniem narodu. Ludzie na Górnym Śląsku mają prawo do określenia swojej tożsamości i mam nadzieję, co może zabrzmi naiwnie, że prędzej czy później zostanie to zrozumiane.

 

Na koniec zapytam, jak wygląda Śląsk od strony Opawy?

Po opuszczeniu Muzeum Śląskiego w Katowicach pracowałem tam przez półtora roku. Jest to Śląsk austriacki i ten klimat dawnej Austrii jest tam wciąż odczuwalny. Mimo to, kiedy w ciągu godziny pokonywałem trasę z Katowic do Opawy, czułem, że Górny Śląsk jest po prostu jeden.

Rozmawiała: Iza Salamon

 

 

Leszek Jodliński...
...urodził się w 1967 roku w Gliwicach. Historyk sztuki, menedżer kultury, dyrektor Muzeum w Gliwicach (2003-2008), dyrektor Muzeum Śląskiego w Katowicach (2008-2013), dyrektor Roku Polskiego w Austrii, wykładowca na Uniwersytecie Śląskim i Jagiellońskim z muzeologii i prawa muzeów. Laureat nagrody im Wojciecha Korfantego (2013 rok) oraz nagrody Śląska Rzecz (2011). Ostatnio gościł w Bieńkowicach (gmina Krzyżanowice) na promocji przekładu "Dziennika księdza Franza Pawlara".

 

 

 

 

 

 

 

1909 – tego roku w Bieńkowicach przyszedł na świat ksiądz Franz Pawlar. Od 1938 roku prowadził parafię w majątku hrabiego Ballestrema w Pławniowicach kolo Gliwic

 

Galeria

Image alt

Komentarze

Dodaj komentarz