Jedna z fotografii Leona Majsiuka / Reprodukcja Adrian Karpeta
Jedna z fotografii Leona Majsiuka / Reprodukcja Adrian Karpeta

Majsiuk fotografował nie tylko same wyścigi, ale również kulisy. A to załogę karetki, zabezpieczającą zawody, a to milicjantów w parku maszyn. Oczywiście też kibiców na trybunach. Uchwycił w kadrze nawet losowanie loterii tygodnika „Nowiny”! Na jednym ze zdjęć widać potężny baner mistrzostw świata na żużlu w 1971 roku, wiszący na ścianie teatru. Na kolejnym grupa mężczyzn z motorem żużlowym, a w tle reklama kopalni Chwałowice, która – według reklamy – zapewniała dobry zarobek, godziwy wypoczynek i zadowolenie.


- Nie byłoby tej wystawy, nie byłoby tej fascynacji zdjęciami Leona Majsiuka gdyby nie pan Andrzej Wyglenda. Jest tu zdjęcie żużlowca, które pan Leon zrobił podczas mistrzostw Polski w 1969 roku. To zdjęcie zobaczyłem jako pierwsze w mieszkaniu pana Leona, leżało na stole, na górze, pod nim kolejne zdjęcia naszych chłopców, w plastronach, z białym orłami. Wtedy zafascynowałem się tymi fotografiami - mówił Aleksander Król z „Dziennika Zachodniego”, który przypomniał po latach postać Leona Majsiuka.
Przybyli dawni zawodnicy, m.in. Andrzej Wygledna, bohater jednego ze zdjęć Majsiuka, Jerzy Gryt, Antoni Fojcik, Jerzy Wilim. Był też Konrad Kuśka, mechanik żużlowców ROW-u sprzed lat. -
- Przez lata miałem ogromny żal do Andrzeja. W 1973 roku, jadąc przez trzy okrążenia na pierwszej pozycji, wiedziałem, że Andrzej pójdzie po dużym. Zaczyna się ostatnie okrążenie, ja już widzę się na podium jako mistrz Polski. Nagle, bach, z lewej strony Andrzej mnie wyprzedza. Obojętnie, jaki motocykl człowiek by miał, od najlepszego mechanika, jak jechał ze mną Wyglenda, to i tak wygrał. Nie umiał przegrać ten chłopak – opowiadał Jerzy Gryt.
Dawni żużlowcy wspominali, że nie jeździli dla pieniędzy, ale dla kibiców. Każdy z nich miał swoją grupkę fanów. Przyznali jednak, że za zwycięstwo potrafili dostać z kopalni telefon, na który inni czekali całe lata.


Wspominano, że największym modnisiem wśród rybnickiej ekipy był Antoni Fojcik, który podobno zawsze podrywał dziewczyny, więc musiał dobrze wyglądać. To jednak Antoni Woryna miał w Rybniku pierwszy kolorowy kombinezon! Przywiózł z Anglii piękny, niebieski uniform. Z Pragi, zamiast pieniędzy, rybniccy żużlowcy przywieźli uniformy z jeleniej skóry. Była bardzo delikatna, po pierwszej wywrotce czymś się świeciło. – Albo łokciem, albo tyłkiem – śmiali się dawni zawodnicy.

Galeria

Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt

Komentarze

Dodaj komentarz