Kobieta zrezygnowała z nauk, bowiem uznała, że odbywa się to za cenę jej duszy / Elżbieta Grymel
Kobieta zrezygnowała z nauk, bowiem uznała, że odbywa się to za cenę jej duszy / Elżbieta Grymel

 

Ogłoszenie o kursach, na których można było nauczyć się uprawiania magii, wcale nie było żadnym żartem! Cena za zdobycie owej wiedzy okazała się jednak zbyt wysoka...

 

Ponad dwadzieścia lat temu pewna moja znajoma natrafiła w lokalnej gazecie na ogłoszenie mówiące o kursach, na których można było zgłębiać wiedzę zwaną tajemną. W pierwszej chwili pomyślała sobie, że to jakiś żart, ale w ogłoszeniu widniał numer telefonu, więc po namyśle tam zadzwoniła. W słuchawce odezwał się ciepły kobiecy głos, który poinformował ją, że ogłoszenie jest jak najbardziej prawdziwe i wciąż aktualne. Cena za kurs nie była wygórowana, a zajęcia odbywały się w sąsiednim mieście. Mojej koleżance, która dysponowała wtedy sporą ilością wolnego czasu, propozycja wydała się ciekawa i już następnego dnia pojawiła się na umówionym spotkaniu.

Z początku wszystko szło gładko. Omawiano i ćwiczono bardzo proste rzeczy, które mojej znajomej wydały się bardzo mało tajemnicze, z czasem jednak stopień trudności zaczął narastać. W końcu przyszła kolej na naukę wróżenia z kart Tarota. Każda z uczestniczek kursu miała swoją talię kart i tylko nią miała się posługiwać podczas wróżb. Znajoma chciała robić notatki po to, żeby się nimi posłużyć w czasie robienia zadanych do domu ćwiczeń. Pani, która prowadziła te zajęcia, powiedziała jednak, żeby absolutnie tego nie robiła, tylko zdała się na karty, a one już same ją poprowadzą!

W sobotnie przedpołudnie młoda kobieta rozsiadła się zatem na kanapie w swojej jadalni i rozpoczęła ćwiczenia. Czego dotyczyły, już nie pamiętam, choć ona zapewne mi o tym wspominała. W pewnym momencie usłyszała dziwny dźwięk, który przypominał ni to dzwonienie, a potem dudnienie. I nagle ku swemu przerażeniu koleżanka stwierdziła, że odgłosy dochodzą z serwantki, którą odziedziczyła po babci. Na chwilę odłożyła karty i dudnienie ustało, ale kiedy po chwili ponownie wzięła talię do ręki, zjawisko się powtórzyło. A ponieważ osoba ta nie należała do osób strachliwych, powiedziała do siebie:

– Nie dajmy się zwariować! – i kontynuowała swoje zajęcie. Wtedy z wielkim hukiem zaczęły pękać szklane naczynia znajdujące się w serwantce...

To był jednak dopiero początek. Na następnych kursowych zajęciach podczas ćwiczeń tylko pod moją koleżanką nagle zaczęło trząść się krzesło, na który siedziała, i to tak silnie, że ona podskakiwała razem z nim kilka centymetrów ponad podłogę. Pani prowadząca podbiegła do niej, omiotła rękami jej postać w celu uspokojenia aury (jak mówiła) i niepokojące zjawisko znikło. Na pytanie przestraszonej adeptki sztuk tajemnych, co się stało, odpowiedziała, że to nic groźnego, ale świadczy o wielkiej wrażliwości uczennicy.

Tego samego dnia, już w domu, koleżanka miała jeszcze wykonać pewne ćwiczenia doskonalące, więc żeby nikomu nie przeszkadzać, weszła do kuchni i wzięła się do pracy. W pewnej chwili coś zaszumiało po kątach, a ona poczuła, że traci grunt pod nogami – jakiś silny podmuch (może wiatr?) zaczął po prostu obracać ją wokół własnej osi. Kręciła się tak szybko jak dziecięca zabawka popularnie zwana bąkiem lub frygą i nie potrafiła się zatrzymać. Nie mogła też krzyknąć, choć bardzo chciała to zrobić, ale pęd powietrza wtłaczał jej słowa z powrotem do ust!

Do kuchni zajrzał mąż znajomej zwabiony dochodzącymi stamtąd dziwnymi odgłosami i stanął jak wryty na widok tego, co ujrzał. Dopiero po chwili sytuacja się uspokoiła, ale dla mojej znajomej było tego już za wiele! Nie spała przez całą noc, bo rozmyślała nad tym, co powinna uczynić w takiej sytuacji! Rano natomiast poszła do kościoła do spowiedzi i chyba jej pomogło! Postanowiła, że nie będzie już zgłębiać wiedzy tajemnej za cenę swej duszy i na kursie więcej się nie pojawiła!

Ze znajomą spotykamy się raczej rzadko, zazwyczaj na uroczystościach rodzinnych, i muszę przyznać, że raczej nie mamy okazji porozmawiać od serca. Zresztą nie sądzę, żeby ona chciała wracać do tamtych spraw sprzed lat, z których mi się w przypływie szczerości wtedy zwierzyła...

Elżbieta Grymel

 

PS. Drodzy Czytelnicy, już za tydzień na łamach naszej gazety pojawią się znowu zjawy i duchy, zapraszam więc do dalszej lektury.

Komentarze

Dodaj komentarz