W blasku księżyca Kaśka zobaczyła, że przy grobie klęczy trzech ludzi / Elżbieta Grymel
W blasku księżyca Kaśka zobaczyła, że przy grobie klęczy trzech ludzi / Elżbieta Grymel

 

Dziewczyna zerwała kapelusz z głowy jednego z młodzieńców, którzy klęczeli przy grobie, i zabrała do domu. Myślała bowiem, że to kawalerowie, z którymi przetańczyła wieczór, chcą jej zrobić psikusa. Była w błędzie!

 

Kaśka była jedyną córką bogatego gospodarza. Piękna, zgrabna, jasnowłosa dziewczyna była bardzo podobna do swej zmarłej matki, ale charakter odziedziczyła po ojcu. Nikogo się nie bała, nie wierzyła też ani w duchy, ani w strachy i śmiała się z opowieści rozpowszechnianych przez wiejskie baby. Jeżeli jakiś chłopak spłatał jej figla, zawsze odpłacała pięknym za nadobne! Była jednak bardzo wesoła i pracowita, więc wszyscy w wiosce ją lubili. Jednego tylko nie mogli jej wybaczyć: że co sobotę tuż po skończonej robocie biegła do karczmy na tańce. To była jej wielka radość.

Pewnego wieczoru zasiedziała się na zabawie trochę dłużej niż zwykle, bo kapela grała same siarczyste kawałki, a to polkę, a to mietlorza, a to waloszka, a Kaśce nogi same rwały się do tańca i wywijała ze wszystkimi kawalerami po kolei. Jeden z nich chciał ją nawet odprowadzić, jak kapela przestała grać, ale tylko go ofuknęła, że jak sama przyszła, to też sama do domu trafi! Kiedy dziewczyna wychodziła z karczmy, zegar na wieży kościelnej wybił akurat jedenastą.

– Za pół godziny będę w domu! – pomyślała w duchu, kiedy zdyszana dopadła bramy wiejskiego cmentarza. Zwolniła nieco kroku, pochwaliła Boga i przeżegnawszy się, nabożnie odmówiła modlitwę za zmarłych, potem zaś ruszyła dziarsko przed siebie. Uszła jednak zaledwie kilka kroków, kiedy zauważyła trzy męskie postaci klęczące przy jednym z grobów. Pomyślała wtedy, że to młodzieńcy z karczmy chcą z niej zakpić i po prostu ją przestraszyć. Dlatego niewiele myśląc, zerwała kapelusz z głowy najbliżej niej klęczącego, wsadziła pod pachę i pognała do domu, bo pora była późna.

W kuchni jej rodzinnego domostwa paliło się jeszcze światło. Ojciec dziewczyny już spał, czuwała tylko macocha – dobra i spokojna kobiecina, która traktowała Kaśkę jak własną córkę. Obiecała, że nazajutrz będzie się starała obronić dziewczynę przed rozgniewanym ojcem z powodu tego spóźnionego powrotu. Uspokojona Katarzyna poszła na palcach do swojej izby, żeby przypadkiem nie obudzić taty. Rzuciwszy w kąt kapelusz, odmówiła pacierz i położyła się do łóżka. Nie zdążyła jednak jeszcze zasnąć, kiedy prawie bezszelestnie otwarły się drzwi i do izby wszedł dziwacznie ubrany młody mężczyzna, którego widziała na cmentarzu.

I drżącym głosem poprosił o zwrot kapelusza! Wtedy Kaśka spojrzała na twarz swego gościa. W świetle księżyca zauważyła, że po jego białych jak płótno policzkach toczą się dwie krwawe łzy. Dziwny młodzieniec upadł na kolana i wyciągnął do niej rękę w proszącym geście. Zdjęta litością, wyskoczyła z łóżka, podbiegła do kąta, wzięła w rękę kapelusz i włożyła go na pochyloną kędzierzawą głowę, dodając przy tym:

– Idź z Bogiem!

W tym momencie widziało zniknęło.

– E, pewnie, to mi się to wszystko przyśniło! – westchnęła dziewczyna, a potem wróciła do łóżka i po chwili spokojnie zasnęła. Przebudziła się dopiero o świcie. Już miała wsunąć nogi w swoje trepki, kiedy jej spojrzenie padło na podłogę oświetloną pierwszymi promieniami wschodzącego słońca. I co się okazało? Że od drzwi aż do miejsca, gdzie stał nocny gość, widniały wypalone ślady ludzkich stóp. Dwa zwęglone zagłębienia znaczyły miejsce, w którym ten ktoś ukląkł. Kaśka nie miała co tego wątpliwości. Znalazła też na podłodze dwie krople krwi, były to ślady po łzach potępieńca.

Po jej plecach przeszedł dreszcz a serce zaczęło walić jak młotem. Po raz pierwszy w swoim życiu dziewczyna bardzo się przestraszyła, szybko zbiegła boso po schodach i z impetem wpadła do kuchni, gdzie siedzieli jej rodzice. Ze łzami w oczach powiedziała im swoją przedziwną wczorajszą przygodę.

– Ciekawe, że ślady prowadzą do izby, ale z niej nie wychodzą?! – zastanawiał się ojciec.

– Coś mi właśnie przyszło do głowy! – wtrąciła się do rozmowy macocha. – Nasza Kaśka go wybawiła! Pomogła mu z dobrego a czystego serca. To był z pewnością panicz z trzeciej wsi, gdzie wczoraj tańczyłaś, Kasieńko! Może już o nim słyszałaś?! – rzekła do pasierbicy.

 

Historię, którą Kaśce opowiedziała macocha, drodzy Czytelnicy przeczytacie w przyszłym tygodniu.

 

Elżbieta Grymel

Komentarze

Dodaj komentarz