Gdy Walek się ocknął, trzmał w dłoni szkaplerz, jedyny przedmiot, ktry w spadku zostawiła mu matka / Elżbieta Grymel
Gdy Walek się ocknął, trzmał w dłoni szkaplerz, jedyny przedmiot, ktry w spadku zostawiła mu matka / Elżbieta Grymel

 

Gdyby nie interwencja matki zza grobu, chłopak udałby się za słynne leśne rozstaje i niechybnie wpadł w sidła szatana!

 

 

Między lasami w rejonie Żor zwanymi Niwami i Wałchą znajduje się polana, z której rozchodzi się siedem leśnych ścieżek. Od lat było to miejsce, które cieszyło się złą sławą, niczym Łysa Góra, czyli szczyt o takiej właśnie nazwie w paśmie Gór Świętokrzyskich. Tu też, podobnie jak tam, mieli się spotykać okoliczni czarownicy i czarownice ze swoim panem, którym był sam diabeł we własnej osobie! W tym miejscu, jak chce legenda, miano też podpisać niejeden cyrograf na ludzką duszę. W tym miejscu często gubili się także zbieracze runa leśnego, zarówno kobiety, jak i mężczyźni. Zdarzało się zarówno za dnia, jak i nocami, że ktoś, kto dotarł na rozstaje, nagle tracił orientację w terenie i nie potrafił wrócić do domu. Efekt był taki, że godzinami błąkał się potem zaroślach, dopóki nie napotkał ludzi, którzy wskazali by mu drogę.

Historia, którą chce dziś opowiedzieć, miała miejsce w czasach, kiedy w Dąbiu (dziś żorska dzielnica Kleszczów) żył pewien gospodarz, co nieźle mu się powodziło, chociaż niespecjalnie przykładał się do pracy. Miał on parobka imieniem Walek. Chłopak był sierotą i zaznał w swoim krótkim życiu wiele biedy, dlatego stale przemyśliwał nad tym, jak dorobić się bogactwa bez pracy. Ponieważ gospodarstwo, w którym najął się do roboty, opływało w dostatki, a jego właściciel znikał czasem w nocy na długie godziny, chłopak doszedł do wniosku, że jego pryncypał kradnie. Z tego też powodu pewnej nocy poszedł za nim. Choć pora była późna, a noc bardzo ciemna, gospodarz skierował się w stronę Wałchy i Walek w mig zorientował się, że zmierza w stronę osławionych siedmiu dróg.

Wystraszony parobek zapomniał o ostrożności i chłop go zauważył. Nakazał mu czym prędzej zawrócić do domu, ostrzegając, że inaczej napyta biedy im obu. Kiedy chłopak się ociągał, gospodarz przyobiecał go nauczyć odpowiednich czarów. Jak się okazało, chłop wrócił do domu grubo po północy z workiem pełnym pieniędzy, ale danego słowa dotrzymał. Nazajutrz dał parobkowi czarną księgę, którą należało przeczytać przy świetle księżyca. Ponieważ jednak Walek nie potrafił czytać, sam gospodarz objaśnił go, co ma czynić, żeby spotkać się z diabłem na owym rozstaju siedmiu dróg. Przykazał mu także, żeby szedł prosto do celu i nie zważał na to, co usłyszy czy zobaczy, bo inaczej będzie z nim źle!

Chłopak bardzo pragnął bogactw, ale w duchu wzdrygał się, że ma je zdobyć za cenę własnej duszy. Kiedy tylko wszedł do lasu, coś za nim zaczęło chichotać, wyć, zgrzytać i nawoływać. Wydawało mu się, że ktoś za nim stąpa, że łapie go za ubranie i ciągnie za włosy, lecz on szedł wytrwale naprzód, choć serce łomotało mu jak oszalałe. Zatrzymał się dopiero wtedy, kiedy usłyszał głos swej dawno zmarłej matki:

– Nie chodź tam, synku! Nie chodź... Inaczej cię uczyłam...– i zobaczył tuż przed sobą jej rozpływającą się postać.

Wtedy iście szatański śmiech zaświdrował w uszach młodziana, więc przerażony zawrócił i pognał na oślep wprost przed siebie. Nie był jednak sam, bo aż do skraju lasu prowadziło go maleńkie, jasne światełko. Ostatkiem sił wybiegł na otwartą przestrzeń, ale potknął się i przewrócił, padając twarzą w mokre trawy... Nazajutrz znaleziono go na wpół żywego na łąkach nad Śmieszkiem. Ściskał w dłoni spłowiały szkaplerz, jedyną rzecz, którą pozostawiła mu w spadku zmarła matka. Chłopak wrócił do przytomności dopiero po kilku dniach. Kiedy nieco wydobrzał, gospodarz zawołał go do siebie i wymógł na nim, że nie piśnie nikomu ani słowem o tej przygodzie.

Parobek dotrzymał obietnicy. Dopiero wiele lat po śmierci swego gospodarza opowiedział tę historię swoim wnukom ku przestrodze!

Komentarze

Dodaj komentarz