Dariusz P. twierdzi, że nie zabił zony ani dzieci / Dominik Gajda
Dariusz P. twierdzi, że nie zabił zony ani dzieci / Dominik Gajda

 

Obrona wnosi o uniewinnienie, twierdząc, że nie ma twardego dowodu świadczącego o winie, oskarżenie nie ma żadnych wątpliwości.

 

Obrońca Dariusza P. uważa, że prokuratura nie ma twardego dowodu, świadczącego o winie jego klienta. Przeciwnego zdania jest pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych, teścia Dariusza P i sióstr jego żony. Ojcu wciąż wierzy jedyny jego ocalały syn Wojciech. – Kontaktowali się w piątek, bardzo serdecznie – mówił obrońca Dariusza P. Wyrok ma zapaść 19 grudnia.W poniedziałek w rybnickim oddziale Sądu Okręgowego w Gliwicach sąd kontynuował słuchanie mów końcowych w procesie Dariusza P. Rozpoczął je pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych mecenas Jakub Przybyszewski.

– Moi klienci rozpoczynali udział w procesie, dopuszczając do siebie myśli, że może zdarzyć się coś, co pozwoli im powziąć jakieś wątpliwości, pozwoli im myśleć, że oskarżony nie dopuścił się tego czynu (...). I nic takiego się nie zdarzyło. Wręcz przeciwnie, z upływem czasu moi klienci utwierdzali się w przekonaniu o tym, że oskarżony tę zbrodnię popełnił – mówił mecenas Jakub Przybyszewski.

Przypominał, że jego klienci rozpoczynali ten proces z dużym kredytem zaufania do oskarżonego. – Po drugiej stronie nie siedzi osoba obca, a członek najbliższej rodziny. To człowiek, z którym ci ludzie spędzali święta Bożego Narodzenia, dzielili się opłatkiem (...). Spędzali razem chrzciny i inne najważniejsze uroczystości rodzinne. Spotykali się na kawie, na obiadach – mówił mecenas Jakub Przybyszewski. Dodał, że ta rodzina miała nadzieję, że pojawią się jakieś wątpliwości. – Zbudowane zostało w toku tego procesu bardzo silne przekonanie, że oskarżony dopuścił się zarzucanych mu czynów, a mówiąc wprost: zamordował swoją żonę i dzieci – zaznaczył.

Dodał, że być może łatwiej byłoby zrozumieć to zdarzenie, gdyby psychiatrzy uznali, że oskarżony jest niepoczytany. – Mieliśmy do czynienia ze zbrodnią, która prowadzi do ostatniego kręgu piekła – podsumował. Poparł wniosek prokuratury w sprawie kary dla Dariusza P. Przypomnijmy, prokurator żąda dożywocia z możliwością ubiegania się o warunkowe zwolnienie po 35 latach odsiadki.

Eugeniusz Krajcer, obrońca Dariusza P., twierdzi, że brak jest nie tylko dowodów, ale i poszlak, które mogłyby być podstawą do skazania, nie ma też motywu. – Wskazano motyw zysku. Zabił dla zysku, bo spodziewał się odszkodowań od firm ubezpieczeniowych za śmierć najbliższych. Straszny to motyw, nie do pojęcia, niezrozumiały dla normalnego człowieka. Motyw zysku to klasyczny motyw zbrodni. Skoro oskarżony ubezpieczył rodzinę, a wkrótce ona zginęła, to sprawa od początku dla oskarżenia była jasna (...). Dariusz P. już na wstępie został skazany – mówił mecenas Krajcer.

Dodał, że w zbrodnię nie uwierzyli najbliżsi: jedyny syn, który ocalał z pożaru, teściowie. – Wszyscy znali oskarżonego jako kochającego ojca i wspaniałego męża. Rodzina ta uchodziła za wzór – mówił obrońca. Przekonywał, że umowy ubezpieczenia były standardowe, a ich ewentualna wypłata nie zaspokajała długów Dariusza P. – na przykład dom ubezpieczony był na 300 tys. zł, chociaż miał większą wartość. Kwestionował ustalenia biegłych, według których dom rodziny P. został celowo podpalony, a oskarżony był wtedy w pobliżu. Podkreślał, że opinia dotycząca miejsc logowania telefonu Dariusza P. nie jest jednoznacznym dowodem. – Wątpliwości należy rozstrzygać na korzyść oskarżonego – apelował.

Dariusz P. obiecał, że będzie mówił krócej od swojego obrońcy, ale słowa nie dotrzymał. – Ja nie zrobiłbym tego największemu wrogowi. To jest absurdalne, nie ma żadnego uzasadnienia finansowego, ekonomicznego, pomijając wszelkie wartości etyczne, moralne – oświadczył. Dodał, że bardzo tęskni za swoimi bliskimi, że rodzina była, jest i zawsze będzie dla niego najważniejsza. Przyznał, że miał około 2 mln zł długu, a ewentualne ubezpieczenia pozwoliłyby pokryć tylko niewielką część zobowiązań. – Nawet gdybym miał milion długu, a 3,5 mln zł z polisy, również bym tego nie zrobił. Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, żeby długi pokrywać w tak absurdalny sposób – przekonywał.

Przez większą część ponad dwugodzinnego wystąpienia podważał opinie biegłych, głównie z zakresu pożarnictwa. Mówił o spisku, przebiegłości prokuratury, skrajnej manipulacji, fantazjach i skandalu oraz o medialnej nagonce. Na koniec, płacząc, przytoczył fragment listu, odczytanego podczas pogrzebu jego bliskich i poprosił sąd, by umożliwił mu powrót do jedynego syna.

Prokurator Karina Spruś podkreślała w poniedziałek, że zebrany materiał dowodowy nie pozostawia żadnych wątpliwości i nie ma podstaw do kwestionowania winy i sprawstwa oskarżonego.

Komentarze

Dodaj komentarz