Tajemnice szwedzkich kopców cz. 1

 

Czy naprawdę są pamiątką po potopie, czy naprawdę schowano w nich broń i pochowano jednego z żołnierzy – to są pytania, na które już dziś chyba nie znajdziemy odpowiedzi.

 

W pobliżu miasta Żory znajdują się dwa niewielkie kopce usypane z ziemi. Zlokalizowane są one w dzielnicy Kleszczówka, na skraju lasu po obu stronach starej drogi (obecnie to ulica Mikołowska) biegnącej do Woszczyc (dziś dzielnica miasta Orzesze) i dalej w kierunku Katowic. W czasach mojego dzieciństwa nie rosły jednak na nich drzewa i były bardziej widoczne, zaś obecnie pochłania je las. Starzy żorzanie opowiadali o nich kilka bardzo ciekawych historii, które tu przytoczę.

Wedle tych opowieści w czasach potopu szwedzkiego bitne wojska króla Karola Gustawa dotarły również do naszego miasta. Stare i nadgryzione zębem czasu obwarowania nie spełniły swojego zadania i wrogowie bardzo szybko zawładnęli Żorami. Zanim jednak doszło do decydującej bitwy, najeźdźcy urządzili sobie postój na skraju lasu, gdzie do dziś można zobaczyć wspomniane na wstępie kopce. Są to dwa pagórki porośnięte trawą znajdujące się w charakterystycznych zagłębieniach po obu stronach drogi. Skąd się tam wzięły? Można by sądzić, że to pamiątka po przybyszach ze Skandynawii, gdyż w Szwecji istnieje podobno zwyczaj oznaczania dróg i przejść w trudnym terenie za pomocą kopczyków ułożonych z kamieni.

Są one ustawione w ten sposób, że z miejsca, gdzie stoi jeden kopiec, można zobaczyć drugi, z drugiego trzeci itd., w ten sposób podróżny nie może zabłądzić w nieznanej okolicy i bezbłędnie trafia do wyznaczonego celu. W tym skalistym kraju fiordów nietrudno o kamienie, dlatego każdy wędrowiec jest zobowiązany dołożyć jeden z nich do mijanego właśnie kopca. Na tej podstawie można też zresztą osądzić, na ile dany szlak jest bardzo uczęszczany. Żeby podkreślić, że drogą w rejonie Żor przetoczyła się wielka potęga szwedzka, dowódca rozkazał, żeby każdy żołnierz zamiast kamienia rzucił łopatkę ziemi. W ten sposób miał powstać kopiec z prawej strony (patrząc w stronę miasta). Ten po drugiej stronie drogi z kolei utworzono, wedle legendy, podczas odwrotu wojsk.

Szwedzi mieli w nim pochować jednego ze swoich towarzyszy, który zmarł blisko tego miejsca na skutek odniesionych wcześniej ran. Schowano też ponoć w kopcu zbędną w drodze powrotnej broń. Kiedy robota była już ukończona, dowódca miał powiedzieć żartem, że rozkazuje, by młody wojak, którego tu pogrzebano, pilnował tego miejsca aż do powrotu Szwedów na te ziemie, po czym wojska odeszły. Nie minęło wiele czasu, a wśród żorzan rozeszła się wieść, że przy kopcach straszy! Nocami widywano tam ponoć młodego Szweda grzejącego się przy ogniu. Zjawa mamrotała coś pod nosem i wykonywała takie ruchy, jakby coś przekładała i liczyła.

Mieszkańcy miasta obawiali się, że sprawa może się roznieść, w efekcie tę drogę zaczną wielkim kołem omijać bogaci kupcy podróżujący przez Żory dalej na południe, co skutkowałoby wielkimi stratami. Z tego też względu postanowiono pozbyć się tego uciążliwego strażnika szwedzkiej broni. Oba kopce poświęcono i postawiono w pobliżu drewniany krzyż. Nie zakończyło to jednak sprawy, ponieważ znalazł się podobno gospodarz, który patrzył łakomym okiem na marnującą się w kopcu dobrą ziemie, podczas gdy on posiadał w pobliżu morgę piasku, na której kompletnie nic nie chciało rosnąć. Uznał zatem, że nic się nie stanie, jeśli uszczknie sobie nieco tej ziemi.

Jednak to, co przewiózł przez cały dzień, zniknęło nocą i wróciło do kopca. Gospodarz nie mógł uwierzyć własnym oczom, ale podjął ponowny trud przewiezienia ziemi. Za drugim razem wszystko potoczyło się podobnie. Trzeci raz chłop nie próbował! Nikt już potem nie odważył się tknąć szwedzkich kopców i do dziś nie wiadomo, co tak naprawdę one w sobie kryją.

Komentarze

Dodaj komentarz