Nieznajoma jeździła na targ pełnym wozem i pełnym wracała / Elżbieta Grrymel
Nieznajoma jeździła na targ pełnym wozem i pełnym wracała / Elżbieta Grrymel

 

Obca kobieta wprowadziła się do domu pod lasem dosłownie z niczym, a już niebawem opływała w dostatki. Ludzie zaczęli patrzeć na nią podejrzliwie.

 

Kiedyś, dawno temu pod lasem w Jejkowicach mieszkała kobieta, którą wszyscy uważali za czarownicę! Dlaczego? Przybyła nie wiadomo skąd, bez męża, jedynie z dwoma małymi jeszcze córkami. Kupiła starą, zrujnowaną chatę na końcu wsi. Wprowadziła się do niej latem zaledwie z kilkoma tobołkami, a zimą jeździła już saniami zaprzęgniętymi w dwa wypielęgnowane siwki, niczym najbogatsza gospodyni we wsi! Każdej niedzieli z samego rana wyjeżdżała gdzieś z dziewczynkami, ale w rybnickim kościele nikt z sąsiadów nigdy jej nie widział. Być może była innego wyznania, bo nie wykazywała najmniejszej chęci do nawiązania kontaktów z mieszkańcami wsi, takiej opcji nikt jednak nie brał pod uwagę. Nic dziwnego, że bardzo szybko przylgnęła do niej opinia skrytej, obcej baby, po której nie wiadomo czego można się spodziewać!.

W każdą środę kobiety ze wsi jeździły do Rybnika na targ. Jedna wiozła kopy jaj w kobiałkach, inna półfuntki masła albo wiaderko twarogu, mieszek kaszy czy żywego wieprzka, by sprzedać to w mieście i kupić dla rodziny solidne buty i ciepłe, wierzchnie odzienie. Tylko bogatsi gospodarze, a i to nie zawsze, odwiedzali kramy, na których mieniły się wszystkimi kolorami wstążki, jedwabne chusteczki i eleganckie zapaski, bieliło cieniuchne płótno i przyciągały wzrok wspaniały koronki. Tylko baba spod lasu jeździła w obie strony pełną furką. Do Rybnika wiozła kosze jaj, ogromne góry twarogu, całą dzieżkę masła i konwie śmietany, zaś kiedy wracała, często na jej wozie chrumkało tłuste prosię lub gęgały utuczone gęsi, pęczniały wory mąki i kaszy.

Czasem wionęło zapachem pysznych kiełbas, których wiozła co najmniej cała nieckę. Na dodatek obie jej córki były zawsze ubrane najstrojniej z całej wsi, choć nie miały własnej ziemi. Kłuło to w oczy bogatszych gospodarzy, ale wkrótce się uspokoili, ponieważ wywnioskowali, że baba zajmuje się handlem. Dom pod lasem stawał się coraz zasobniejszy, był nawet wspanialszy niż domostwo wójta, którym kiedyś chlubiła się cała wieś. Pewnego roku jednak okolicę nawiedziła wielka susza, a wraz z nią przyszła bieda. Przestały turkotać furki i bryczki zmierzające w kierunku Rybnika. Jeden tylko wóz przemierzał tę drogę niezmiennie i zawsze załadowany w obie strony, dlatego ludzie znowu patrzyli zazdrośnie na babę spod lasu.

Nadeszło lato, spadł deszcz, zazieleniły się pola, ale za jakiś czas znowu powróciła susza i wypaliła ziemię do cna! Wtedy we wsi zaczęto szeptać, że ktoś niechybnie rzuca uroki. W niedzielę ksiądz grzmiał z ambony o karze za grzechy, choć jednak gromił wiarę w zabobony, ludzie i tak myśleli swoje. Stali się też ogromnie podejrzliwi. Sąsiad zwracał uwagę na sąsiada, czy aby złym okiem na pole nie spojrzy albo czego pod nosem nie mamrocze, jak idzie miedzą, a to był dopiero początek.

O tym, co wkrótce wydarzyło we wsi, dowiecie się za tydzień.

Elżbieta Grymel

Komentarze

Dodaj komentarz