Rolnik niechcący zranił zwierzaka kosiarką. Lekarka z Ruptawy założyła szwy, opatrzyła rany i pielęgnowała. Niestety, zbliża się czas rozstania..
Halina Majer, lekarka weterynarii z Ruptawy , uratowała małego koziołka, który został poraniony przez kosiarkę, a teraz dochodzi do siebie. Za kilkanaście dni będzie musiał na nowo uczyć się żyć w swoim naturalnym środowisku. – Kilka tygodni temu zadzwonił nasz stały klient, gospodarz, że w trakcie koszenia najechał na małą sarenkę. Małżonek zabrał pojemnik na kota i pojechał na miejsce. Przywiózł poranione do kości maleństwo – relacjonuje Halina Majer, weterynarz z 33-letnim stażem.
Znieczuliła koziołka, założyła szwy, opatrzyła rany, zaaplikowała leki. – Podawałam suche mleko, takie jak dla psów i kotów, ale zakończyło się to biegunką. Klienci powiedzieli mi, że też wychowywali sarenkę, że te zwierzęta najlepiej chowają się na mleku kozim, więc poszłam po nie do gospodarza. I tak co trzy godziny karmię sarenkę – mówi pani Halina. Zwierzę siedzi jej na kolanach, traktuje panią Halinę jak swoją mamę.
I szybko rośnie Najpierw było w kojcu dla szczeniąt, po tygodniu zostało wypuszczone na podwórko. – Fikało jak w bajce, jego oczy po prostu lśniły – śmieje się pani weterynarz. W obejściu Majerów są zwierzęta, pies, koty. – Nasza suczka od razu poczuła się w obowiązku, że maleństwa trzeba pilnować. Leżała obok kojca i pilnowała. Jak do przychodni przychodziło hałaśliwe zwierzę, przychodziła i szczekała. Teraz wzajemnie się gonią, hasają razem – opowiada pani Halina.
I rzeczywiście. Koziołek podchodzi, całuje dziesięcioletnią suczkę Ledę, potem ciągnie ją za ogon. Pies spokojnie leży, macha ogonem. Potem biega za jelonkiem. – Niestety, przekroczona została cienka czerwona linia. Bo zwierzę musi wrócić do swojego naturalnego środowiska, a jest zbyt uczłowieczone, ufne wobec człowieka, wobec psa... Poza tym w tej chwili nie rozwija się prawidłowo, nie biega tyle, ile powinno – podkreśla pani weterynarz.
Mama sarenki żyje, przyszła odwiedzić swoje maleństwo. – To było po kilku dniach, jak młody do nas trafił. Stał przy ogrodzeniu, jakby szukał wyjścia. A za płotem trzask i duża sarna. Pies pobiegł do domu, otwarliśmy wejście i poszliśmy na spacer. Po powrocie koziołek był na swoim miejscu. Podobno sarny tak robią. Odnajdują swoje dzieci, sprawdzają, czy wszystko w porządku i powierzają swoje dzieci – opowiada weterynarz.
Halina Majer jest w kontakcie ze schroniskiem dla dzikich zwierząt w Mikołowie. – Przejmą małego, mają tam stado saren. Jeśli nasz się zaadaptuje, puszczą go "w świat", w przyrodę. Jeśli nie, będzie mógł przebywać w schronisku – opowiada weterynarz z Ruptawy.
Jak pomóc dzikiemu zwierzęciu |
Co zrobić, jeśli zdarzy się, że zranimy zwierzę? Na stronie mikołowskiego schroniska czytamy, że najpierw należy upewnić się, czy zwierzę jest opuszczone i potrzebuje naszej pomocy. U każdego gatunku rozwój młodych wygląda zupełnie inaczej. Wiele zwierząt zostawia młode w ukryciu, a w tym czasie żeruje i poszukuje pokarmu dla małych. Rodzice powracają do nich kilka razy na dobę, karmią je i znowu odchodzą. Zatem należy najpierw z ukrycia zorientować się, czy interwencja jest niezbędna. Jeżeli widzisz, że zwierzę jest ranne, ma połamane kończyny, paraliż, krwawi, jego zachowanie jest nienaturalne, to nie zastanawiaj się, powiadom odpowiednie służby. |
Komentarze