Polacy mają takie same płuca jak mieszkańcy innych krajów, ale alarmy u nas ogłaszane są zbyt późno – zwracają uwagę działacze zajmujący się ekologią.
Polska ma najbardziej liberalne zasady określania poziomów informowania społeczeństwa o zanieczyszczeniu powietrza spośród krajów Unii Europejskiej. Jednocześnie, nasz kraj posiada najgorsze powietrze w całej Unii Europejskiej. Płacimy za to wysoką cenę. Gdy w Paryżu zanieczyszczenie powietrza pyłem zawieszonym PM10 osiąga poziom 80 μg/m sześc., ogłaszany jest alarm smogowy. W Krakowie, w Katowicach czy w Warszawie taki poziom nie budzi niepokoju jednostek odpowiedzialnych. Nic dziwnego – obowiązujący obecnie w Polsce poziom alarmowy jest prawie cztery razy wyższy i wynosi 300 μg/m sześc.
Gdyby w Polsce przyjąć poziom, jaki obowiązuje w Paryżu, to w Warszawie mielibyśmy sześć dni z alarmem smogowym, w Rybniku – 51, a Krakowie 100. W większości miast takie alarmy ogłaszano by przez co najmniej kilkanaście dni w roku. Powstaje więc pytanie, czy Polacy mają inne płuca niż Francuzi, Brytyjczycy czy Czesi? Dlaczego nasze zdrowie nie jest chronione w taki sam sposób? Czy polskie władze nie bagatelizują problemu zanieczyszczenia powietrza?
Jeszcze trzy lata temu poziom alarmowy wynosił w Polsce 200 μg/m sześć. Uchwalone w 2012 roku rozporządzenie podniosło go do 300 μg/m sześć. Polskie prawo rozluźniając kryteria informowania o złej jakości powietrza, ograniczyło ochronę mieszkańców przed wysokimi poziomami zanieczyszczeń, bagatelizując ich wpływ na nasze zdrowie.
Źródło: www.polskialarmsmogowy.pl.
Więcej na temat walki ze smogiem w papierowym wydaniu "Nowin".
Komentarze