Uroczystości przy pomniku na pogorzelisku / Tomasz Świstowski
Uroczystości przy pomniku na pogorzelisku / Tomasz Świstowski

 

26 sierpnia minie 25 lat od wybuchu tragicznego pożaru lasów w rejonie Kuźni Raciborskiej. Uroczystości rocznicowe odbyły się z wyprzedzeniem. Uczestniczyli w nich i świadkowie tamtych wydarzeń, i uczestnicy akcji gaśniczej.

 

Lato 1992 roku było wyjątkowo suche i upalne. 26 sierpnia około godziny 13.30 z dwóch wieżach obserwacyjnych zauważono dym unoszący się wzdłuż linii kolejowej Racibórz – Kędzierzyn biegnącej obrzeżem lasu. Ognień pojawiał się liniowo w okolicy Kuźni Raciborskiej i Nędzy, co wskazuje, że przyczyną były iskry, które posypały się z klocków hamulcowych pociągu. Sytuację pogarszał silny i gorący wiatr o zmiennym kierunku. Tak zaczął się największy i najtragiczniejszy pożaru w historii nie tylko naszego regionu, który zabił dwóch strażaków (młodszego kapitana Andrzeja Kaczynę z PSP w Raciborzu i druha Andrzeja Malinowskiego z OSP w Kłodnicy) i obrócił w popioły blisko 10 tysięcy ha lasów.

 

Bilans pożaru

 

Łącznie spaliły się 9062 hektary drzewostanów w Nadleśnictwach: Rudy Raciborskie, Rudziniec i Kędzierzyn. Straty wyniosły 279,3 mln zł, a zwiększone koszty wywożenia drewna oraz zabiegów agrotechnicznych na pogorzelisku pochłonęły kolejne 75,3 mln zł. Z pożarem walczono w kraju przechodzącym transformację ustrojową, ale się udało. W walce brało udział około 4700 strażaków, 3200 żołnierzy, 650 policjantów, 1200 osób z obrony cywilnej, 1150 pracowników Służby Leśnej oraz myśliwi i miejscowa ludność. Użyto czterech śmigłowców, 27 samolotów, 48 ciągników ciężkich i specjalistycznych, 25 ciągników rolniczych, 36 kolejowych cystern na wodę oraz sprzęt i samochody pracowników leśnych.

Witold Cęcek, ówczesny burmistrz Kuźni Raciborskiej, wspominał, że nie było łatwo. – Jeździłem do urzędów, do prezydentów, do wójtów, żeby zabezpieczyli części do samochodów dla służb. Nie wiem, jak bym dzisiaj zdecydował, ale wtedy wydałem pozwolenia na tankowanie paliwa. To były setki, tysiące litrów! Dopiero później przyszła refleksja, że przecież ktoś za to wszystko musi zapłacić. Zaczęli przychodzić też właściciele rzeźni i piekarni po pieniądze, bo wcześniej zamawiano na podstawie mojego podpisu. No ale wszystko się udało! – dodaje. Przypomnijmy, że spłata tych zobowiązań nie byłaby możliwa, gdyby nie wsparcie finansowe prezydenta Lecha Wałęsy. Dzieci z Kuźni poszły do szkoły nie 1 września (w budynkach byli zakwaterowani żołnierze i ratownicy), tylko kilkanaście dni później.

 

Lekcja pokory

 

Kazimierz Szabla, ówczesny nadleśniczy w Rudach, wspominał, że kiedy odjechały już wszystkie służby po ponad 30 dniach i wjechał na pożarzysko, to po horyzont był tylko jeden odcień: czerń. – Cisza, przeraźliwa cisza. Ani jeden ptak się nie odezwał, bo i nie miał czego tam szukać. Nie jestem w stanie podchodzić do tego spokojnie, choć minęło tyle czasu. Każdego z nas, który tu wtedy był, kosztowało to kilka lat życia, również tego rodzinnego. Chcieliśmy odbudować ten las jak najszybciej, zdając sobie sprawę z jego znaczenia w tym środowisku, w tych aglomeracjach czy wokół aglomeracji – wspominał Kazimierz Szabla

Jak dodał, stara się nie jeździć na to pożarzysko, bo to emocje, wspomnienia problemów i trudów. – Później też kontroli i dochodzeń prokuratorskich, które też do końca nie wiedzieliśmy czym się zakończą, czy nie zostaniemy oskarżeni, czy nie będziemy mieli procesów. Pojawiały się zarzuty, że sposób prowadzenia gospodarki leśnej przyczynił się do rozległości pożaru. Stąd ten olbrzymi ładunek emocji. Myślę, że to też ogromne doświadczenie i że to nie zostało zmarnowane. Dzisiaj, kiedy obchodzimy kolejne rocznice, to nie dlatego, żeby świętować, bo tu nie ma co świętować, tylko dlatego, żeby jeszcze raz sobie uzmysłowić, że nie wszystko od nas zależy. To jest przyroda i tu trzeba nauczyć się pokory! – mówi Kazimierz Szabla

 

Zginęło życie

 

Ogień zniszczył nie tylko drzewa, ale i cały ekosystem. – Kiedy rozpoczęliśmy odbudowę tego lasu, to natura eliminowała zakładane uprawy. Nie wiedzieliśmy do końca, dlaczego. To była taka syzyfowa praca. Nic tak bardzo nie deprymuje jak to, gdy człowiek widzi, że jego trud nie przynosi efektów. Okazało się, że ważnym powodem były ogromne temperatury. Poza tym ogień zniszczył też grzyby, naturalnych sojuszników drzew. Tymczasem las nie może istnieć bez bakterii i grzybów, a tu wszystko zostało wysterylizowane przez ogień – mówił Kazimierz Szabla.

Jak tłumaczył, tu wypaliła się cała warstwa próchniczna, czyli to wszystko, co tworzy się przez setki lub tysiące lat i co właściwie decyduje o tym, że to jest las, nie pole. Bez tej warstwy próchniczej, bakterii i grzybów nie byłoby obiegu materii, poza tym drzewa nie są przystosowane do samodzielnego pobierania pokarmu z gleby. – One muszą mieć za towarzysza grzyba, za pomocą którego czerpią pokarm, oddając mu za to produkty asymilacji, czyli cukry. Rozpoczęliśmy więc inwestycje w dziedzinie szkółkarstwa, wprowadziliśmy nowe biotechnologie, żeby zregenerować tę zniszczoną pożarem glebę. Dzisiaj polskie leśnictwo jest w gronie zaledwie kilku państw na świecie, które nimi dysponują – dodaje.

 

Piętno ognia

 

Pożar odcisnął wielkie piętno na życiu mieszkańców naszego regionu i wpłynął na jego najnowszą historię. Nic dziwnego, że obchody jego 25. rocznicy pod hasłem Tragedia – współpraca – doświadczenie – przyszłość miały bardzo uroczysty charakter. Rozpoczęła je msza polowa w intencji poległych strażaków na Stadionie Miejskim w Kuźni Raciborskiej. Później odbył się apel i piękna defilada służb mundurowych oraz wręczenie odznaczeń i odznak dla zasłużonych przedstawicieli służb. Następnie uczestnicy ceremonii przejechali na teren pożarzyska, gdzie przy pomniku poległych strażaków i na ich symbolicznych grobach złożono kwiaty i znicze oraz odmówiono modlitwę. Potem odbyły się występy orkiestr oraz poczęstunek.

 

PS Wkrótce wrócimy do wspomnień mieszkańców i uczestników akcji

 

Gorycz mieszkańców
Szkoda jedynie, że zwykli mieszkańcy, którzy też chcieli wziąć udział w obchodach, musieli stać za barierkami, bo nikt nie wpuścił ich na stadion. Dość powiedzieć, że podczas mszy nie rozdawał tam komunii żaden z księży... Udziałowi mieszkańców w uroczystościach nie sprzyjał też termin obchodów (od rana w dniu roboczym, kiedy trzeba pójść do pracy). Dlatego wielu nie kryło rozgoryczenia taką sytuacją.

 

 

Komentarze

Dodaj komentarz