Ryszard Chromik pokazuje korespondencję z szefem zarządu dzielnicy / Ireneusz Stajer
Ryszard Chromik pokazuje korespondencję z szefem zarządu dzielnicy / Ireneusz Stajer

 

Radny dzielnicy Boguszowice Osiedle poskarżył się na szefa zarządu, że ten nie udostępnił mu sprawozdań finansowych i protokołów z posiedzeń. Sprawą zajęła się komisja samorządu i bezpieczeństwa.

 

Ryszard Chromik z Rady Dzielnicy Boguszowice Osiedle zarzucił przewodniczącemu zarządu Mirosławowi Moszczyńskiemu, że ten nie pozwala mu przejrzeć dokumentów. Sprawa dotarła aż do miejskiej komisji samorządu i bezpieczeństwa, która nie ma tu jednak uprawnień decyzyjnych. Może natomiast wydać opinię, o którą poproszono radcę magistratu. Ten stwierdził, że brak tu problemu prawnego, który wymagałby interpretacji. Protokoły z zebrań rady czy sprawozdania finansowe są co do zasady jawne. Każdy, a tym bardziej radny, może je przejrzeć na podstawie ustawy o dostępie do informacji publicznej z 6 września 2001 roku.

– Pan Moszczyński odmówił mi wglądu dokumentów, o co prosiłem trzy razy. Interesowały mniej sprawozdania z lat od 2011 do lutego 2015, kiedy nie byłem jeszcze radnym. Skoro zadeklarowałem społeczną działalność, chcę to robić w sposób poważny i rzetelny, a to wiąże się z dostępem do informacji . Szef zarządu powołuje się na brak stosownego zapisu w statucie dzielnicy. Do pokazania dokumentów obliguje go ustawa, która jest aktem prawa znacznie wyższym niż statut dzielnicy – zauważa Ryszard Chromik.

Jego zdaniem, Mirosław Moszczyński łamie zresztą i statut, bo nie informuje mieszkańców o terminach zebrań rady dzielnicy. – Nadto wycofał z posiedzeń rady zeszyt dyżurów, gdzie zapisujemy problemy, z jakimi przychodzą ludzie. Mało tego: ponad połowa rocznego budżetu idzie na festyny i spotkania. Kiedy zapytałem, jakie zakupy złożyły się na spotkanie świąteczno-noworoczne, które kosztowało ponad 3 tys. zł, nie dostałem odpowiedzi – zaznacza Chromik.

Mirosław Moszczyński nie ma sobie nic do zarzucenia. – Byłbym zadowolony, gdyby o naszej dzielnicy mówiono w superlatywach, a nie w drażliwy sposób – zaczyna. Twierdzi, że udostępnia radnemu sprawozdania. – Na rok mamy z urzędu miasta 15,7 tys. zł, wszyscy są o tym poinformowani. Podejmujemy uchwałę o wydatkach, którą podpisują radni, w tym pan Chromik. Kiedy zapytał o rozliczenie owych 3 tys. zł, powiedziałem mu, że wszystkie faktury może sprawdzić w magistracie, co też zrobił. Na uroczystości w restauracji, która trwała siedem godzin, było aż 40 osób, w tym prezydenci i wiceprzewodniczący rady miasta. Pieniądze poszły na posiłki gorące, zimną płytę i napoje. Kto organizuje takie spotkania, wie, że nie jest to kwota wygórowana – wylicza szef zarządu.

Dodaje, że na wniosku o wgląd do dokumentów należy wpisać podstawę prawną, czyli tytuł ustawy. Brak może skutkować niewydaniem sprawozdania czy protokołu. – U nas z finansami wszystko musi być w porządku. Prowadzi nas księgowa z urzędu miasta – zapewnia Moszczyński. Dodaje, że nie może wszystkim pokazywać zeszytu dyżurów, bo przecież obowiązuje ustawa o danych osobowych. – Na nasze dyżury przychodzą ludzie z różnymi sprawami, nieraz bardzo prywatnymi i drażliwymi, nie mamy prawa ich upubliczniać – stwierdza.

Według Wiesława Zawadzkiego, wiceprzewodniczącego zarządu, Ryszard Chromik jako radny pierwszej kadencji wszystko chciałby zmieniać, bo inni rzekomo nie widzą problemów. – Nie rozumiem sprawy, bo sekretarz wysyła wszystkim e-maile z protokołami posiedzeń. Można poprosić o kserokopię – tłumaczy Zawadzki. Sęk w tym, że radny Chromik chciał przejrzeć stare protokoły i sprawozdania. Jeśli we wniosku wskaże podstawę prawną, na pewno otrzyma potrzebne dane. Ciekawe, czy w innych dzielnicach są podobne problemy?

Komentarze

Dodaj komentarz