Babciawpadła w przerażenie na widok gospodyni, ktra nie żyła od kilku miesięcy / Elżbieta Grymel
Babciawpadła w przerażenie na widok gospodyni, ktra nie żyła od kilku miesięcy / Elżbieta Grymel

 

Każdy wpadłby w ogromne przerażenie, gdyby zobaczył człowieka, który odszedł już z tego świata. Okazuje się jednak, że czasami oczy mogą nas zmylić, o czym na własnej skórze przekonała się moja babcia, która przy tej okazji najadła się strachu.

 

W latach pięćdziesiątych moi dziadkowie zamieszkali w sąsiedniej wsi. Ich nowe mieszkanie składało się z dwóch pokojów, które znajdowały się na pierwszym piętrze w tzw. giblu, czyli ścianie szczytowej największego domu w tej miejscowości. Właścicielem budynku był pewien urzędnik, który razem z żoną i córką zajmował cały parter. Dziadkowie jednak nie narzekali, choć żeby dostać się do swego mieszkania, musieli przechodzi przez część zakurzonego strychu, jako że oba pokoje, które zajmowali, były suche i bardzo słoneczne, a za oknem rozciągał się widok na nieco zdziczały ogród. W pobliżu był też las, za którym bardzo tęsknili, kiedy przez krótki czas mieszkali w mieście.

Babcia bardzo szybko znalazła wspólny język z panią gospodynią, choć ta była od niej sporo starsza. Wspólnie założyły warzywnik i namówiły swoich mężów do uporządkowania ogrodu. Mój dziadek często mawiał, że ich panie to wulkany energii, ale nic nie trwa wiecznie, bo po kilku latach gospodyni nagle poczuła się źle. Zaczęło się od niby zwykłego przeziębienia, ale z czasem pani Elza, bo tak miała na imię, była coraz słabsza i nie dożyła już następnej wiosny. Gospodarz bardzo przeżył śmierć żony, zwłaszcza że został sam jak przysłowiowy palec, ponieważ ich jedyna córka wyjechała za pracą aż do Wrocławia. W tamtych czasach po skończeniu studiów dostawało się bowiem nakaz pracy, zazwyczaj daleko od domu.

Ponieważ jednak w miejscowej, wiejskiej szkole brakowało polonisty, istniał cień szansy, że po skończeniu roku szkolnego dziewczynie uda jej się wrócić na stare śmieci i znaleźć pracę w rodzinnej miejscowości. Do tego czasu obiady gospodarzowi miała gotować moja babcia, a resztą prac domowych zajął się sam starszy pan. Tamtej nocy babcia cierpiała na bezsenność, więc zasnęła dopiero nad ranem, dlatego obudziła się późno, bo około godziny dziewiątej. Nie zjadła nawet śniadania, tylko szybko ubrała się i zamierzała pójść do jedynego we wsi sklepiku spożywczego po chleb. Ponieważ obawiała się, że może go zabraknąć, jak to często bywało podczas żniw, kiedy ludzie niechętnie wybierali się do miasta po sprawunki, tylko wszystko kupowali na miejscu. Była to dla nich oszczędność cennego czasu, który należało przeznaczyć na pracę w polu.

Babcia była już w połowie schodów, kiedy w długim, ciemnym korytarzu zobaczyła znajomą, jak jej się zdawało, kobiecą postać. Zanim dotarło do niej, kto to może być, kobieta ta weszła w smugę światła, jakie wpadało przez jedyne w korytarzu wysoko umieszczone okno. To była zmarła gospodyni! Nogi mojej babci same zatrzęsły się ze strachu i pewnie spadłaby ze schodów, gdyby odruchowo w porę nie zdołała uchwycić się poręczy.

– Boże, co teraz... – tylko tyle przebiegło jej przez myśl.

– Nie bójcie się, kobieto! – odezwała się nagle zjawa. – Ja nie jestem Elza, tylko Klara, jej siostra bliźniaczka!– rzekła.

Dopiero po dłuższej chwili moja babcia doszła do siebie po szoku, jakiego doznała, i wysłuchała opowieści rzekomej zjawy. Tego dnia pani Klara przyjechała do Żor pociągiem około godziny szóstej rano. Ponieważ był to dzień jej imienin, postanowiła, że zajdzie najpierw do kościoła na poranną mszę, następnie zajrzy na cmentarz na grób siostry, a dopiero potem pójdzie odwiedzić szwagra i tak też uczyniła. Już w kościele pojawienie się Klary wzbudziło sensację. Kiedy usiadła w ławce, gdzie było kilka wolnych miejsc, zaraz wokół niej zrobiło się pusto, starsi ludzie woleli "wisieć" na laskach niż siedzieć koło ducha, jak byli przekonani!

Jeszcze gorzej było na cmentarzu: kiedy kopidół zobaczył ją pochylającą się nad grobem siostry, to zostawił łopatę i rzucił się do ucieczki, zaś kiedy pani Klara szła przez wieś, ludzie na jej widok kreślili na czole znak krzyża!

Jak widzicie, drodzy Czytelnicy, czasem straszą nas inni, niekiedy straszymy się sami, a jeszcze kiedy indziej, tak jak w tej opowieści, pomaga nam w tym przypadek.

Elżbieta Grymel

Słowniczek:

Kopidół – grabarz (potocznie po śląsku).

 

PS: Drodzy Czytelnicy, niniejszym ogłaszam, że tym razem przez najbliższe cztery tygodnie w tej rubryce straszyć będą utopki, zapraszam więc do czytania!

Komentarze

Dodaj komentarz