Często zapomina się o różnicach w ramach Śląska i utożsamia cały region ze wschodnim, przemysłowym obszarem. A Śląsk to także Śląsk Opolski, Śląsk Cieszyński i tzw Biały Śląsk czyli okolice Lublińca (propagandowa nazwa stworzona przez Gustawa Morcinka). Nie wspominam o Dolnym Śląsku, bo on pozostaje obecnie Śląskiem z nazwy.
Te wymienione obszary Śląska są różne, bo mają inną tradycję, historię, i w konsekwencji różną kulturę. Nie można mówić o jednym Śląsku, bo Śląsk Cieszyński należał w przeszłości do Austro-Węgier i pozostaje protestancki, a znalazł się w niepodległej Polsce w 1922 roku. Śląsk Opolski to region rolniczy i trochę przemysłowy, który w granice Polski został włączony po raz pierwszy w 1945 roku i doświadczył nazizmu niemieckiego w latach 30. XX wieku. Śląsk wschodni, często utożsamiany z całym Śląskiem to obszar przemysłowy, który w 1922 roku znalazł się w granicach Polski. Zatem nie ma jednego Śląska, bo każdy z tych regionów jest trochę inny od reszty, ma inną historię i inne tradycje.
Nie ma też jednego Śląska ze względu na strukturę społeczną. Przemysłowa część jest głównie miejska, żyją tu właśnie owi stereotypowi śląscy górnicy i ich potomkowie oraz inne osoby pracujące w różnych działach przemysłu ciężkiego i usług. Śląsk Opolski, to na ogół rolnicy i rzemieślnicy, trochę pracowników przemysłu. Śląsk Cieszyński to przemysł i szeroko rozumiana turystyka. Zatem i tu nie ma jednolitości. Inne są tradycje pracy, inny rytm pracy, inne doświadczenia.
Podobni do kamieni granicznych
Śląsk jest też pograniczem. Jest to pogranicze zarówno etniczne jak i kulturowe. Etniczne, bo od wczesnego średniowiecza na tym obszarze mieszkali ludzie o różnym pochodzeniu. Był to teren przez, który przechodziły szlaki handlowe. Przez Bramę Morawską wędrowali kupcy z południa, szlaki handlowe ze wschodu na zachód (Kijów, Lwów, Kraków, Wrocław, Drezno) też przechodziły przez Śląsk. Spustoszenia po licznych wojnach sprawiły, że pojawiali się osadnicy z zewnątrz. Stein Rokkan i Derek Urwin nazywali takie obszary policealnymi (wielość kultur i narodów) w przeciwieństwie do monocefalnych (monoetniczne i monokulturowe, na ogół w centrum kraju). W zachodniej części regionu szybko i w znacznej ilości pojawili się Niemcy i Czesi, co dobrze pokazali Roger Moorhouse i Norman Davies w Mikrokosmosie – książce o Wrocławiu.
Natomiast na wschodnich terenach ten proces wystąpił później. Istotny napływ Niemców, ale i Szkotów, Francuzów, Włochów pojawił się wraz z industrializacją. Pojawiali się nie tylko ludzie z kapitałem założycielskim, ale też specjaliści, organizatorzy nowego życia regionu. Pogranicze, które tu istnieje jest pograniczem w rozumieniu Fredrika Bartha, czyli takim gdzie ludzie różnych kultur i o różnej etniczności stale z sobą się kontaktują. Nie zatracają swoich cech, a kontakt z innymi uświadamia im własną specyfikę. Ale też Śląsk był fizycznym pograniczem, o którym ks. Szramek pisał, że jednostki "są podobne do kamieni granicznych, które z jednej strony noszą znamię polskie, z drugiej niemieckie, albo do gruszy granicznych, które na obie strony rodzą. To nie są ludzie bez charakteru, lecz ludzie o charakterze granicznym.
Śląsk to różnorodność
Nie ma też jednego Śląska ze względu na tożsamość narodową. To jest efekt owego pogranicznego położenia i osadnictwa. Zawsze istniała skala tożsamości: Niemiec, Niemiec-Ślązak, Ślązak-Niemiec, Ślązak, Ślązak-Polak, Polak-Ślązak, Polak. Takie identyfikacje są powszechne do dzisiaj i nie ma w tym nic nadzwyczajnego. W każdej rodzinie taką różnorodność identyfikacji można spotkać- to stała cecha Śląska. Zawsze też na Śląsku pojawiali się nowi ludzie, którzy po paru pokoleniach czuli się Ślązakami. Potomkowie tych, którzy osiedli na Śląsku w XII, XV czy XIX wieku są uznawani obecnie za 100% Ślązaków. Gorzej z tymi, którzy napłynęli w ostatnich 70 latach. Nie wszyscy z nich chcą być uważani z Ślązaków i nie wszyscy utożsamiają się ze śląską kulturą regionu. Niewielu z nich otoczenie postrzega jako Ślązaków.
Zapewne niektórzy z nich staną się "nowymi Ślązakami", inni pozostaną Polakami. W dyskusjach toczonych w Polsce zapomina się też o Niemcach, którzy żyli przez wiele pokoleń w regionie i uważali się za Ślązaków. Doskonale opisuje ich sytuację w Niemczech Ursula Hőntsch w książce "My, dzieci przesiedleńców". Tam, jako Ślązacy traktowani byli jako prowincjonalna, mniej światła ludność o braku jednoznacznej tożsamości niemieckiej. Nie dziwią różne deklaracje narodowe w Spisie Ludności z 2011 roku. 418 tys. określiło się tylko jako Ślązacy, 362 tys. w pierwszej kolejności jako Ślązacy, 399 tys. podało tę tożsamość jako drugą. W sumie 847 tysięcy, osób określiło się z użyciem słowa Ślązak, ale różny jest rozkład wyborów. I tu widzimy, że wcześniej wspomniane skale tożsamości się ujawniają.
Nie ma jednej przyszłości
Nie ma też jednego Śląska z powodu różnych wizji przyszłości regionu. Tak zresztą zawsze było. Byli tacy Ślązacy, którzy asymilowali się do grupy dominującej: niemieckiej, czeskiej lub polskiej i przestawali być Ślązakami. Oni na ogół widzieli przyszłość regionu w jednym z tych państw: Niemczech, w Czechach lub w Polsce. Pozostawała największa grupa, która Śląsk postrzegała jako swoją własną małą ojczyznę. Kożdoniowskie hasło Śląsk dla Ślązaków stawało się w XX wieku coraz popularniejsze. W II RP Śląsk miał autonomię, co dawało własny Sejm i Skarb oraz prawo decyzji w sprawach gospodarczych, administracyjnych i kulturalnych. Część obecnych działaczy śląskich odwołuje się do tej tradycji i tak widzi przyszłość regionu (RAŚ).
No, ale co z innymi mieszkańcami regionu, którzy nie identyfikują się jako Ślązacy? Inni kładąc nacisk na śląskość uważają, że w ramach państwa polskiego można wiele osiągnąć poprzez aktywne samorządy (Związek Górnośląski), jeszcze inni kładą nacisk na pracę u podstaw, czyli szerzenie wiedzy o historii i kulturze Śląska, często we własnym języku (Silesia Progress, Antena Górnośląska, Demokratyczna Unia Regionalistów Śląskich). Są i tacy, którzy akcentując silne związki z kulturą niemiecką widzą Śląsk w bliskim związku z Niemcami (Mniejszość Niemiecka). Zupełnie inaczej na przyszłość regionu patrzą nie aktywiści, a mieszkańcy małych miejscowości i wsi. Dla nich to, co się dzieje poza wsią, gminą, regionem jest mało istotne. Ciężko pracują, nie zajmując się polityką, nawet lokalną.
Nie ma jednej przeszłości
Również inną wizję przyszłości Śląska mają ludzie na różnych szczeblach hierarchii społecznej. Ci, którzy patrzą na Śląsk z perspektywy ponadnarodowej, europejskiej widzą przyszłość w harmonijnej współpracy wszystkich mieszkańców i władz szansę na rozwój gospodarczy. Ci, którzy myślą kategoriami państwowymi, nie chcą podziałów i myślą tylko o jednolitym społeczeństwie regionu. Natomiast działacze regionalni myślą bardziej o ludziach i ich emocjach, więc skupiają się na uregulowaniu napięć na miejscu.
Nie ma też jednej przeszłości na Śląsku i jednych wspomnień. Inaczej pamiętają czasy niemieckie-nazistowskie mieszkańcy Śląska Opolskiego, inaczej wschodniej części regionu, która należała do Polski. Tragedia śląska jest wydarzeniem, które łączy wszystkich mieszkańców Górnego Śląska, ale już w mniejszym Śląska Cieszyńskiego. Prywatne doświadczenia wojenne też są inne. Jedni z Wehrmachtu trafili do ZSRR, inni do Armii Andersa. Jeszcze innym udało się uniknąć wcielenia do armii. Dla wszystkich natomiast ustrój socjalistyczny był niezrozumiały i trudny do zaakceptowania. Zatem kiedy mówimy o Śląsku trzeba pamiętać o jego różnorodności i wewnętrznym bogactwie.
MARIA SZMEJA
Prof. Maria Szmeja – socjolog, badaczka stosunków narodowościowych na Górnym Śląsku, pracuje na Wydziale Humanistycznym AGH w Krakowie
Komentarze