Miałam wspaniałego męża, niestety był chory. Nie potrafiłam mu pomc  mwi pani Katarzyna / Adrian Karpeta
Miałam wspaniałego męża, niestety był chory. Nie potrafiłam mu pomc mwi pani Katarzyna / Adrian Karpeta

 

 

Dramat rozegrał się w sobotę po południu. – Byłam w pracy do godziny 12. Po południu poszliśmy na zakupy do Biedronki, potem na spacer, byliśmy na rynku, spotkaliśmy znajomych. Synek biegał, potem wracaliśmy ulicą Kościuszki do domu. Mąż nic nie mówił... – opowiada pani Katarzyna. Gdy weszli do klatki, pan Artur mocno przytulił swoją żonę. – Czułam, że dziwnie dotyka mnie po plecach, jakby szukając miejsca. Aż zesztywniałam. Powiedział, że mnie kocha. Zaczęłam poprawiać coś w wózku, przy śpiącym Nikodemie. Kiedy się podniosłam, mąż miał nóż w ręku. Zaczęłam krzyczeć. Chciałam za wszelką cenę chronić synka. Na szczęście atak na początku poszedł na mnie – opowiada kobieta.

– Nie walczyłam z mężem, tylko z obcym człowiekiem. Miał pustkę w oczach. Był w amoku. Ciachał jak schabowego. Na szczęście było zimno i byłam ciepło ubrana, miałam trzy razy szalik owinięty wokół szyi... Próbował uderzać konkretnie, zasłaniałam się – mówi kobieta. Nagle mąż rzucił się do wózka. Zadał dwa ciosy, dziecko miało na szczęście też grubą kurtkę, konkretny śpiwór, kocyk, było zasłonięte daszkiem. – Dostałam takiej siły, że rzuciłam się na Krystiana, poślizgnęłam się na własnej krwi, przewróciliśmy się oboje. Mąż pozbierał się, dopadł do Nikodema, złapał go za główkę, jakby chciał mu poderżnąć gardełko. Odepchnęłam męża, synka nakryłam swoim ciałem – mówi pani Katarzyna.

Na szczęście z mieszkania wybiegła mama pani Kasi i jeden z sąsiadów. Zabrali dziecko. – Poczułam wtedy spokój, było mi wszystko jedno. Sąsiad uderzył Artura w głowę rurką metalową. Mąż ocknął się, przepraszał... – mówi ze łzami w oczach kobieta. – Mąż wziął nóż i dwa razy dźgnął się w tętnicę – opowiada kobieta. Mężczyzna wykrwawił się. Zmarł w karetce. Pani Kasia wczoraj wyszła ze szpitala, w piątek pochowa męża.

Rodzina kilka lat temu wyjechała do Niemiec, w poszukiwaniu lepszego życia. Tam udało się pani Kasi zajść w ciążę. Niestety, pan Artur miał kontakt z narkotykami. Niedawno wrócili do kraju. Zamieszkali osobno, ale cały czas byli ze sobą. – Od dłuższego czasu przypuszczałam, że on spróbuje zrobić coś sobie albo mi. Był niespokojny, nieobecny, kilka nocy nie spał, płakał. Potem znów był pobudzony. Błagał o pomoc. Chciałam, by szedł się leczyć, mówił, że pójdzie. Ale potem odmawiał. Podkreślał, że nie chce iść do psychiatryka, pracował tam pięć lat jako malarz tapeciarz, na najgorszym oddziale. Mówił mi: Kasia, ty mnie nigdy nie zamykaj na Gliwickiej – opowiada pani Kasia.

Ostatni raz była u psychiatry w środę, 7 grudnia. Radziła się, co zrobić. Twierdzi, że kilka razy prosiła policję o pomoc, ale bez rezultatu. – Słyszałam, że jak nie ma realnego zagrożenia, to oni nie mogą nic zrobić. Nawet teraz nie otrzymałam pomocy psychologicznej – mówi. Podkreśla, że mąż był miłością jej życia. – Urodziliśmy się w jednym szpitalu, w Knurowie, znaliśmy się od dziecka, przez osiem lat chodziliśmy do jednej podstawówki, siedzieliśmy ławka w ławkę. Już w szóstej klasie wiedziałam, że będzie moim mężem. A potem był chory. Cierpiał na schizofrenię, miał stany lękowe, chciał nas chronić. Uwolnił nas i siebie, szkoda, że w ten sposób  – mówi pani Kasia. Dodaje, że ma dla kogo żyć. – Skupię się na dziecku – podkreśla.

Dlaczego godzi się na rozmowę? – Żeby uniknąć plotek – podkreśla.

 

 

 

Dwa postępowania
Policjanci pod nadzorem prokuratury wyjaśniają przyczyny tragedii. – Prowadzimy dwa odrębne postępowania, jedno w kierunku usiłowania pozbawienia życia kobiety, drugie w sprawie śmierci sprawcy. Przeprowadziliśmy sekcję zwłok. Będziemy starali się ustalić stan psychofizyczny mężczyzny. Finał tego zdarzenia mógł być jeszcze tragiczniejszy, gdyby nie interwencja sąsiadów. Kontakt ze sprawcą był utrudniony, krzyczał do nich, że "robi to dla dobra żony" – mówił w poniedziałek Rafał Łazarczyk, zastępca prokuratora rejonowego w Rybniku.

 

 

Komentarze

Dodaj komentarz