Masłowski: Lato

Kilka dni temu byłem świadkiem wydarzenia, które w sposób szczególny zagrało w moim sercu i duszy. A wszystko to z powodu lata. I nie będzie to tekst o wyjątkowym krajobrazie, który zobaczyłem w egzotycznych krajach.Nie będę was też przekonywał do walorów polskiej przyrody. Nie będzie to też opowieść o kobiecych wdziękach, chociaż tu byłoby co napisać po tegorocznych wrażeniach.

Spędziłem pięć dni w gospodarstwie rolnym, gdzieś na pograniczu opolskiego i łódzkiego. Były tam huculskie konie, które ściągnęły mnie i rodzinkę właśnie w to miejsce. Były krowy i świnie. Było też tyle komarów, że wyglądam, jakbym miał ospę. I chociaż na podwórku był rozporowy basen, dzieci wybrały tego dnia staw. A niezłe to było towarzystwo. Dzieci miejscowe - w tym jedna dziewczynka urodzona w Rosji, która przeprowadziła się z rodziną na opolską wieś. Dzieci letnicy, w tym Jasin, chłopiec, który ma matkę Polkę i tatę Araba (zresztą wdzięczny temat na odrębny felieton). Moja córka i dzieci prosto z Pekinu. Wyobraźcie sobie, że człowiek jedzie 120 kilometrów, żeby na podwórku spotkać matkę z trójką dzieci z Boguszowic. Przy okazji pozdrowienia dla Roberta, Vanessy i malutkiego Radka oraz ich mamy.

Byłem jednym z trzech dorosłych pilnujących tej czeladki. 10 dzieci w wieku od 10 do 13 lat. Skakały z pomostu do niewielkiego stawu, który miał z półtora metra głębokości. Skakały, śmiały się, zrzucały z pomostu, kłóciły czasem szpetnie. Skakały pojedynczo, trzymając się za ręce, nieudolnie próbowały skakać na główkę. Rzucały w siebie mułem, którego jakość pewnie przewyższa renomowane muły dostępne w pięciogwiazdkowym spa. Nieśmiało próbowały sił w zalotach i testowały, kto się komu podoba i jak zwrócić uwagę płci przeciwnej. Dla zbalansowania tego przesłodzonego obrazu warto zwrócić uwagę, że roznosili wokoło dosyć specyficzny zapach mulistej wody. Doprawdy przednia to była zabawa. Aż człowieka dziw bierze, że dzieci w odpowiednich warunkach nic a nic się nie zmieniły. Nie ma barier, nie ma sterylności. Jest jeszcze nadzieja w ludzkości. Dzień później, bez tej licznej gawiedzi też pospacerowałem nad staw na polu i z pomostu skoczyłem sobie kilka razy do wody. A potem opłukałem się wodą ze szlaucha wyciągniętego ze stodoły. A jak! Aż człowiekowi raźniej na duszy. Można wracać do pracy.

Komentarze

Dodaj komentarz