Leśniczyna wracając z synkiem do domu, spotkała nieznajomego mężczyznę. Czy to był dych? / Elżbieta Grymel
Leśniczyna wracając z synkiem do domu, spotkała nieznajomego mężczyznę. Czy to był dych? / Elżbieta Grymel

 

Baranowickie lasy wciąż owiane są legendami o duchach. Straszy podobno na przykład koło Łobrozka, pytanie, czy ktokolwiek rzeczywiście widział tam jakąś zjawę.

 

W baranowickim lesie znajduje się wiele miejsc z pozoru zwyczajnych, a mimo to owianych legendami. Jedno z nich potocznie nazywane jest Łobrozkiem. Jego określenie pochodzi od niedużej kapliczki zawieszonej na jednym z drzew. Kto, kiedy i dlaczego zawiesił ją w tak kiedyś odludnym miejscu – nie wiadomo. Miejscowi twierdzą, że w tej okolicy często w samo południe pojawia się duch starszego mężczyzny. Jeżeli przechodzień nie powita go chrześcijańskim pozdrowieniem "Pochwalony Jezus Chrystus" lub też nie odpowie na jego pozdrowienie, wtedy na pewno zabłądzi wśród drzew.

Baranowice to obecnie dzielnica Żor. Moja babcia Jadwiga przyjechała tu za mężem na początku lat dwudziestych minionego wieku, kiedy mój dziadek Paweł objął po swoim ojcu funkcję gajowego. Opisywane przeze mnie wydarzenie miało miejsce w czasach, kiedy babcia mieszkała w Baranowicach stosunkowo od niedawna. Z tego też powodu nie miała jeszcze żadnych znajomych wśród sąsiadów, dlatego nigdy nie słyszała o tej tajemniczej historii. Któregoś letniego poranka wybrała się załatwić coś we wsi. Zabrała ze sobą kilkuletniego synka. Do domu wracali około południa. Właśnie koło Łobrozka wiodła leśna droga do przysiółku Piekucz, gdzie stała gajówka, w której mieszkali moi dziadkowie z dziećmi. Kiedy babcia minęła kapliczkę ze świętym obrazkiem, zauważyła, że naprzeciw niej na leśnej drodze pojawił się siwowłosy starszy pan.

Był staromodnie i zbyt ciepło ubrany jak na tę porę roku. Wolno zbliżał się w jej kierunku, ale zdawał się jej nie dostrzegać. – Pochwalony Jezus Krystus! – starym zwyczajem młoda kobieta pozdrowiła dziwnego przechodnia, który minął ją jednak bez słowa. Wtedy nagle obleciał ją strach, bo nawet nie poczuła, kiedy w całym tym zamieszaniu synek puścił jej rękę. Gwałtownie odwróciła głowę i spojrzała za siebie, ale na drodze nie było nikogo, oprócz jej uśmiechniętego dziecka, trzymającego w dłoni bukiecik leśnych kwiatów.

– Mamo, kto to był ten starzik i gdzie poszedł? – zapytał chłopczyk.

Matka nie potrafiła jednak znaleźć sensownej odpowiedzi, ujęła tylko dziecko za rękę i przyspieszyła kroku, żeby jak najszybciej znaleźć się w domu. Wieczorem, kiedy jej mąż (a mój dziadek) Paweł wrócił z obchodu lasu, opowiedziała mu o tym wydarzeniu.

– Mało to ludzi chodzi po wsi? A swoją drogą, nie powinnaś sama, i to jeszcze z małym dzieckiem spacerować po lesie, którego nie znasz – uciął rozmowę dziadek i pospiesznie wyszedł na podwórko, zasłaniając się koniecznością wykonania jakiejś pilnej roboty.

Babci takie tłumaczenie wydało się jednak dość podejrzane, dlatego postanowiła, że nazajutrz zasięgnie w tej kwestii języka u robotników leśnych. Od nich to właśnie dowiedziała się, że na Łobrozku straszy. Przez jakiś czas unikała tego miejsca, ale w końcu doszła do wniosku, że przecież ona nie zrobiła nikomu nic złego. Nie miała zatem powodu kogokolwiek się obawiać, uznała też, że duch (prawdziwy czy też rzekomy) przecież jej nie skrzywdził. Przechodząc jednak w pobliżu kapliczki, zawsze odmawiała modlitwę za zmarłych.

Nigdy więcej ducha nie zobaczyła.

3

Komentarze

  • anonim dzien dobry! 08 kwietnia 2016 20:31dlaczego nie ma w "nowinach" nowych opowiadan P.Grymel?
  • Elżbieta Grymel + Grymlino Do anonima 01 kwietnia 2016 11:52Dziękuję za zainteresowanie, a o lesie Baraniok i samych Baranowicach wspomnę jeszcze w tym roku, bo kilka opowieści czeka jeszcze do druku. Pozdrawiam
  • anonim o duchu.... 30 marca 2016 22:07brrrr...ale fajne!,niech Pani napisze wiecej o tym Baranioku-i niech te stare opowiesci dalej zyja

Dodaj komentarz