Czesław Gawlik / Adrian Karpeta
Czesław Gawlik / Adrian Karpeta

 

Ostatnie pożegnanie Czesława Gawlika odbędzie się w poniedziałek, 20 marca, o godz. 13 w Bazylice w Rybniku.

Bardzo smutna wiadomość. Zmarł Czesław Gawlik, muzyk, animator rybnickiego środowiska jazzowego. Miał 86 lat. W ostatnim czasie był mocno schorowany. Przez cały czas opiekowała się nim córka Ewa, z którą zamieszkał w ostatnich latach. Przyjaźnią i dobrym słowem otaczali go przyjaciele – muzycy i nie tylko, zwłaszcza ci, związani ze środowiskiem jazzowym.

 

Czesław Gawlik przez lata związany był z zespołem South Silesian Brass Band, w którym pełnił rolę pianisty. Kilka lat temu na jego miejsce zaangażowano młodszego muzyka, pan Czesiu miał przechodzić powoli na muzyczną emeryturę. Niestety, młodszy kolega zachorował i pan Czesław wrócił do regularnego koncertowania. Jeszcze kilka lat temu potrafił grać do rana na balu jazzowym, o czym niżej podpisany miał okazję się przekonać.

 

Jego dzieckiem był Silesian Jazz Meeting, który ma się dobrze i w tym roku odbędzie się jego 32. (!) edycja. Ponad dekadę temu wymarzył sobie festiwal jazzu tradycyjnego i w tym roku spotkamy się na jego dziesiątej już odsłonie! Zawsze pogodny, uśmiechnięty, życzliwy. Pomocny, gdy redakcja potrzebowała opowieści o imprezach w Bombaju, o dawnych zabawach sylwestrowych, starych zdjęć... Pozostawił po sobie wspaniałe dzieło, książkę „Jazz w Rybniku”, którą pomogła mu napisać Anna Małecka.  

2

Komentarze

  • Ja Bardzo smutna wiadomość. Pamiętam p. 15 marca 2017 19:31Bardzo smutna wiadomość. Pamiętam p. Czesława z czasów kiedy pracował w "Ryfamie". Zawsze pogodny, uśmiechnięty. myślę, że Bóg przyjmie go do swego zespołu i będzie mógł grać chórom niebieskim. Wieczny odpoczynek racz mu dać Panie.
  • JeszkaM :( 15 marca 2017 17:40W 1999 byłem z mamą na moim pierwszym Silesian Jazz Meeting. Wejściówki otrzymaliśmy w prezencie od Czesia. Wówczas grał min Victor Bailey, od tego czasu mój ulubiony gitarzysta basowy. Victor zmarł 11.11.2016 po bardzo ciężkiej chorobie, która z czasem odbierała mu władzę we wszystkich częściach ciała, najpierw przestał chodzić, potem nie mógł już grać, przestał wykładać na Berklee, potem nie mógł już samodzielnie jeść i myć się, ale niemal do końca życia z uśmiechem i niesamowitą siłą znosił upokorzenia i pisał posty na FB. Teraz umiera Pan Czesiek. Moja miłość do jazzu zaszczepiona niewątpliwie przez nich dwóch nigdy nie umrze. Do widzenia Panie Czesiu, po tylu latach mam nadzieję jest Pan znowu ze swoim bratem, żoną i ukochanym pieskiem. RIP.

Dodaj komentarz