Z żoną na żaglach / Archiwum
Z żoną na żaglach / Archiwum

 

Stanisław Niemiec to znany skaciorz, a więc musi umieć liczyć i znać się na rachunku prawdopodobieństwa. O dziwo wcale jednak nie przeszkadza mu to w tworzeniu poezji!

 

W końcu już to, że jest zawodnikiem pierwszoligowej drużyny skatowej Asów Żory stawia go w szeregu ludzi, dla których matematyka jest królową nauk. – Zawsze miałem bardzo dobre oceny z przedmiotów ścisłych, gorzej było z humanistycznymi. Aż tu nagle wybuchł we mnie jakiś talent. Sam tego nie pojmuję, zwłaszcza że miałem już wtedy prawie 50 lat. Inna sprawa, że skatem tak na dobre zainteresowałem się niewiele wcześniej, czyli też późno – śmieje się.

 

Droga po fach

 

Stanisław Niemiec pochodzi z okolicy Tarnowa, od małego miał ciągotki do kart, pewnie po ojcu, który jednak w latach jego dzieciństwa grywał tylko w pociągu, gdy dojeżdżał do pracy w Niedomickich Zakładach Celulozy. – W domu to grywaliśmy, jak przeszedł na emeryturę, a my przyjechaliśmy w odwiedziny. Bo w domu było nas pięcioro dzieci, a tata pochodził ze wsi i uważał, że bez pola nie ma życia. A ponieważ pola miał mało, to trzeba było pójść do szkoły, która dawała fach. Tak trafiłem na Śląsk. Chodziłem do Technikum Górniczego w Rybniku, a mieszkałem w internacie. I to tu znowu zetknąłem się z kartami. Zasady gry skata wyjaśnili mi koledzy – relacjonuje Stanisław Niemiec.

Po technikum zatrudnił się w kopalni Chwałowice, a przez jakiś czas mieszkał w domu górnika, gdzie nie brakowało takich, co brali urlopy po to, żeby pograć! – W owych czasach koledzy zaprosili mnie na skata do domu jednego z nich, przy ulicy Gliwickiej, a ja ich ograłem. A pierwszy sukces odniosłem w 1971 roku, zajmując trzecie miejsce na turnieju Rybnickiego Zjednoczenia Przemysłu Węglowego. Dopiero jednak w latach 80. skat rozpowszechnił się na tyle, że zaczęto zakładać kluby w przedsiębiorstwach. Ja byłem już wówczas sztygarem, a potem nadsztygarem w kopalni Pniówek, więc pracowałem na zmiany i nie mogłem grywać regularnie – relacjonuje nasz bohater.

 

Impuls z karczmy

 

Poza tym wtedy wkraczał w "wierszowy" okres życia. Zaczęło się od tego, że koledzy zaprosili go do organizowania karczmy piwnej, a potem oddelegowali do przygotowywania oprawy artystycznej. A on postanowił, że będzie trochę pastiszu, dużo humoru, i to rymowanego. Od tej pory napisał ponad 100 utworów okolicznościowych. Jeden powstał z okazji urodzin sąsiada, inny dla kumpla, co odchodził na emeryturę, trzeci z okazji wycieczki zakładowej, kolejny na zjazd absolwentów z okazji 30-lecia matury, które zbiegło się z ich pięćdziesiątką, jest wierszyk na temat biegu o puchar prezydenta miasta, w którym startowali pracownicy wydziału, gdzie pracowała jego żona, są też, a jakże, wierszyki o skaciorzach.

Wiele to dwunasto- lub trzynastozgłoskowce, z niektórych bije satyra. Autor najbardziej dumny jest z tego na Abrahama. – To mój najpoważniejszy utwór, bo też pisałem go chyba przez całe wakacje, ale z góry założyłem, że będzie to dwunastozgłoskowiec o stu wersach. Na zjeździe pochwaliłem się nim naszemu profesorowi z polskiego. On przeczytał i napisał recenzję. Z pochwałą. Cieszę się, ale wiem, że jest wiele ukrytych talentów. Jednego mieliśmy w kopalni. W moich czasach, jako że w 2003 roku przeszedłem na emeryturę, był w cenie bardziej niż ja, ale to jednocześnie muzyk, ma własną kapelę, a do melodii pisze się łatwiej. Poezja powinna mieć rytm, wtedy ładnie brzmi – uważa Stanisław Niemiec.

 

Wena i czas

 

Jak zastrzega, pisania wierszy nikt go nie uczył. Do tego potrzeba weny i czasu, choć może bardziej tego pierwszego, bo niektóre utwory powstają od ręki, inne trzeba odłożyć, i to nieraz na dłużej. – Mój ulubiony autor to Jan Sztaudynger, ale nie jestem przywiązany ani do fraszek, ani do poezji. W ogóle nie czytam za dużo. Nigdy też nie przyszło mi do głowy zabiegać o publikację moich wierszy. Swego czasu namawiał mnie do tego znajomy polonista z Wrocławia, ale uważam, że to za skromne. Jeśli chodzi o skata, to też są lepsi ode mnie – stwierdza krótko.

A które z hobby męża woli jego żona Małgorzata? – Zdecydowanie bliższa jest mi pasja męża związana z pisaniem wierszy. Wciąż mam w głowie teksty piosenek ułożonych dla nas, seniorów, uprawiających nordic walking, i innych na temat Uniwersytetu Trzeciego Wieku, w którego działalność jestem bardzo zaangażowana. W skata gra sporo kolegów męża, ale wiersze pisze tylko on! To, że zaczął pisać, było zresztą wielkim zaskoczeniem dla nas obojga, ale ostatnio mąż jakoś więcej czasu poświęca skatowi. Nie przeszkadza mi jednak, że tak często nie ma go w domu, bo ja też mam swoje zainteresowania – podsumowuje Małgorzata Niemiec.

 

CV Stanisława Niemca
Lat 66, od blisko 42 lat mąż Małgorzaty (poznali się w technikum, ona była w młodszej klasie), ojciec Pawła i Agnieszki (syn mieszka z rodziną w Rybniku, córka w Tychach), dziadek pięciorga wnuków w wieku od czterech do 11 lat, którymi często zajmuje się wraz żoną, działacz klubu żeglarskiego Yacht Klub Jastrząb (ma siedzibę w jego mieszkaniu na osiedlu Księcia Władysława w Żorach) z patentem sternika, działacz Klubu Seniora SITG przy kopalni Pniówek, prezes sekcji skatowej Asy Żory, od lutego prezes okręgu Rybnik PZSkat, pływa, jeździ na rowerze i na nartach. A w domu? – To przysłowiowa złota rączka, naprawi może nie wszystko, ale wiele, obiad też potrafi ugotować, wspólnie organizujemy życie w domu – podsumowuje pani Małgorzata Niemiec.

 

 

 

 

 

Wybrane fragmenty wierszy

 

Na Abrahama

(...) Niektórzy po studiach tak się ustawili, że zdecydowanie innych wyprzedzili.

Jeden to komandor, okrętem dowodził. Teraz w sztabie z NATO współpracy przewodzi.

Z katedrą w Toruniu mamy też innego, profesora prawa międzynarodowego.

Roman – wójt klasowy, wiecznie miał gadane. W Radiu Katowice słychać go nad ranem. (...)

 

O niektórych skaciorzach

(...) Na meczach, treningach – tam, gdzie chodzą grywać, jest głośno i gwarno, często też niestety, wrzaski i wyzwiska – różne epitety. Baranie czy capie albo też neptyku, ten, co ich używa, ma ich w bród – bez liku.

Albo się też pyta: jak żeś skończył szkołę? lub: jak żeś to zagroł, ty głupi matole?, czy: jak to wybiłeś?, szkoda, że nie szóstką, ty bawole jeden, w głowie to mosz pusto. (...)

 

Puchar

(...) Stoję sobie w biurze na ładnej półeczce, wisiorek z łańcuszkiem moją próżność łechce.

(...) Za rok więc startujcie, będziecie mieć fory. Puchar Prezydenta... Miasta Żory.

 I ciąg dalszy, powstały rok później

 SSP przyjęło nowych pracowników i przez to zyskało dobrych zawodników.

Nie wiem, czy to prawda – chodzą takie słuchy, coś niecoś słyszałem, wszak nie jestem głuchy.

W urzędzie przyjęcia to tak wyglądają, że prócz spraw fachowych o czasy pytają.

Setka i przełaje – podstawowa dane, czy będziesz przyjęty, czy masz przechlapane.

Komentarze

Dodaj komentarz