Tego, co działo się z kluczem, nie sposb racjonalnie wyjaśnić / Elżbieta Grymel
Tego, co działo się z kluczem, nie sposb racjonalnie wyjaśnić / Elżbieta Grymel

 

Brat i siostra spotkali się tylko raz w życiu, ale kiedy on odchodził z tego świata, dał jej o tym znać, choć mieszkał i umierał w innym kraju. Trudno w inny sposób zinterpretować całą tę przedziwną historię.

 

Dziś zgodnie z zapowiedzią wracam do dziwnej historii mojej babci i jej brata, która wydarzyła się bardzo długo po ich poznaniu. Zdarzenie, które chce tu opisać, miało miejsce na początku lat 50. ubiegłego wieku. Zaznaczam, że opowieść tę słyszałam nie z żadnej tam drugiej ręki, tylko bezpośrednio od mojej babci, ojca i jego rodzeństwa, czyli ludzi, które w tym zdarzeniu osobiście uczestniczyły. W ten pamiętny wieczór cała rodzina zgromadziła się w kuchni przy stole, jako że była to akurat pora kolacji. Lampa zawieszona pod sufitem jasno oświetlała całe pomieszczenie, bo kilka dni wcześniej dziadek zdemontował mleczny klosz, który tłumił światło, czego babcia bardzo nie lubiła.

W izbie panowała cisza, ponieważ każdy był zajęty jedzeniem. I wtedy wszyscy usłyszeli wyraźne kroki zbliżające się do drzwi. Niespodziewany, wieczorny gość wyraźnie utykał. Zgromadzeni w kuchni zamarli na moment, ponieważ w tamtych czasach (pamiętajmy, że był to początek lat 50 ubiegłego stulecia) takie nocne odwiedziny nie wróżyły niczego dobrego. Zaraz potem natomiast wszyscy jednocześnie spojrzeli w kierunku drzwi, które nie były wprawdzie zamknięte, ale tkwił w nich klucz. Na ich oczach obrócił się on kilkakrotnie w zamku, a potem z hukiem upadł na podłogę. W tym samym momencie odgłos ciężkich kroków zaczął się oddalać i po chwili ucichł zupełnie, jakby ów wieczorny gość rozmyślił się i postanowił odejść, choć był już przed drzwiami.

I zapadła martwa cisza, którą nagle przerwał okrzyk babci Jadwigi.

– Mój brat umarł! – wypowiedziała te słowa jakimś dziwnym, jakby nieswoim głosem. Wtedy wszyscy obecni spojrzeli w jej kierunku. Babcia była przeraźliwie blada, z oczu jej ciekły łzy, a na czole perliły się olbrzymie krople potu!

– O kim mówisz? – zainteresował się jeden z jej synów.

– O moim najstarszym bracie Augustynie. On nie żyje... – odpowiedziała już spokojniej babcia, a potem otrząsnęła się, jakby przebudziła się z jakiegoś koszmarnego snu.

To mój tato, który zawsze uchodził za wielkiego sceptyka, do tego był wielkim realistą, uświadomił sobie pierwszy, że tego, co się zdarzyło przed chwilą, absolutnie nie da się wytłumaczyć w żaden racjonalny sposób. To przecież na jego własnych oczach klucz w zamku obracał się w kierunku przeciwnym, niż powinien, zwłaszcza że nie można otworzyć kluczem zamka, który nie jest zamknięty. A nawet gdyby z jakichś powodów było inaczej, to stary zamek w drzwiach ich mieszkania zamykał się tylko jednym obrotem klucza. Tymczasem wszyscy wiedzieli, że wtedy klucz przekręcił się kilka razy, a potem jakby pchnięty jakąś siłą, sam upadł na podłogę!

Mój zaintrygowany tym wszystkim ojciec zaczął drążyć sprawę i dowiedział się od babci, że jej brat był ranny w udo czasie pierwszej wojny światowej i od tego czasu utykał na jedną nogę. Dla jej syna była to jednak zbyt słaba przesłanka, żeby uznać, że za drzwiami stał właśnie wuj. Wtedy jednak babcia Jadwiga bardzo niechętnie wyznała, że właśnie jego zobaczyła na tle drzwi i była tym tak ogromnie przerażona, zwłaszcza że wiedziała, iż ich miejsca zamieszkania dzielą setki kilometrów. Brat mieszkał przecież w Niemczech.

Augustyn, którego zobaczyła, wyglądał oczywiście nieco inaczej niż trzydzieści lat wcześniej, gdy poznali się z pociągu, o czym pisałam w poprzednim odcinku tej opowieści: twarz jego była teraz znacznie starsza i otoczona długą siwą brodą, a plecy zgarbione. Babcia jednak zobaczyła szóstym zmysłem, to, co rzeczywiście wydarzyło się w innym kraju. Potwierdził to list, który dwa miesiące później z Niemiec przyszedł list od rodziny Augustyna. W kopercie prócz pisma była też ostatnia fotografia babcinego brata. Wyglądał dokładnie tak, jak babcia opisała go mojemu tacie. Przeczucia mojej babci potwierdziły się co do joty, okazało się, że nawet godzina śmierci brata się zgadzała!

I na tej właśnie podstawie można stwierdzić, że Jadwigę i Augustyna połączyła więź silniejsza od śmierci, choć widzieli się tylko raz w życiu – na pogrzebie swojej babci.

Elżbieta Grymel

 

 

PS. Ze spadkiem po naszej praprababce (babci mojej babci Jadwigi) wiąże się historia o naszym rodzinnym skarbie, ale o tym opowiem innym razem.

Komentarze

Dodaj komentarz