Mieszkańcy palili znicze i kładli kwiaty w miejscu, gdzie konał Krzysztof / Dominik Gajda
Mieszkańcy palili znicze i kładli kwiaty w miejscu, gdzie konał Krzysztof / Dominik Gajda

 

Adrian S. ma trzy zarzuty. Najpoważniejszy to spowodowanie ciężkich obrażeń ciała, skutkujących chorobą zagrażającą życiu, której następstwem była śmierć.

 

Nawet 12 lat więzienia grozi Adrianowi S., który w końcu sierpnia zeszłego roku brutalnie pobił znanego didżeja Krzysztofa Lindego. Kilka dni później mężczyzna zmarł w cieszyńskim szpitalu. Jastrzębska prokuratura rejonowa zamknęła śledztwo i przesłała akt oskarżenia w tej sprawie do rybnickiego Ośrodka Zamiejscowego Sądu Okręgowego w Gliwicach. Zawiera on trzy zarzuty.

– Najważniejszy dotyczy spowodowania u Krzysztofa L. ciężkich obrażań ciała, skutkujących chorobą zagrażającą życiu, której następstwem była śmierć pokrzywdzonego. Adrianowi S. grozi za to do 12 lat więzienia – mówi prokurator Jacek Rzeszowski, szef Prokuratury Rejonowej w Jastrzębiu. Drugi zarzut dotyczy tego, że tej samej nocy podczas imprezy Adrian S. zmuszał do opuszczenia lokalu dwie kobiety, kierując wobec nich groźby karalne. Po trzecie oskarżony podżegał do składania fałszywych zeznań. Jeszcze w tym samym dniu (28 sierpnia) dzwonił do świadka pobicia, namawiając go do składania fałszywych zeznań – informuje prokurator Jacek Rzeszowski.

Przypomnijmy, iż Krzysztof prowadził imprezę w jednym z lokali w osiedlu Przyjaźń. Już po jej zakończeniu, około godziny 6, został skatowany przez oskarżonego. Potem leżał na ławce przed barem, aż trafił do szpitala, gdzie po kilku dniach zmarł. Osierocił dwoje dzieci. Po jego śmierci przed lokalem wstrząśnięci mieszkańcy palili znicze i kładli kwiaty.Adrian S., który z początku się ukrywał, sam zgłosił się na policję z towarzystwie swojego adwokata. 

Komentarze

Dodaj komentarz