Jak na Śląsku doszło do sekularyzacji

 

210 lat temu wojska pod wodzą Napoleona rozgromiły pruską armię, a mały cesarz nałożył na pokonane państwo ogromne kontrybucje. W konsekwencji pruski skarb bez skrupułów rychło sięgnął również po dobra kościelne i zakonne.

 

W bitwach pod Jeną i Auerstaedt stoczonych 14 października 1806 roku wojska francuskie Napoleona Bonapartego (1769-1821) rozgromiły wojska Fryderyka Wilhelma III (1770-1840). Na pokonane państwo pruskie cesarz Napoleon nałożył dystrybucje wojenne w wysokości 140 milionów talarów, co ze względu na wyczerpane wojną zasoby finansowe doprowadziło je do rozpaczliwego położenia.

 

Upaństwawiano wszystko

 

Skarb pruski ściągał pieniądze na spłatę zobowiązań wojennych, skąd się tylko dało, bez skrupułów sięgnął też po wypracowane przez wieki dobra Kościoła katolickiego. 10 października 1810 roku Fryderyk Wilhelm III wydał dekret, mocą którego skasowano w Prusach wszystkie klasztory i fundacje duchowne, a pozostałe po nich dobra przejął skarb państwa. Ten okrutny cios najsilniej uderzył w Kościół katolicki na Śląsku, gdzie powołana w tym celu specjalna komisja rządowa w szybkim tempie przejęła liczne klasztory i posiadłości kościelne. Kościół katolicki na Górnym Śląsku utracił wtedy około dwóch milionów talarów.

Cały ten kapitał w postaci wywłaszczonych dóbr został przez państwo pruskie rozsprzedany zamożnym nabywcom prywatnym, i to przeważnie innowiercom. Na licytacje wystawiano dobra klasztorne, wspaniałe paramenty liturgiczne i kościelne, jak drogocenne naczynia liturgiczne i dzieła sztuki, i to często za bezcen. Darzone szacunkiem świętości i zbezczeszczone przedmioty kultu religijnego należące do Kościoła masowo przechodziły w ręce spekulantów, handlarzy i bezbożników. Wyprzedawano całe kompleksy klasztorne, a te, których nie dało się spieniężyć, przekształcano w więzienia, koszary albo zakłady lecznicze.

 

Zniszczona oświata

 

Sekularyzacja zniweczyła też cały wielowiekowy dorobek oświaty i kultury na Górnym Śląsku, przyczyniając się przez to do wielkich strat moralnych i materialnych. Wraz z innymi dobrami wywłaszczono trzy istniejące na Górnym Śląsku gimnazja: w Opolu i Nysie prowadzone przez ojców jezuitów oraz w Głubczycach prowadzone przez ojców franciszkanów. Prócz tych trzech szkół gimnazjalnych rozwiązane zostały również szkoły w Rudach i Imielnicy prowadzone przez ojców cystersów, które na poziomie gimnazjalnym głównie kształciły ubogich chłopców z powiatów rybnickiego, raciborskiego i pszczyńskiego.

Najbiedniejsi uczyli się w tych placówkach całkowicie bezpłatnie i nawet kwaterunek wraz z utrzymaniem był dla nich darmowy. W latach 1744-1810 tylko w szkole rudzkiej cystersi wykształcili ponad dwa tysiące chłopców, których przygotowali do wyższych studiów uniwersyteckich. Tak więc przez konfiskatę majątku kościelnego rząd pruski uderzył również w śląską oświatę, odbierając wielu zdolnym chłopcom szansę edukacji. Już wtedy było to na rękę ludności napływowej, której przedstawiciele obejmowali wszystkie ekskluzywne posady i stanowiska na Śląsku z powodu braku wykształconych elit rodzimych.

 

Straty bibliotek

 

Sekularyzacja dóbr kościelnych spowodowała również nieobliczalne straty w zbiorach bibliotek klasztornych. Niepotrzebne nikomu księgozbiory wywożono z konwentów na taczkach, jako mało wartościowy towar służący do całkowicie innych celów. Aby nie dopuścić do kompletnej dewastacji bibliotek i ocalić resztki woluminów, profesor Johann Gustav Gottlieb Büsching (1783-1829) z Wrocławia opracował i przedłożył rządowi plan utworzenia biblioteki centralnej przy Uniwersytecie Wrocławskim, w której dostępne jeszcze księgozbiory mogłyby zostać zabezpieczone i wykorzystane.

Rząd pruski propozycję profesora zaakceptował i ocalałe jeszcze dzieła polecił zabezpieczyć. Zabezpieczone zbiory stanowiły jednak zaledwie niewielki wybór cenniejszych dzieł biblioteki wrocławskiej, drugą część upaństwowionych zbiorów śląskich wywieziono do Berlina i innych niemieckich miast. Szacuje się, że przed sekularyzacją majątków kościelnych w bibliotekach klasztorów śląskich przechowywano ponad jeden milion różnego rodzaju woluminów.

 

Kościół świecki

 

Sekularyzacja dóbr klasztornych wiązała się z kasacją prowadzonych przez zakony parafii, które włączone zostały do parafii prowadzonych przez proboszczów świeckich. Po tych roszadach istniało na Śląsku 233 parafii świeckich, którymi kierowali proboszczowie wybierani na zasadach swoistej ugody pomiędzy rządem i biskupstwem wrocławskim. Dotychczas bowiem, jeżeli proboszcz w jednej z tych parafii umarł w pierwszym, trzecim, piątym, siódmym lub jedenastym miesiącu roku, a więc w miesiącach nieparzystych, nowego proboszcza obierał rząd, jeśli zaś umarł w drugim, czwartym, szóstym, ósmym, dziesiątym i dwunastym miesiącu roku, czyli w miesiącach parzystych, proboszcza mianował biskup.

Wraz z wprowadzeniem nowego kodeksu prawa rządowego, w 1850 roku, dochodzić zaczęło do coraz ostrzejszych sporów biskupa wrocławskiego z rządem w sprawie obsadzania urzędów proboszczowskich. Aby wygasić zarzewie tych konfliktów bez potrzeby wprowadzenia znaczących zmian w istniejącym prawie, ustalono nową ugodę. Rząd pozostawił sobie 98 parafii z prawem obsadzania urzędu proboszcza, zaś prawo mianowania proboszczów w pozostałych 135 parafiach przekazał w ręce biskupa wrocławskiego. Nadal bez zmian pozostało utrzymanie duchowieństwa, kościołów i budynków kościelnych, które tak jak dotąd należało do obowiązków fiskusa, czyli kasy państwowej.

 

Oszukani cystersi

 

Wielowiekowa historia rudzkich cystersów skończyła się nagle i jakże niewdzięcznie. W roku 1809 zaczęła krążyć pogłoska o zamiarach rozwiązania wszystkich klasztorów na Śląsku i przejęciu ich majątków przez państwo. Na początku następnego roku pojawiło się nieoficjalne poufne żądanie ministra zarządzającego prowincją śląską, aby dla wstrzymania kasacji klasztorów cysterskich ofiarować 10 tysięcy talarów do państwowej kasy. Cystersi czym prędzej dokonali zbiórki tej sumy w zależności od dochodów i możliwości poszczególnych klasztorów, z czego na Rudy przypadło 1 400 talarów.

Na nic się to jednak zdało, 26 listopada 1810 roku do klasztoru w Rudach wdarli się egzekutorzy państwowi w otoczeniu żołnierzy. Na ich czele stali były radca wojenny i domen Prus Południowych komisarz królewski Korn oraz jego pomocnik referendarz von Witte z Wrocławia. W obecności opata Bernarda Galbierza (1746-1819, opat 1798-1810) oraz wszystkich 32 mnichów zebranych w refektarzu (wielkiej sali jadalnej) odczytali oni dekret sekularyzacyjny. Następnie zażądał komisarz wydania insygniów opata i pieczęci, kluczy do kasy, archiwum i skarbca oraz do pozostałych budynków klasztornych.

 

W majestacie prawa

 

Przedmioty te kazał położyć na odpowiednio przygotowanym na tę okazję stole pokrytym czarnym suknem, na którym ustawiono srebrny krucyfiks (ważący dziewięć funtów) otoczony sześcioma kandelabrami z woskowymi świecami. Po spełnieniu tych żądań komisarz sporządził protokół, zobowiązał zakonników do potwierdzenia zaznajomienia się z tym dokumentem własnoręcznymi podpisami i nakazał im opuścić klasztor. Dodajmy, że w dniu sekularyzacji do dóbr kościelnych do majątku klasztornego w Rudach należały również okoliczne miejscowości, które również upaństwowiono wraz z całą infrastrukturą rolną i przemysłową w podobnie rabunkowy sposób.

Były to: Zwonowice z 174 mieszkańcami i folwarkiem, Stodoły z 200 mieszkańcami, folwarkiem, fabryką żelaza, fryszernią żelaza i dwoma młynami, Stanice z 260 mieszkańcami i folwarkiem, Wielkie Rudy z 500 mieszkańcami i folwarkiem, Małe Rudy z 15 siodłakami (gospodarzami), 18 zagrodnikami i hutą miedzi, Maciejowakierz z 260 mieszkańcami i folwarkiem, Jankowice Rudzkie ze 160 mieszkańcami i folwarkiem, Dobiszów z 160 mieszkańcami i folwarkiem oraz Chwałęcice ze 100 mieszkańcami i folwarkiem. Tak oto po prawie sześciu wiekach owocnego gospodarowania cały majątek rudzkich cystersów bezprawnie przejęło państwo pruskie, aby dobra zrabowane w majestacie prawa wystawić na przetarg.

 

Wygnańcy w habitach

 

Wygnani zakonnicy rozproszyli się po różnych miejscowościach i utrzymywali się z tymczasowo przyznanych im pensji rządowych. Opat Bernard Galbierz osiadł w Raciborzu i pobierał roczną gratyfikację nadaną mu przez króla w wysokości 1 200 talarów. W Rudach pozostało zaledwie dziesięciu zakonników, mianowicie proboszcz z kapelanami, nauczyciel gimnazjum i kilku innych mnichów, których ostatecznie zarządzeniem z 2 czerwca 1813 roku królewska komisja zmusiła do natychmiastowego i bezwarunkowego opuszczenia klasztoru. W sumie po sekularyzacji klasztoru cysterskiego z Rud wygnano opata i wszystkich 32 przebywających tam mnichów.

 

Dobra przejęte przez państwo pruskie w 1810 roku
Cztery kolegiaty farne – w Opolu, Nysie, Raciborzu i Głogówku; trzy klasztory cystersów – w Rudach, Imielnicy w powiecie strzeleckim i Kazimierzu koło Głogówka; dwa klasztory Rycerzy Świętego Krzyża – w Raciborzu i Nysie; klasztor augustianów w Oleśnie; trzy klasztory dominikańskie – w Opolu, Nysie i Raciborzu; pięć klasztorów franciszkańskich – w Gliwicach, na Górze Świętej Anny, w Nysie, Raciborzu i Głubczycach; pięć klasztorów minorytów – w Opolu, Bytomiu, Koźlu, Głogówku i Wodzisławiu; dwa klasztory kapucynów – w Nysie i Prudniku; klasztor paulinów pod Głogówkiem; trzy klasztory żeńskie – sióstr magdalenek w Nysie, dominikanek w Raciborzu, norbertanek w Czarnowąsach pod Opolem; ponadto w Niemodlinie rząd skonfiskował wspólny majątek wikariuszy.

 

 

 

Księgi klasztorne, które udało się uratować
Według urzędowego zestawienia tylko z konwentów wrocławskich w bibliotece centralnej Uniwersytetu Wrocławskiego znalazło się: 15 tysięcy ksiąg z klasztoru św. Wincentego, 17 tysięcy z klasztoru na Piasku, 13 tysięcy z klasztoru św. Macieja, 10 tysięcy z klasztoru dominikanów, 12 tysięcy z klasztoru minorytów, 25 tysięcy z klasztoru kapucynów, 2 tysiące z klasztoru franciszkanów i 800 z klasztoru św. Klary. Z pozostałych klasztorów śląskich w bibliotece centralnej przy uniwersytecie we Wrocławiu zabezpieczono: 12 tysięcy ksiąg z Lubiąża, 13 tysięcy z Kresobora, 12 tysięcy z Rud, 11 tysięcy z Czarnowąsów, 20 tysięcy z Henrychowa, 6 tysięcy z Kamieńca, 4 tysiące z Wahlstatt, 7 362 z Żagania, 3 200 z Legnicy, 3 tysiące z Głogowa, 2 200 ze Strygowa, 1 200 z Jaworza, ponadto 1 100 z klasztorów franciszkańskich i 1 600 z klasztorów dominikańskich.

 

 

5

Komentarze

  • Qlepitko Do niekumatych o Śląsku. Tymu co na J.gupoty pisze. 17 lutego 2019 23:56My som u siebie.Jak żeś ty przyszoł to przestrzegej prawa ,porządku nie śmieć,naucz sie jeżdzić i parkować,nie ciepej petów z auta przez łokno.Nie być jak katolik Kali z Sieńkiewicza.A jak nom nie bydziesz zmienioł nazwisk i imion a poradzisz robić to możesz tu siedzieć.Być richtich honorowym ,robotnym i przyzwoitym to bydzie dobrze.I pamientej że rozum człowieka nie zależy od jego woli.
  • Żorzanka Do Jacka 17 lutego 2019 19:58Kim TY ,u licha (!) jesteś człowieku, skoro uzurpujesz sobie prawo do mówienia kim są Ślązacy, albo kim nie są? Ukryta opcja niemiecka? Już to kiedyś słyszałam! Czy Ciebie ktoś wypędza do miejsca, skąd przyszedłeś? Bo Ślązakiem na pewno nie jesteś! Bo jaki to ptak, co w swoje gniazdo s...!
  • Jack :(( 16 lutego 2019 09:06Jak czytam te komentarze to aż mi się was żal robi i widzę że wy Ślązacy to chyba jednak rzeczywiście jesteście ukrytą opcją niemiecką !!! Może pora wracać do siebie:)
  • sid niy pasi. 01 grudnia 2016 20:28Jak kozali sie dzieciom uczyc to była germanizacjo, jak kozali robic to był wyzysk...Polokom pasowało robic antyniemiecko propaganda , obiecywac krowy i cuda wianki.Te same ludzie wola dzis narobic dzieci brac zasilki i 500 plus , bele niy robic..
  • Stanik z Rybnika Sekulyzacja 01 grudnia 2016 11:59Jedni co się cieszyli to byli Chłopi , Rolnicy mało rolni , i Parobki co za kromka chleba pracowali na polach K .Kalasztorów i Kościołów. Prusacy miliony chektarów oddali Rolnikom ,Chłopom , i Parobkom ,tak powstały gospodarstwa rolne , bez oddawania dziesieciny i pracowania za darmo do kościoła Katolickiego ,ale to było tylko na Śląsku i na ziemiach pod zaborem Pruskim zamiast dzieci pracować do Kościoła to musieli iść do szkoły uczyć się czytać pisać i rachować Przyjezdnym na Śląsk analfabetom Polakom to nie pasowało nazwali to germanizacją przyjezdnych Polaków. .

Dodaj komentarz