Kołtun na głowie kobiety / Archiwum
Kołtun na głowie kobiety / Archiwum

 

Mijały wieki, a z powodu ogromnej ciemnoty ciemnoty kołtun miał się dobrze. Jeszcze na początku XX stulecia był jedną z najpospolitszych chorób!

 

Kołtun, zwany także gwoźdźcem, goźdźcem lub pliką, to sklejony łojem i wydzieliną wysiękową (np. z powodu wszawicy) pęk włosów na głowie, który tworzył się wskutek braku higieny i niekorzystania ze szczotki bądź grzebienia. Sama nazwa kołtun pochodzi od kołatania wiszących splotów włosów. Występował oczywiście również u nas, na Śląsku, i jeszcze na początku XX wieku był jedną z najpospolitszych chorób. W zależności od regionu zwany był różnie, w jednych okolicach gwoźdźcem (gośćcem), w innych bólem albo bóloszkiem, jednak w całej Europie znany był jako choroba polska.

 

Kto chorował

 

Najczęściej zapadali na tę dolegliwość włościanie obu płci noszący ciężkie futrzane czapki lub chusty, które nieuchronnie doprowadzały do sfilcowania włosów, wszawicy i w konsekwencji do zawinięcia kołtuna. Co ciekawe, tę brudną chorobę przyjmowano z wielką pokorą, a nawet dumą, ponadto związanych z nią było mnóstwo dziwnych zwyczajów, zabobonów i przesądów. Według przesądów i wierzeń, kołtun posiadał duchową osobowość, co rodziło bierność i strach przed jego usunięciem.

W przekonaniu ludu kołtun mógł pochodzić z podłożenia lub zadania. Podłożenie polegało na złośliwym ukryciu skołtunionych włosów pod progiem domu, aby kołtun zadomowił się na głowie któregoś z domowników przestępujących ten próg kołtun. Zadanie zaś polegało na wypiciu skażonej i podstępnie podanej wody, w której wpierw moczony był dojrzały kołtun odcięty od głowy. Powszechnie panowało też przekonanie, że kołtun mógł pojawić się po wypiciu skażonej gorzałki w żydowskiej karczmie, w której karczmarz moczył wpierw skołtunione włosy, aby jeszcze bardziej uzależniać klientów od alkoholu.

 

Złośliwe indywiduum

 

Rozróżniano dwa rodzaje kołtuna: męski zwijający się w kosmyki i żeński w postaci tzw. czapki. Jeszcze na przełomie XIX i XX wieku kołtun uważano za bardzo złośliwe i uduchowione indywiduum, dlatego należało mu wszelkimi sposobami dogadzać i pomagać w rozwoju, a więc nie dokuczać czesaniem i myciem głowy, co mogło sprowadzić na jego nosiciela najgorsze nieszczęścia. Według wierzeń ludu kołtun należało nosić do czasu, aż dojrzeje i dobrze już sfilcowany sam od głowy odpadnie. Przedwczesne jego usunięcie mogło spowodować u jego nosiciela tragiczne skutki z kalectwem i śmiercią włącznie.

Wiara w ten dziwny przesąd była tak silna, że nawet poważne wydawnictwa medyczne przestrzegały przed usuwaniem kołtunów w trakcie zawijania się i filcowania włosów. Dopiero kiedy kołtun sam zaczął od głowy odchodzić, można było ten proces przyśpieszyć. Czynność tę mógł wykonać wyłącznie odpowiedni gościarz albo znachor, ponieważ uważano, że umiejętność jest owiana magiczną mocą tajemną, w posiadanie której wchodzi się drogą dziedziczenia. Samo usuwanie kołtuna odbywało się o odpowiedniej porze, najlepiej podczas ostatniej kwadry księżyca i w otoczce magicznych rytuałów.

 

Decyzja znachora

 

Zależnie od regionu sposoby pozbywania się tej dokuczliwości znacznie się różniły, zazwyczaj jednak znachor przy wypowiadaniu odpowiednich zaklęć odcinał dojrzały kołtun rozpalonymi nożycami, opalał go rozżarzonym żelazem, odcinał siekierą na pieńku lub też obtłukiwał kamieniem. Po usunięciu pod okiem gościarza wkładano do garnka wraz z kawałkiem chleba, szczyptą cukru i pieniążkiem, owijano w płótno i zakopywano w ogrodzie pod jabłonią, co było była wyrazem oddawania szacunku i przypochlebiania się kołtunowi, aby ten nie mścił się za oderwanie od głowy nosiciela.

O sposobie zdejmowania kołtuna decydowali gościarze, jednak na ogół obrzęd był improwizacją w zależności od poddawanej zabiegowi osoby, jej płci, wieku, stanu zdrowia itd. Tak na przykład pewnemu ojcu znachor kazał powygryzać kołtuny z głowy własnego dziecka, zawinąć je w szmaty i wraz z dwoma groszami i kawałkiem bułki schować w futrynie drzwi. Ostrzegł przy tym, że gdyby kołtuny wyrażały niechęć do domowników, to zawiniątko czym prędzej należy wynieść poza płoty zagrody, dołożyć jeszcze jeden grosz i w suchym miejscu włożyć pod kamienie.

 

Przypadki zemsty

 

W innym przypadku znachor zalecał, aby nosiciel zawinął kołtuna zawinął go z kawałkiem chleba i pieniążkiem w cienką szmatkę, obwiązał tasiemką i schował w znanym sobie miejscu, aby w razie jakiejkolwiek dolegliwości mógł czym prędzej go wyjąć i z powrotem do głowy przyłożyć. Z przekazów, jakie się zachowały, wynika, że taka potrzeba mogła zaistnieć. Pewnej kobiecie z Draska (woj. poznańskie) wiedźma zadała kołtun, "nasiawszy jej psich kudłów w nogę", od czego noga poczęła ropieć. Po czasie w ranie "robiło się dzikie mięso", pośród którego poczęły wyrastać kręcące włosy mieniące się tęczowymi barwami.

W roku 1679 ziemianin Jan Ryczkowski wniósł do sądu grodzkiego w Bieczu pozew przeciw ziemianinowi Antoniemu Łukaszewskiemu, mężowi swojej siostry Zofii, iż ten odciął i zakopał kołtun wywinięty na jej głowie. Zdaniem Ryczkowskiego z powodu tego czynu siostra jego ciężko zachorowała i trzeciego dnia umarła. W Okulicach (powiat bocheński) nieboszczka Królka przez siedem lat nosiła na głowie kołtun, a gdy go mąż odciął i wyniósł poza granice wsi, zaczęło ją "łamać i drzeć po kościach". Aby obrażonego kołtuna udobruchać, kobieta wzięła wódkę i w nocy na klęczkach najpierw przepiła do niego na przeprosiny, potem zabrała go i do końca życia nosiła w zanadrzu, na noc zaś kładła go pod głowę. Łamanie w kościach ustało i nigdy już nie powróciło.

 

Diabeł z kołtunem

 

W Buczkowie (powiat brzeski) zawinął się dziewczynie na głowie kołtun. Ojciec z ogromną bojaźnią uciął go w Wielką Sobotę, potem wraz z pieniążkiem i kukiełką włożył do garnka, owinął szmatą i zakopał. Po pewnym czasie mały braciszek dziewczyny przypadkiem odnalazł garnek, zabrał pieniążek, kukiełkę zjadł, a kołtun kijem zniszczył. Wkrótce ciężko zachorował. Znany też był przypadek, że matka odcięła dziecku kołtun, wrzuciła do pieca i spaliła. Następnie chore dziecko matka zaczęła okadzać, kiedy nagle coś strasznie ryknęło, dziecko zaczęło wymiotować i duch kołtuna wyszedł z ciała na zewnątrz.

W opracowaniu "Praktyczny wykład chorób kołtunowych", które w 1839 roku wyszło drukiem w Warszawie, między innymi czytamy: "Mamy jeszcze takie miejsca cudowne w Żydowicach, Częstochowie, na Górze Świętokrzyskiej, w Miechowie, Borunach i innych kościołach, gdzie wypędzenie diabła i zdejmowanie kołtuna najpomyślniej może się uskutecznić. Kalwaria Zebrzydowska dla okolicznych mieszkańców już od dawna tę przysługę czyni, a kościół Panny Maryi w Krakowie, murem dawniej opasany, od strony tzw. bramki był powszechnym składem kołtunów."

 

Walka z wiatrakami

 

Część lekarzy przeciwstawiała się przesądom, polecając obcinać kołtuny pacjentom, którzy się nich zgłaszali. I ponoć nie odnotowano przypadku pogorszenia się stanu żadnego chorego, którego poddano takiemu zabiegowi. Miłośnicy zabobonów przypuszczali wtedy atak twierdząc, że nieszczęśnicy ocaleli tylko dlatego, że kołtun był dojrzały. Tak mijały wieki, a kołtuny miały się dobrze. Warto jeszcze dodać, że na niektórych terenach, także Polski, zdarzały się przypadki hodowania kołtuna, który przypomina dzisiejsze dredy – dla ozdoby. Wiązało się to z celowym niszczeniem struktury włosów i nie miało nic wspólnego z brakiem higieny.

 

 

 

 

 

1,5 metra – tyle po rozwinięciu ma najdłuższy zachowany kołtun, który znajduje się w zbiorach Muzeum Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Jagiellońskiego, a pochodzi z XIX wieku – podaje Wikipedia

 

 

 

Przekleństwo noszenia kołtuna
Na koniec warto zapoznać się z artykułem niejakiego W. A. Wolniewicza pt. "O obcinaniu kołtunów", który ukazał się w "Tygodniku dla Włościan" nr 50 z 21 grudnia 1846 roku. Pokazuje on ciemnotę, jaka panowała w XIX-wiecznym społeczeństwie.
"Na Polaków Bóg przypuścił upośledzenie, kalectwo w innych krajach nie znane, to jest kołtun, który się we wszystkich innych mowach nazywa kołtun polski; ale Polacy woli Boga nie szanują i mają to za szpetność, za upośledzenie, kiedy komu na głowie kołtun się wywinie. Stąd powstają najwięcej między wami, wieśniacy, owe straszliwe kalectwa, postrzałami od was przezwane, powstające wskutek zbyt wczesnego obcięcia kołtunów. Najwięcej chorób, ran, kalectwa, okulawień, powstaje z fałszywego wstydu noszenia kołtuna. Wiadomo wam, że gdy kołtun dojrzeje, sam potem odpadnie lub łatwo się oderwie, a człowiek potem jest najzdrowszy i czyste włosy mu odrastają. Przeciwnie, sam byłem świadkiem może stu przypadków, w których sobie chłopi urżnięciem kołtuna śmiertelnie zaszkodzili.
Uciął sobie na przykład jeden młody parobek kołtun, a potem w kilka tygodni, przechodząc przez rów, strzykło mu w nodze i dostał wrzodów tak zjadliwych, że mu pół nogi roztoczyły. Utrzymywał on, że na niego spojrzała pewna stara baba, za czarownicę między chłopami ogłoszona; a ja mu ciągle gadałem, że noga mu się póty nie zagoi, póki się będzie czesał, póki nie pozwoli odróść kołtunowi. Gdy mnie nareszcie usłuchał, odrósł mu kołtun i wyzdrowiał. Widzisz, mówiłem, jakiś ty ciemny; wierzysz w moc czarownicy, pamiętaj, że kto wierzy w czarownicę, bluźni przeciwko Bogu, bo Bóg sprawiedliwy nie daje jednym ludziom nad drugimi władzy czartowskiej. Przez kołtun odchodzi nieczysta bardzo materia; lecz gdy kołtun za wcześnie jest obcięty, ogolony lub opalony, natenczas materia ta cofa się na powrót do ciała i rzuca się albo na płuca, albo na żołądek, albo się wyrznie na nodze, na ręku itp.
Lecz kiedy materia całkiem odejdzie, czyli kołtun dojrzeje, natenczas można kołtun całkiem bez niebezpieczeństwa oderwać. Przez głupi wstyd nie możecie doczekać do tej chwili, w której bez niebezpieczeństwa można kołtun oderwać i zabijacie swe zdrowie. Kołtuny miewają także panowie, ale rzadziej od was i nie tak szkodliwie, dlatego, że ich nie obcinają, i przez to, gdy im kołtun dojrzeje, kołtunowa materia w nich wyjdzie i nie zostaje się już w ich krwi, nie udziela się już ich dzieciom; dlatego u panów często choć matka ma kołtun, dzieci jej już go nie mają. Lecz u chłopów, ponieważ obcinają za wcześnie, materia kołtunowa się cofa, zostaje we krwi i udziela się z matki lub ojca dzieciom. Nie ma prawie jednej rodziny chłopskiej, w której by kołtuny się nie wywijały. Przekonajcie się o prawdzie mojej rady i przez miłość waszych dzieci strzeżcie się obcinać za wcześnie kołtunów."

 

 

1

Komentarze

  • elzsmo Nazwa łacińska kołtuna 28 kwietnia 2017 12:56Przez "niedopatrzenie" zapewne, zapomnieli Państwo wprowadzić łacińską nazwę tej "przypadłości". Brzmi ona: plica polonica. Dlaczego nie czeski, rosyjski lub po prostu słowiański? Teraz wszystko jasne? Tak, tak. Nic się nie zmieniło.

Dodaj komentarz