Anita Czerner-Lebedew / ArC
Anita Czerner-Lebedew / ArC

 

Rozmowa z Anitą Czerner-Lebedew, etnolożką w Muzeum Miejskim w Żorach

 

Jaka jest śląska kuchnia?

Śląsk to bardzo bogaty i zróżnicowany region. Ze względu na swoje położenie geograficzne był zawsze miejscem dużych migracji i mieszania się kultur. Dzięki temu w kuchni śląskiej drzemie wiele różnorodnych i oryginalnych smaków, które nie tylko nie zostały zapomniane, ale wciąż zyskują nowych miłośników. Jako że jest to region, który przejął bardzo dużo z kuchni niemieckiej, a także austriackiej i czeskiej, trudno więc mówić tutaj o jednej kuchni i jednym regionie. Ta mieszanina kultur spowodowała, że praktycznie w każdym mieście i miasteczku występują inne smaki oraz różniące się zmodyfikowane przepisy.

 

Czym zatem wyróżnia się śląska wieczerza wigilijna?

To jest eksplozja tradycyjnych smaków, często przekazywanych z pokolenia na pokolenie. W dawnych czasach jadłospis wigilijnych potraw był tak przemyślany, aby uwzględniał wszystkie płody leśne i rolne z całego roku. Z lasu ludzie przynosili grzyby, miód i orzechy. Z rzek, stawów i jezior przeróżne ryby, które pojawiały się na wigilijnym stole. Z pól zbierano kasze i zboża oraz jarzyny, a z sadów owoce. W ten dzień szczególnie można było zauważyć silny związek człowieka z ziemią, z naturą, a także zaryzykować stwierdzenie, że w potrawach wigilijnych widać prawdziwy kunszt umiejętności kulinarnych każdej gospodyni.

 

Wigilia nie byłaby wigilią bez pielęgnowania dawnych zwyczajów.

Naturalnie. Wieczerzę wigilijną rozpoczynano w chwili, gdy na niebie pojawia się pierwsza gwiazdka, nadal tak się dzieje zresztą w wielu domach Po przełamaniu się opłatkiem i złożeniu życzeń rodzina zasiada do wspólnego stołu. W dawnych czasach na stole obowiązkowo pojawiała się zupa siemieniotka, mająca według wierzeń siłę magiczną. Miała zapewniać powodzenie, pomyślność i dostatek. Dziś już tylko w nielicznych domach można jej spróbować. Głównym składnikiem były gotowane ziarna konopi oraz własnoręcznie przygotowana mąka z kaszy jaglanej. Wielu mieszkańców Śląska dziś już tej zupy nie pamięta, a na ich stołach pojawia się grzybowa albo rybna z grzankami bądź coraz popularniejszy barszcz z buraków.

 

Jakie jeszcze dania serwowano dawniej na śląskim wigilijnym stole?

Podczas wieczerzy jedzono suszone śliwki z fasolą lub z kaszą czy kartofle ze śledziem. Dziś mylnie mówi się o prawdziwej polskiej tradycji, czyli jedzeniu pieczonego karpia, który w czasach komunizmu zadomowił się na naszych stołach, również tymi na Śląsku. Zapomniano już, że na dworach polskich jadano kiedyś szczupaka z szafranem, kapustę z linem i węgorzem czy rybę po lwowsku. Do współczesnego karpia na szczęście dodano tradycyjną kapustę z grzybami, i tu również w zależności od domu przyprawianą bardziej na słodko, słono czy ostro. Na wigilijnym stole nie może zabraknąć orzechów i miodu, które od bardzo dawna uważano za pokarm dla dusz zmarłych. Miód również chroni od złego i jest symbolem mądrości, szczęścia i miłości. W połączeniu z makiem potrawa taka staje się symbolem obfitości i płodności. Dlatego też śląską wigilijną wieczerzę kończą moczka i makówki. Składniki są prawie zawsze takie same, ale w każdym domu te potrawy smakują trochę inaczej, a każda gospodyni ma swój jedyny, niepowtarzalny przepis.

 

No właśnie, moczka i makówki są symbolem śląskiej wigilii.

To prawda. Są symbolem, co znaczące i ważne, nie tylko dla autochtonów, żyjących tutaj od pokoleń, ale też bardzo często przyjezdnych, dla których Śląsk stał się prawdziwym domem. Po wieczerzy w dawnych czasach zapalono na choince świeczki, potem rozpoczynano śpiewanie kolęd, wróżenie na przykład z źdźbła siana, którego nie mogło zabraknąć na wigilijnym stole i oglądanie podarunków, których nie przyniósł święty Mikołaj, Gwiazdor czy Aniołek, ale właśnie śląskie Dzieciątko.

Rozmawiał: Ireneusz Stajer

2

Komentarze

  • hilda slonsko wieczerzo 26 grudnia 2016 19:42a teroz slonzoki majom siano w lepie !!!! wesolego nowego roku
  • Krzysiek Sianko pod damasowym serwetym 24 grudnia 2016 13:07Było to za Gomołki, łojciec chciał we Wilijo pod damasowy serwet nasuć siana, ale matka mu to wybiła z gowy. Mie tysz się zdało, co niy po to pucuje sie chałpa na Świynta żeby jom zamarasić sianym. Pakowane do celofanu sianko zaczły dokłodać do cajtongow redakcje, kajś we 80 tych latach.

Dodaj komentarz