Thomas Arnold, czyli Arnold Płaczek / Kamila Mytyk
Thomas Arnold, czyli Arnold Płaczek / Kamila Mytyk

 

Rozmowa z Thomasem Arnoldem, autorem thrillerów z Rydułtów


 

"Horyzont umysłu" to pańska czwarta książka. Ostatni raz rozmawialiśmy podczas promocji "Tetragonu" około roku temu, czyli tyle czasu zajęło panu napisanie kolejnej książki?

Tak, ta książka powstawała dokładnie rok. Są autorzy, którzy piszą po kilkanaście książek rocznie, czyli w praktyce jedną na miesiąc. W porównaniu z nimi mam więc żółwie tempo. Zapewne gdybym nie pracował w aptece, szłoby mi o wiele szybciej. Jednak w moim przypadku pisanie książek to hobby. Taka sytuacja ma sporo plusów. Nic mnie nie goni, nie muszę pisać, jak to się mówi na siłę, żeby mieć na chleb. Najważniejsze, że mam pewnego wydawcę, który czeka na moją kolejną książkę. Dla mnie to takie małe spełnienie marzeń.

 

Małe?

No ok, nie takie małe. Szczerze mówiąc, to fantastyczne uczucie, gdy stawiam na półce swoją następną książkę. Pisanie daje mi wolność. Mogę zrobić z życiem bohatera, co tylko zechcę. Poza tym praca nad powieścią pozwala mi oderwać się od codzienności i kreować coś, co stworzyłem sam. Z tego jestem chyba najbardziej dumny.

 

Horyzont umysłu to kontynuacja przygód pary amerykańskich detektywów, których czytelnicy poznali w "33 dniach prawdy" i "Tetragonie"?

Tak, ale jest także delikatne nawiązanie do "Anestezji", bo podobnie jak pierwsza książka, najnowsza to również thriller medyczny. Tym razem detektywi Ross i Adams muszą zmierzyć się nie tylko z zagadką kryminalną, ale także ze zmianami w psychice człowieka, problemem depresji i chorób psychicznych.

 

Zapewne doświadczenie zawodowe pomaga panu w pisaniu książek związanych z medycyną?

Oczywiście. Doświadczenie z pracy i ze studiów pozwala swobodniej poruszać się w takich tematach, a że pracuję w aptece, sprawy z związane z lekami, pacjentami i ich problemami nie są mi obce.

 

Jak powstają pańskie książki?

Najpierw zawsze piszę scenariusz na kilka kartek A4. Potem rozpisuję go na rozdziały. Powstaje ich około 50. W trakcie pisania często coś wyrzucam lub dodaję. Nieraz bohaterowie sami piszą swoją historię. Bywa, że zakończenie do końca pozostaje zagadką, nawet dla mnie. Nierzadko w trakcie pisania trzeba wracać do pierwszych stron i dopisać jakiś fragment układanki. Czasem to prawdziwa katorga.

 

Ma pan ustalony harmonogram pracy? Konkretne godziny każdego dnia?

Nie. W zasadzie nawet nie jest tak, że piszę codziennie. Na taki stały rytm nie pozwala mi ani praca zawodowa, ani promocja wydanych już książek. Ale szczerze mówiąc, takie przerwy także mają swoje plusy, bowiem w wolnym czasie przychodzą do głowy nowe rozwiązania. Nierzadko na te ciekawe pomysły wpadam w pracy czy w samochodzie, a że mam kiepską pamięć, zapisuję wszystko na przysłowiowych serwetkach.

 

Jest ktoś, z kim konsultuje pan pomysły?

Pomysłów nie konsultuję, ale moimi pierwszym czytelnikiem zawsze są żona, potem mama. Od początku ogromnie wspiera mnie także pani Danuta Dworaczek, moja polonistka z podstawówki, która robi pierwszą i zasadniczą korektę. Co prawda nie dostaję już ocen jak przed dwudziestoma laty, ale nadal są uwagi pisane na czerwono, jak w szkolnym wypracowaniu.

 

Wraz z kolejnymi książkami pisanie przychodzi coraz łatwiej?

Jasne. Szczególnie w kwestiach językowych, stylistycznych czy prawidłach opisywania wykreowanej rzeczywistości. Te elementy są dla mnie trudniejsze, niż wymyślenie całej historii. Poza tym o wiele łatwiej przychodzi mi pisanie kontynuacji danej historii, aniżeli tworzenie nowej.

 

Możemy się więc spodziewać, że kolejna pańska książka będzie także odnosiła się do przygód detektywów Rossa i Adamsa?

I tak, i nie. Obecnie pracuję nad czymś innym. Muszę się trochę oderwać od Rossa i Adamsa. Zobaczymy, ile czasu mi to zajmie. Mam jednak napisaną kontynuację "Anestezji". Czekają ją jeszcze poprawki, przeróbki, ogólnie sporo pracy. Może uda mi się ją wydać w przyszłym roku. Wracając jednak do przygód moich detektywów, nie wykluczam, że wrócę do ich świata i tak jak kiedyś zapowiadałem, napiszę łącznie pięć książek z Rossem i Adamsem w roli głównej.

 

Wszystkie pańskie książki osadzone są w realiach Stanów Zjednoczonych, dlaczego?

Dla uwiarygodnienia historii i stworzenia odpowiedniego tła. Thrillery i kryminały mają to do siebie, że pojawiają się w nich zabójstwa i morderstwa. W Polsce roczna średnia wynosi około 3 zabitych na 200 tys. mieszkańców. To raczej słaby wynik. Oczywiście traktujmy to z przymrużeniem oka. W USA ten wskaźnik jest dziesięciokrotnie wyższy. Tak na marginesie, od pewnego czasu rynek księgarski zalewają skandynawskie kryminały. Tam statystyki wyglądają podobnie jak u nas, można by więc zaryzykować tezę, że w Skandynawii więcej osób ginie w książkach aniżeli w rzeczywistości.

 

Uczestniczył pan w tym roku już po raz drugi w targach książki w Krakowie. Było to ważne wydarzenie?

Zdecydowanie. To największe wydarzenie czytelnicze, w jakim brałem udział, zarówno w tym roku jak i w poprzednim. Odwiedzający są liczeni w dziesiątkach tysięcy, a same targi to wspaniałe zaprzeczenie panującemu przekonaniu, że dziś już mało kto czyta.

 

W tym roku otrzymał pan nagrodę powiatu wodzisławskiego w dziedzinie kultury. To ważne wyróżnienie?

Oczywiście. Już sam telefon, że zostałem nominowany, bardzo mnie ucieszył. Najbardziej jednak cieszy mnie pozytywny odbiór moich książek wśród czytelników. Dostaję sporo miłych komentarzy i wiadomości zarówno bezpośrednio, jak i poprzez Facebooka czy innych portale. Bardzo lubię też spotkania z czytelnikami. Każde jest inne. Ludzie przychodzą porozmawiać, zazwyczaj o książkach, ale także o innych rzeczach, czasem prywatnych. To ogromnie zachęca do dalszej pracy.

Rozmawiała: Kamila Mytyk

 

Kim jest Thomas Arnold?
Thomas Arnold to pseudonim Arnolda Płaczka. Urodzony w 1985 roku. Skończył studia farmaceutyczne i od lat pracuje w zawodzie. Mieszka i swoje książki pisze w Rydułtowach. Do tej pory ukazały się cztery thrillery jego autorstwa: "Anestezja", "33 dni prawdy", "Tetragon" i "Horyzont umysłu". Książki można kupić są w większości księgarni na terenie województwa, a także w kilku ogólnopolskich, no i oczywiście poprzez internet.

 

 

Komentarze

Dodaj komentarz