Piszę ten felieton 10 kwietnia. Mógłbym napisać o rocznicy największej katastrofy lotniczej w historii Polski, w której zginęło 96 pasażerów wraz z załogą. Mógłbym wyciągnąć fakty i udowadniać, że była to mieszanka kampanii wyborczej i polsko-rosyjskiego bałaganu. Nie zamierzam jednak tego robić. Historia oceni tworzenie legend, baśni i podziałów, które powoli nie pozwalają nam ze sobą normalnie porozmawiać o polityce.
Mógłbym napisać, że co miesiąc, każdego 10, osoby prowadzące własną działalność gospodarczą muszą płacić bardzo wysokie składki do ZUS, licząc się jednocześnie z tym, że o ile dostaną kiedyś, to będzie to emerytura minimalna. Nie chcę jednak siać defetyzmu, w końcu mamy wiosnę i wszystko wokół nas rodzi się do życia.
Ten felieton poświęcam kwitnącemu flidrowi, bo BEZ tego zapachu mój obraz śląskiej wiosny nie byłby pełny. Myślę, że każdy z nas ma taki jeden zapach, który kojarzy mu się z domem, dzieciństwem i starymi dobrymi czasami. U mnie w tej kategorii flider to zdecydowanie numer jeden. I jeszcze to słowo, dość rzadko już używane, przez niektórych wyklęte, bo przecież bez brzmi bardziej narodowo. A dla mnie właśnie nie. Pamiętam białe i liliowe flidry w ogrodzie mojej babci i ten wiosenny, poranny wietrzyk, który roznosił ich woń po całej okolicy. Flider to dla mnie symbol, że my, Ślązacy, jesteśmy bardziej otwarci, ale także reagujący na te wszystkie wichury polityczne i narodowe przepychanki z politowaniem i słynnym śląskim "Ja, yhm".
"Litwo ojczyzno moja" pisał wieszcz. Nigdy tego do końca nie rozumiałem i nie utożsamiałem się z jego słowami. Bo Litwa za daleko. Dzisiaj rozumiem to jednak w inny sposób. Najważniejsze są małe ojczyzny, regiony, dla mnie zdecydowanie Śląsk. Marzy mi się śląski euroregion w zjednoczonej Europie. You may say I`m a dreamer, but I`m not the only one.
Spokojnych świąt i co by Was hazok odwiedził.
Komentarze